Prezes PiS-u zawsze analizował wyniki wyborów samorządowych - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 były rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński. - Pewnie dostrzega, że udało się utrzymać ścianę wschodnią, że udało się w pewien sposób osłabić PSL, ale pewnie też dostrzega, że w wielkich miastach PiS poniosło dużą porażkę. A jeśli chce się wygrywać wybory parlamentarne, to trzeba mieć też w miarę przyzwoity wynik w dużych miastach - dodał.
Były rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 ocenił, że wynik Prawa i Sprawiedliwości do sejmików jest "dobry". - Ja mam wrażenie, że to jest przede wszystkim zasługa trzech osób: Mateusza Morawieckiego, Jarosława Kaczyńskiego i Victora D'Hondta - powiedział.
- Pierwszy, Mateusz Morawiecki, był bardzo aktywny w tej kampanii i on ciągnął tę kampanię do przodu ze wsparciem prezesa Kaczyńskiego, szczególnie w tym kluczowym momencie, gdzie chodziły słuchy, że może taśmy zaszkodziły. Wtedy poparcie prezesa Kaczyńskiego to przecięło. I trzeci, dawny belgijski matematyk Victor D'Hondt, który wymyślił taką metodę, która premiuje największe partie - wyjaśniał Łapiński.
W czwartek nad ranem Państwowa Komisja Wyborcza podała ostateczne wyniki niedzielnych wyborów samorządowych. W skali kraju w sejmikach wojewódzkich PiS zdobyło 254 mandaty, Koalicja Obywatelska - 194, PSL - 70, Bezpartyjni Samorządowcy - 15, SLD-Lewica Razem - 11.
W środę wieczorem Państwowa Komisja Wyborcza podała oficjalne wyniki wyborów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Do drugiej tury dojdzie w 649 gminach i miastach.
Metoda d'Hondta jest stosowana do podziału mandatów w systemach wyborczych opartych na proporcjonalnej reprezentacji z listami partyjnymi. Mandaty są dzielone proporcjonalnie do liczby oddanych głosów między komitety, które przekroczyły 5-procentowy próg wyborczy. Jej nazwa pochodzi od nazwiska belgijskiego matematyka Victora D'Hondta.
Łapiński: część polityków PiS uwierzyła w sondaże
Zdaniem Łapińskiego, po wyborach samorządowych "w Prawie i Sprawiedliwości trwają pewne analizy". - Później pewnie ewentualne rozliczenia - mówił.
Jak dodał, na wynik trzeba patrzeć trochę szerzej. - Prawo i Sprawiedliwość od trzech lat rządzi, powinno dostać premię za rządzenie. Prawo i Sprawiedliwość zrealizowało kilka ważnych reform więc myślę, że część polityków Prawa i Sprawiedliwości uwierzyła w sondaże, że będzie nawet i 40 procent, a tych 40 nie ma - skomentował były rzecznik prezydenta.
- To na pewno jest moment, kiedy prezes Prawa i Sprawiedliwości i wielu polityków zastanawia się co zrobić, żeby za rok nie było 34 procent, tylko 42-43 procent i samodzielna większość - mówił.
Jednak jak stwierdził, "pewnie żadnych spektakularnych rozliczeń za ten wynik wyborczy nie będzie".
"To nie była samowolka ministra sprawiedliwości"
Pytany o ewentualne rozliczenie Zbigniewa Ziobro za jego wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, ocenił, że ten wniosek "nie był samodzielną inicjatywą ministra sprawiedliwości". - Wszystkie czynniki decyzyjne w Prawie i Sprawiedliwości musiały o nim wiedzieć. Tak to interpretuję - powiedział Łapiński.
- Informacja o tym może wyszła w nie najlepszym momencie i opozycja na tym tle budowała przekaz o możliwym polexicie, ale przecież to nie była chyba samowolka ministra sprawiedliwości - ocenił.
Ziobro jako prokurator generalny wniósł w ubiegłym tygodniu do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie za niekonstytucyjną regulacji prawa europejskiego w zakresie dopuszczalności występowania przez polskie sądy z pytaniami do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawach dotyczących sądownictwa. Chodzi o ocenę konstytucyjności treści normatywnych zawartych w art. 267 Traktatu o funkcjonowaniu UE, który dotyczy procedury pytań prejudycjalnych. Jest to rozszerzenie poprzedniego jego wniosku do TK z sierpnia tego roku. Wówczas Ziobro skierował do TK wniosek dotyczący przepisów, na podstawie których Sąd Najwyższy na początku sierpnia zawiesił niektóre zapisy nowej ustawy o SN.
Kaczyński "dostrzega, że w wielkich miastach PiS poniosło dużą porażkę"
Łapiński, dopytywany, czy jego zdaniem prezes PiS, jest usatysfakcjonowany wynikiem wyborów, odparł: - Prezes PiS-u zawsze analizował wyniki wyborów samorządowych. Z jednej strony pewnie dostrzega, że udało się utrzymać ścianę wschodnią, dostrzega, że udało się w pewien sposób osłabić PSL, ale pewnie też dostrzega, że w wielkich miastach PiS poniosło dużą porażkę, a jeśli chce się wygrywać wybory parlamentarne to trzeba mieć też w miarę przyzwoity wynik w dużych miastach.
- Jeśli nawet patrzymy na wynik w Warszawie, to przecież Patryk Jaki osiągnął dobry wynik, bo 30 procent to było mniej więcej tyle, ile miał w sondażach. Ostatecznie miał 28 procent, ale on normalnie pewnie gwarantowałby drugą turę. Człowiek zrobił bardzo dobrą kampanię, bardzo intensywną, trwającą pół roku - mówił były rzecznik prezydenta
"Jakiego utopiła frekwencja"
- Co go troszeczkę utopiło? Utopiła go frekwencja. Jeśli patrzymy na jego osobisty wynik, to jest najlepszy wynik kandydata PiS-u w Warszawie od 2006 roku i też lepszy wynik niż PiS do rady miasta. A więc trzeba sobie zadać pytanie: co się stało, że mimo tego dobrego wyniku, nie wszedł do drugiej tury? Była duża frekwencja. Ludzie poszli troszeczkę głosować na zasadzie anty-PiS w Warszawie, ale pewnie też w innych dużych miastach - dodał.
Jego zdaniem, "poszedł zagłosować taki elektorat, dla którego ważne są kwestie bycia w Unii Europejskiej, których łatwiej wystraszyć polexitem".
- Pewnie znaczna część z tych ludzi zostałaby w domu, gdyby emocje nie były tak wysoko podniesione, nie słyszeli na każdym kroku, że to jest głosowanie za Polską w Unii albo za Polska poza Unią. Pewnie zostaliby w domu i frekwencja byłaby o kilka punktów procentowych niższa - stwierdził.
Spot o uchodźcach "zbędny"
Były rzecznik prezydenta był też pytany o spot Prawa i Sprawiedliwości wyemitowany tuż przed ostatnimi wyborami pod hasłem "Wybierz #BezpiecznySamorząd".
Jego autorzy przekonywali, że w przypadku zwycięstwa Platformy Obywatelskiej w wyborach samorządowych do Polski zacznie napływać więcej imigrantów. Spot pokazywał wyimaginowane sytuacje z 2020 roku i uchodźców dopuszczających się przemocy, przestępstw na tle seksualnym i tworzących "enklawy".
Łapiński pytany, kto zatem decyduje o wypuszczaniu podobnych spotów, odparł: - W poprzednich kampaniach było tak, że na początku była strategia na całą kampanię ustalona na kilka miesięcy. Każdy spot był temu podporządkowany. Jeśli się jakiś pojawiał temat, to spot musiał jednak wynikać ze strategii albo się w nią wpisywać.
- Spoty dla samych spotów to nie jest kampania. Można oczywiście robić billboardy, konwencje, spoty, tylko że to są techniki kampanijne. One muszą wynikać z jakiejś analizy, ze strategii i potem można krok po kroku ją realizować. Oczywiście trzeba reagować na to, co się dzieje, ale to nie mogą być reakcje chaotyczne - tłumaczył.
- Ten spot trzeba rozważyć na tle, nie czy był ładny, czy nieładny, ale czy był skuteczny. Dzisiaj nie było żadnych emocji związanych z uchodźcami - przyznał.
Dopytywany, czy taki spot może pojawić się bez wiedzy i zgody prezesa, powiedział, że tak. - Prezes nie musi go oglądać przed i akceptować, bo od tego jest sztab wyborczy. To nie jest tak, że każdą pojedynczą decyzję w czasie kampanii prezes musi zaakceptować. To też byłoby trudne techniczne. To jest pytanie do sztabu, jaki był tutaj mechanizm decyzyjny - mówił.
Zapytany, czy jego zdaniem wyemitowanie spotu było złą decyzją, odparł: - Czy dzisiaj w ogóle ten spot był potrzebny? Czy były takie emocje społeczne, gdzie jednym z najważniejszych tematów dla ludzi, którzy idą głosować, była kwestia uchodźców?
Jego zdaniem, spot był "zbędny".
Autor: kb//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24