Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której Prawo i Sprawiedliwość właściwie zmierza pewnym krokiem w stronę konstytucyjnego zamachu stanu - ocenił w "Kropce nad i" mecenas Roman Giertych. W programie odniósł się do sytuacji wokół wyborów prezydenckich w obliczu trwającej epidemii.
Jarosław Gowin poinformował w poniedziałek o złożeniu dymisji z funkcji wicepremiera i ministra nauki. Jego zdaniem majowe wybory prezydenckie nie mogą się odbyć w zaplanowanym terminie. Na stanowisko wicepremiera Gowin zarekomendował minister rozwoju Jadwigę Emilewicz. Porozumienie nie rezygnuje z koalicji i pozostaje częścią rządzącej Zjednoczonej Prawicy.
W Sejmie wieczorem w poniedziałek rozpoczęły się obrady, podczas których posłowie przyjęli wniosek o wprowadzenie do porządku obrad prac nad nowym projektem PiS w sprawie sposobu przeprowadzenia wyborów. Zakłada on między innymi, że w stanie epidemii marszałek Sejmu może zarządzić zmianę terminu wyborów. Wcześniej Sejm nie zgodził się, aby wprowadzić do porządku obrad projekt Prawa i Sprawiedliwości w sprawie głosowania korespondencyjnego.
NA TVN24.PL RELACJONUJEMY OBRADY SEJMOWE >>>
W "Kropce nad i" w TVN24 mecenas Roman Giertych komentował poniedziałkowe wydarzenia na Wiejskiej. Wspominał także wydarzenia z 2007 roku, gdy scysje pomiędzy ugrupowaniami doprowadziły do rozpadu rządu. Giertych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego był wicepremierem i ministrem edukacji narodowej.
- Te analogie jednak są nieporównywalne. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której Prawo i Sprawiedliwość właściwie zmierza pewnym krokiem w stronę konstytucyjnego zamachu stanu - skomentował.
Jego zdaniem "próba zmiany konstytucji zwykłą ustawą i wprowadzenie zapisu, że marszałek Sejmu może dowolnie ustawić sobie termin wyborów" jest "złamaniem nie tylko ustaw, złamaniem regulaminu Sejmu, ale wprost zapisów konstytucyjnych i to w odniesieniu do istoty demokracji, czyli wyborów". - Rząd ma obecnie obowiązek wprowadzić stan nadzwyczajny, stan klęski żywiołowej. Argumenty, że nie może komuś wypłacić odszkodowań są po prostu łgarstwem, są fałszywe. Obowiązku zwrotu za szkody wywołane przez epidemię nie ma - podkreślał.
- Istotą, celem Jarosława Kaczyńskiego jest przeprowadzenie wyborów prezydenckich w terminie, wyborów w czasie epidemii. On doskonale wie, że za trzy miesiące z powodu tego, że zmarnotrawiono wydane nieroztropnie, bądź skradziono, pieniądze z budżetu państwa, będzie ogromny kryzys gospodarczy i niepokoje społeczne - przyznał.
"Kaczyński jest w stanie zaryzykować zdrowie i życie ludzi"
Mecenas pytany w programie o pomysł głosowania korespondencyjnego zwrócił uwagę na kilka aspektów.
- Poczta Polska nie dysponuje adresami wyborców a adresami zameldowania. Różnica między zameldowaniem a adresem jest w Polsce poważna. Przynajmniej 20 procent osób nie głosuje w miejscu, gdzie są zameldowane. Drugi problem to problem techniczny. Dostarczenia tego wszystkiego [pakietów do głosowania - red.], co wydaje się zadaniem niewykonalnym - wymieniał.
Trzecim problemem według Giertycha są terminy. Zwrócił uwagę, że jeśli ustawa o głosowaniu korespondencyjnym trafi z Sejmu do Senatu, to izba wyższa ma prawo pracować nad tą ustawą przez 30 dni.
- Albo to prawo nie wejdzie w życie, albo wejdzie tuż przed terminem głosowania, co czyni wybory karykaturalnymi - ocenił. - Jarosław Kaczyński jest w stanie zaryzykować zdrowie i życie ludzi, uczynić ze święta demokracji farsę tylko po to, aby utrzymać władzę lub pozory władzy - powiedział.
"Układ rządowy będzie niedługo odpowiadał przed obywatelami"
Giertych dopytywany, czy można będzie w przyszłości domagać się uznania nieważności wyborów przez sąd odpowiedział, że "oczywiście, że te wybory będą zaskarżone, jeśli będą przeprowadzone". - Ja wciąż mam nadzieję, że [rządzący - red.] jednak się opamiętają - dodał.
Ocenił później, że w obliczu zastanej sytuacji "państwo kompletnie nie daje sobie rady". - Na dwóch płaszczyznach: zdrowotnej, bo to obywatele przez solidarność społeczną ratują szpitale, oraz ekonomicznej - wyjaśnił.
- Cały układ rządowy będzie niedługo odpowiadał przed obywatelami. Gdyby dzisiaj była możliwość organizowania demonstracji, to mielibyśmy demonstracje na 100, 200 czy 300 tysięcy ludzi - mówił. - Nie ma tej możliwości, bo mamy epidemię, ale to nie oznacza, że na jesieni nie będziemy mieli masowych demonstracji społecznych - przekonywał.
Jak dodał, "tego też się obawia Jarosław Kaczyński, który po trupach do celu chce doprowadzić do wyborów". Giertych wyraził przekonanie, że wyborów 10 maja nie będzie. - Nie da się ich zrealizować. Ktokolwiek chce to robić, to próbuje narzucić swoją wolę faktom. A koronawirus nie podlega Jarosławowi Kaczyńskiemu. Wirus nie jest podatny na prezesa PiS - zauważył.
Autorka/Autor: akw//now
Źródło: TVN24