Rodzina państwa Zielińskich dopiero po 34 latach dowiedziała się, że syn, którego wychowywali, nie jest ich biologicznym dzieckiem. Prawda wyszła na jaw po pożarze. W odnalezieniu jej prawdziwego dziecka pomogli internauci. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Po 34 latach państwo Zielińscy w końcu wiedzą, że Maciej, którego wychowywali, nie był ich biologicznym synem. Wiedzą też, że jest nim człowiek, którego teraz udało się odnaleźć dzięki pomocy internautów. - Dzięki odbiorcom, dzięki prywatnym osobom, udało się to rozwiązać bardzo szybko. Chociaż rodzice czekali cztery lata – mówi Iga Ore-Ofe z portalu "Zaginieni Przed Laty".
Cztery lata temu życie rodziny Zielińskich spod Szydłowca wywróciło się do góry nogami. Zaczęło się od pożaru, w którym zginął ich syn, Maciej. - Straciłam bliską osobę, a jednocześnie dowiedziałam się o osobie, która może tęskni, może podświadomie czuje, że coś jest nie tak w jej życiu – mówi Elżbieta Zielińska.
Po pożarze nie potrafili zidentyfikować syna, dlatego zlecono badania DNA. Pierwszym szokiem dla rodziców był fakt, że pan January nie jest biologicznym ojcem Macieja. Kolejny test wykazał, że także z panią Elżbietą nie łączyło go żadne pokrewieństwo. Jednak kolejne badania potwierdziły, że ofiara pożaru to na pewno Maciej Zieliński. - Przez 30 lat był w naszej rodzinie. To cios jest dla rodziny, dla ojca, dla matki – mówi January Zieliński.
Pani Elżbieta rodziła w radomskim szpitalu w połowie lat 80. Niewiele pamięta, bo miała cesarskie cięcie w pełnej narkozie. Syna zobaczyła dopiero po kilkunastu godzinach. A 30 lat później próbowała dotrzeć do kobiet, które rodziły w tym samym czasie. - Nikt nie mógł pomóc, nikt chciał pomóc, dopóki nie trafiła na osoby, które pracują jako wolontariusze i są na tyle zdeterminowane, żeby jej pomóc – stwierdziła Iga Ore-Ofe.
Odzew wśród internautów był błyskawiczny. W zeszły piątek państwo Zielińscy dostali wyniki badań DNA. Odnaleźli swojego biologicznego syna. Równolegle inna rodzina dowiedziała się o tej fatalnej pomyłce sprzed lat i też będzie musiała się z tym teraz zmierzyć. - Ogromnym ciężarem dla drugiej rodziny jest podwójna strata, bo dowiedzieli się, że osoba, z którą żyli, nie jest ich biologicznym synem, a ich prawdziwy syn umarł – twierdzi psychoterapeutka Violetta Nowacka.
"To szansa na stworzenie nowych jakości rodzinnych"
Do zamiany dzieci doszło najprawdopodobniej w radomskim szpitalu, ale władze placówki nigdy tego nie potwierdziły i póki co odcinają się od sprawy. "Nie planujemy udzielać kolejnych komentarzy. Postanowiliśmy pozostawić ocenę sprawy powołanym do tego instytucjom" – napisała Elżbieta Cieślak, rzeczniczka Radomskiego Szpitala Specjalistycznego.
Udowodnienie, że to właśnie tam doszło do pomyłki, może być bardzo trudne. Mimo to, rodziny rozważają zgłoszenie sprawy do organów ścigania. - Upływ czasu może utrudnić postępowanie, ale w żadnym wypadku nie jest przeszkodą, żeby udowodnić, gdzie i w którym momencie doszło do zamiany dzieci – mówi adwokat Maria Wentlandt-Walkiewicz.
Nie wiadomo, czy doszło już do spotkania państwa Zielińskich z ich biologicznym synem i ludźmi, którzy go wychowali. Jeszcze w czasie poszukiwań pani Elżbieta mówiła, że chce znać dziecko. - Myślę, że to jest szansa na stworzenie nowych jakości rodzinnych. Każdy człowiek może z nich czerpać to, co dla niego najlepsze w danym okresie życia – podkreśla Violetta Nowacka.
Źródło: TVN24