- Muszę powiedzieć, że od państwa dowiaduję się takiej rewelacji - komentuje były minister środowiska Jan Szyszko, pytany o pojawienie się kontrowersyjnego artykułu 36. w ustawie o prawie wodnym. Obecny szef resortu Henryk Kowalczyk również nie chce odpowiedzieć na pytanie, kto jest jego autorem.
W piątek prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy dotyczącej prawa wodnego. To jedna z największych ustaw przyjętych przez Sejm obecnej kadencji. Zawiera kontrowersyjny zapis, który może wiele kosztować polskich przedsiębiorców, a do jego autorstwa nikt się nie przyznaje. Sprawę nagłośnili dziennikarze "Superwizjera".
Do tej pory, fabryki czy oczyszczalnie ścieków same musiały kupować urządzenia do pomiaru ścieków. Nowa ustawa to zmienia. Teraz, zgodnie z artykułem 36, urządzenia są kupowane przez nowy urząd, czyli Wody Polskie, w ramach centralnych przetargów. Decydujący głos należy do urzędników. Ponadto, według nowych przepisów sprzęt musi mieć tak zwane zatwierdzenie typu, czyli certyfikat przyznawany przez Główny Urząd Miar. Nie opracowano jeszcze standardów. Brak powyższego certyfikatu zabrania polskim przedsiębiorcom sprzedaży urządzeń. Mogą to natomiast robić zagraniczni producenci, których sprzęt ma równoważne certyfikaty.
Nie wiadomo, ile urządzeń do pomiaru ścieków należy zamontować i ile będą kosztować. Wiceminister środowiska Mariusza Gajdy mówił w Sejmie, że należy zamontować 10 tysięcy urządzeń. Przyjmując jako średnią cenę 80 tysięcy złotych, wychodzi blisko miliard złotych. Nigdzie jednak nie ma oficjalnych szacunków. W dokumentach z prac ustawodawczych jest mowa nawet o 150 tysiącach urządzeń, co przy średniej cenie 80 tysięcy daje 12 miliardów złotych.
"Trzeba procedować, dokonywać zmian a nie ulegać"
W poniedziałek reporter TVN24 Radomir Wit również usiłował znaleźć odpowiedź na pytanie, kto wprowadził do ustawy kontrowersyjny artykuł.
- Proszę zgłosić się do ministra, którym się tym opiekuje - odpowiedział były minister środowiska Jan Szyszko. W ubiegłym roku, kiedy rządowy projekt ustawy wpłynął do Sejmu, jego głównym autorem był jego były podwładny - wiceminister środowiska, Mariusz Gajda.
- Muszę powiedzieć, że od państwa dowiaduję się takiej rewelacji - odparł Szyszko, pytany o pojawienie się w ustawie tego zapisu.
Radomir Wit próbował także zasięgnąć informacji u posła Jerzego Gosiewskiego. Polityk Prawa i Sprawiedliwości w zeszłym roku podczas procedowania ustawy stwierdził, że dyskusja społeczna na temat nowelizacji nie jest potrzebna.
- Ja bym prosił, żeby tą wyjątkowa destrukcyjną dyskusję zakończyć i przystąpić do procedowania tej wyjątkowo krótkiej, a jakże potrzebnej zmiany - mówił.
Zapytany w poniedziałek o to, dlaczego wtedy nie chciał wysłuchać na ten temat opinii społecznej, odparł:
- Dlatego, że trzeba procedować, dokonywać zmian a nie ulegać presji tych, którzy chcą cokolwiek blokować - skwitował.
Obecny minister środowiska Henryk Kowalczyk nie chciał komentować sprawy i odsyłał do zupełnie innego resortu.
"Nie może być to przypadkiem"
Do kwestii artykułu 36. odnieśli się także przedstawiciele opozycji.
- Wprowadza się zapis o zakupie urządzeń, które przedtem każdy odprowadzający ścieki sam sobie montował i wybierał dobre i tanie, i to było jedyne kryterium. Nie kryterium czy polskie czy zagraniczne, tylko dobre i tanie - komentowała Gabriela Lenartowicz z Platformy Obywatelskiej, zasiadająca w komisji ochrony środowiska.
- Akurat polski producent w tej konkurencji wygrywał, a teraz będzie to kupowała instytucja centralna, notabene powołana przez tę ustawę - dodała. Jak podkreśliła, "będzie jeszcze kilka dobrych afer, wynikających z z funkcjonowania czy z braku funkcjonowania tej ustawy".
- Nie może być to przypadkiem - oceniła.
- Jeśli ten zapis jest efektem bałaganu i przypadku to naprawdę martwmy się o państwo PiS. Bo to na nasz rachunek będzie wprowadzało nie tylko destrukcję, nie tylko bałagan, ale zapis, który spowoduje, że w tej mętnej wodzie niejeden rekin urośnie naszym kosztem - stwierdziła.
Autor: JZ//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24