Jak gangsterzy przejęli więzienie. Reportaż Superwizjera o areszcie na Białołęce w Warszawie

Źródło:
SUPERWIZJER TVN
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN
wideo 2/4
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zasadą w więziennictwie jest oddzielanie od siebie członków gangów i umieszczanie ich w różnych zakładach karnych. Na warszawskiej Białołęce stało się inaczej. W tym samym czasie znaleźli się tam przywódcy najgroźniejszych polskich grup przestępczych. O tym, co z tego wynikło, opowiedział jeden z przestępców. Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego", obrońcy oskarżonych podważają wersję Sebastiana K. Ale potwierdza ją nieoficjalnie część byłych strażników. Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z konkretnych pytań dziennikarzy. Reportaż Ewy Galicy i Jakuba Stachowiaka "Jak gangsterzy przejęli więzienie".

"Wnioskuję o przesłuchanie mojej osoby na okoliczność działania zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem narkotykami w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka, jak również na terenie całego kraju. Osoby, o działalności których chcę zeznawać, są bardzo niebezpieczne" - to zeznania 38-letniego Sebastiana K. pseudonim Łysy, z zawodu stolarza meblowego, drobnego warszawskiego przestępcy. W 2019 roku zgłosił się on do prokuratury, aby zeznawać w sprawie handlu narkotykami w areszcie śledczym na Białołęce w Warszawie.

"Do aresztu trafiłem pierwszy raz w 2000 roku i od tamtej pory przebywałem w zakładach z małymi wyjątkami. Najdłużej na wolności przebywałem około roku. Kiedy trafiłem na Białołękę w okresie maj-czerwiec 2017 roku zaczęli przyjeżdżać tam członkowie grupy mokotowskiej" – zeznaje Sebastian K.

OGLĄDAJ CAŁY REPORTAŻ W TVN24 GO

Handel narkotykami na terenie aresztu

Na wolności "Łysy" mógł co najwyżej pomarzyć o przynależności do gangu mokotowskiego. Jego członkowie tworzyli zamkniętą, dobrze zorganizowaną i szalenie niebezpieczną grupę.

- Wszyscy zajmowali się handlem narkotykami, brali udział w wymuszeniach haraczy, byli też związani z serią porwań w ramach tak zwanego gangu obcinaczy palców – mówi anonimowo funkcjonariusz operacyjny policji. – Jako pierwsi zdecydowali się na to, żeby, porywając ofiary dla okupu, obcinać im palce i wysyłać rodzinie. Jako pierwsi też nie negocjowali okupu, tylko jeżeli okup nie był dostarczony w całości, to porwana osoba nigdy nie trafiała z powrotem do domu - dodaje.

Funkcjonariusz mówi, że "nie można wykluczyć, że każdy na koncie ma głowę". – Na pewno niektórzy z nich mają niejedną, pomimo że nie zostało to procesowo udowodnione – podkreśla.

"Łysy", doskonale znający areszt, szybko zostaje zauważony przez zwożonych na Białołękę gangsterów. "Handel, konkretnie narkotykami, na terenie aresztu zaproponował mi jeden z członków gangu. Zapytał mnie, czy orientuję się, jak wygląda tutaj w areszcie sprawa z handlem narkotykami: czy jest popyt, kto handluje i czym? Powiedziałem, że w chwili obecnej nie ma nikogo, kto by trzymał te kwestie na stałe" – zeznał.

W ciągu następnych miesięcy Sebastian K. rozwijał handel. Jednocześnie do aresztu trafiali kolejni członkowie "mokotowskich". W pewnym momencie na Białołęce siedziało prawie całe szefostwo gangu, między innymi Artur N. pseudonim Arczi, Wojciech S., "Wojtas" i Sebastian L., "Lepa".

Mieli w areszcie układy na alkohol, narkotyki, a nawet policyjnego psa. Opowiada Jarosław Jabrzyk, szef "Superwizjera"

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowaliTVN24

- To było strasznie hermetyczne towarzystwo, dlatego że to są ludzie, którzy znają się od kajtka, praktycznie z podwórek, mieszkali niedaleko. Artur N. był chłopakiem, który potrafił się bić, ale był megakulturalny, megasympatyczny. Zresztą nawet aparycję miał przystojnego młodego chłopaka – mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – A jednak w pewnym momencie się okazało, że to on jest mózgiem wielu operacji – dodaje.

Funkcjonariusz opowiada, że "Wojtas" z kolei był "typowym człowiekiem od mokrej roboty". – Swego czasu nazywany komando śmierci grupy mokotowskiej. Ten człowiek jest bardzo niebezpieczny – wyjaśnia.

Pięć osób, które rządziły aresztem

"Łysy" w swoich zeznaniach wskazał w sumie pięć osób, które rządziły aresztem na Białołęce. Trójkę z Mokotowa uzupełniali Andrzej Z. pseudonim Słowik i Zbigniew C. ps. Daks. Pierwszy uważany jest za jednego z założycieli gangu pruszkowskiego, drugiego zaś określano mianem bossa warszawskiego półświatka.

"'Słowik', wchodząc do interesu narkotykowego na Białołęce, wniósł sporo osób, które miały się tym zajmować, pomagać w korumpowaniu funkcjonariuszy. 'Słowik' to gwiazdor i to on siedzi tam, gdzie chce, a nie, gdzie osadzają go funkcjonariusze" – zdradza Sebastian K.

- Tak naprawdę ktoś nie spojrzał na to kompleksowo i nie zdał sobie sprawy z tego, że umieszczenie tych wszystkich ludzi w jednym miejscu to jest tak naprawdę w jakiś sposób odtworzenie w więzieniu najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiej – uważa funkcjonariusz operacyjny policji. – Jak Pablo Escobar mieliby swoje więzienie – dodaje.

Były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel przypomina, że "w Warszawie, gdzie są cztery jednostki penitencjarne, nawet 20 osadzonych można tak rozmieścić, że nie ma mowy, żeby się spotkali".

Były dyrektor generalny Służby Więziennej pułkownik Kajetan DubielTVN24

"Od momentu, kiedy zacząłem przynależeć do grupy mokotowskiej i zacząłem być widywany z nimi, w skrócie mogę to ująć, że nie byłem już K., tylko pan K." – zauważa "Łysy".

Przez kolejne dwa lata "Łysy", jak wynika z jego zeznań, był odpowiedzialny za rozprowadzanie narkotyków na terenie aresztu. O skali jego działalności niech świadczy fakt, że areszt na Białołęce to największy w Polsce i jeden z największych w Europie tego typu obiektów. Powstały w latach 60. zespół budynków może pomieścić ponad 1700 osób.

"Łysy" początkowo dostawał towar od szefów grupy mokotowskiej - i z nimi miał się rozliczać. To bardzo ważne w tej historii, ponieważ mężczyzna wyjawił prokuraturze, kto dostarczał mu narkotyki. Opowiadał, że w przeszłości dzięki swoim znajomościom w areszcie wiedział, że może liczyć na cichą przychylność strażników więziennych.

Strażnicy wiedzieli, że na oddziale są narkotyki

"Brałem różne ilości, od 5 do 20 gramów, głównie marihuany. Była też amfetamina, kokaina. Była przynoszona na własny użytek dla 'Lepy', 'Arcziego' i 'Słowika'. Kokainę przynoszoną dla nich przekazywałem na wizytach u lekarza lub stomatologa. Ja sam miałem kilka rozmów z funkcjonariuszami straży więziennej, którzy powiedzieli mi, że wiedzą, dla kogo handluję i czym, i wprost mi powiedzieli, że mam nie handlować amfetaminą tylko marihuaną, bo po tym więźniowie są spokojni, a oni nie mają problemów" – zeznaje "Łysy".

Sebastian K. zeznawał, że grupa mokotowska miała w każdym z czterech głównych pawilonów aresztu swojego człowieka, który nadzorował rozprowadzanie narkotyków i ściągał pieniądze. Sytuacje, o których opowiada "Łysy", na własne oczy widział Grzegorz S., który w tamtym czasie także siedział w areszcie na Białołęce.

- Panowie z grupy mokotowskiej głównie korzystali z tak zwanych kajfusów, czyli kalifaktorów, którzy roznoszą jedzenie, oraz ze strażników więziennych, którzy po prostu za pieniądze dostarczali im pod cele alkohol, narkotyki, telefony - mówi Grzegorz S.

Niektórzy byli strażnicy więzienni przyznają, że do areszcie śledczym dochodziło do handlu narkotykami i innymi przedmiotamiTVN24

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowali. – Ci panowie założyli spółdzielnię, założyli interes i zaczęli go prowadzić. Natomiast to, co dla mniej jest najbardziej bulwersujące i niepokojące, to jest to, że wciągnęli do tego funkcjonariuszy – podkreśla płk Kajetan Dubiel.

Sebastian K. opowiada dalej: "Miałem najwięcej informacji o prywatnym życiu strażników, bo siedziałem tu najdłużej. Wytypowałem trzech strażników z oddziału i był to Kamil, Sławek i Marcin. Puszczał nas do telefonów bez zgody organów. Z czasem dostawał papierosy, a potem pieniądze. Zaczęliśmy go dopytywać, kogo na tym oddziale można jeszcze skorumpować. Wymienił oddziałowego Mariana, Czarka i 'Brodę'. Byli skorumpowani od lipca 2017 roku. Wszyscy mieli stawki stałe za załatwianie tematów z osadzonym. Płaciliśmy za świetlicę, telefony, za przynoszenie rzeczy z wolności".

Telefon był w areszcie bardzo pożądanym przedmiotem. Dzięki posiadaniu miniaturowej komórki gangsterzy mogli bez problemu porozumiewać się ze światem zewnętrznym. "Łysy" także miał telefon w celi. "Aparat telefoniczny włączałem jedynie w godzinach od 17 do 20, i to nie każdego dnia. Po godzinie 20 strażnicy sprawdzają urządzeniem do wykrywania telefonów celę. Wiedziałem o tym, jak przebiegają kontrole z telefonami od strażników. Godziny, w których najlepiej jest zadzwonić z telefonu pod celą podpowiedzieli mi sami strażnicy" – zeznaje Sebastian K.

- Ci ludzie, mając telefony, jeżeli na zewnątrz są jacyś ich koledzy, są jacyś inni członkowie grupy przestępczej, tak naprawdę oni mają nadal możliwości popełniania przestępstw lub zlecania przestępstw - mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – Jaki jest problem, żeby zadzwonić i zlecić zamordowanie świadka? – zastanawia się.

Na podstawie złożonych przez świadka zeznań udało się ustalić numery komórek, które gangsterzy ukrywali w celach. Okazało się, że tylko z jednego z numerów dzwoniono ponad 1300 razy. Najdłuższe połączenie trwało prawie 45 minut.

Można było 100 tysięcy złotych zarobić w tydzień

"Łysy" na temat skorumpowanych strażników zeznawał w prokuraturze całymi tygodniami. Opowiadał, że strażnicy za przysługi brali od 50 do nawet 1000 złotych. Dzięki jego zeznaniom zatrzymano i aresztowano ponad 20 osób. Kiedy wyszli, dziennikarze "Superwizjera" odszukali kilku z nich.

Jeden z byłych strażników, zapytany, czy było warto ryzykować dla 50 złotych za paczkę lub nawet dla 1000 złotych odpowiada: "Nie za wszystko weźmiesz od razu 10 czy 100 tysięcy. Opłacało, nie opłacało, teraz, z perspektywy czasu, to jest głupota może, ale ja się zajmowałem drobnymi rzeczami".

– Ale ci, co zajmowali się grubszymi rzeczami? Jakie oni sumy meldowali? Były "oferty pracy" takie, że można było i 100 tysięcy zarobić w tydzień czasu. Była to robota na wolności, niemająca nic wspólnego z więziennictwem, ale jakby się wydało, że to robisz, to grube lata przede mną za kratkami – dodaje.

Gangsterzy mieli handlować narkotykami w areszcie śledczymTVN24

Narkotyki wnoszono po prostu w kieszeni

Zapytany o wnoszenie narkotyków na teren zakładu, odpowiada, że robiono to w najprostszy sposób - w kieszeni. – Kto cię miał kontrolować, jeżeli ja byłem przewodnikiem psów specjalnych na areszcie i zrobiłem kurs, a nie mogłem użyć tego psa? Myśmy nie mogli użyć psa, bo pies by wykrył narkotyki. Pies siedział w budzie, dostawał żreć, trochę wybiegu i tyle. Rzadko kiedy, prowizorycznie się zdarzyło, że kierownik kazał użyć psa do przeszukania jakiejś celi. Dobrze wiedział, którą celę przeszukuje – wspomina były strażnik.

Inny z byłych strażników aresztu śledczego przyznaje, że "Białołęka jest tak otwartym więzieniem, że tam wszystko można sobie wnieść". – Jest nasza duża wina. Mówię nasza, bo ja też jestem wplątany w tę sprawę i może jestem w stanie się przyznać do swojej winy w sądzie – mówi.

- Mnie zarzucają, że telefon przyniosłem. Tylko dziwna sprawa, bo z CBŚ przyjechali do mnie na służbę, przeszukali moją dyżurkę calutką, mnie przeszukali i nic nie znaleźli – wspomina były strażnik. – Pięć godzin później, jak mnie zabrali z jednostki do domu, funkcjonariusze aresztu weszli do mojej dyżurki przeszukiwać ją, i znaleźli w jakimś czajniku mikrotelefon – dodaje.

Jeden z oddziałowych w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka zapewnia, że nie ma żadnych dowodów, że współpracował z gangiem mokotowskim. – Żadnych nie może być, bo po prostu tego nie robiłem. Każdy ma swoje dowody, że to jest lipa totalna – przekonuje.

Większość strażników nie przyznała się do współpracy z gangsterami. Nie chcą mówić tego otwarcie, ale część z nich była przez gangsterów szantażowana. – Oni wszystko wiedzieli o nas. Grupa mokotowska miała moje dane, wiedziała, jak córka ma na imię – przyznaje jeden z nich. Dodaje, że nie tylko on odczuwał zagrożenie. – Znalazłem zdjęcie mojej żony u siebie w dyżurce. Zrobione, jak wchodziła do pracy. Mogło być ostrzeżenie. Chciałem się pozbyć od siebie z oddziału jednego osadzonego z mokotowskiej grupy, bo wiedziałem, kto to jest – mówi.

- To jest ewidentne zastraszanie. System wciągania funkcjonariuszy do czegoś, z czego nie będą się mogli potem wycofać, jest często bardzo banalny. Na początku może chodzić o jakąś drobną przysługę: "Nie mam papierosów od kilku dni, daję pieniądze, może dwie paczki pan przyniesie". Jeżeli człowiek ulegnie temu, to jest równia pochyła. Potem: "Papierosy przynosiłeś? To teraz przyniesiesz coś innego" - mówi były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel.

Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom

"Łysy" ujawnił także inną drogę przerzutu do aresztu telefonów lub narkotyków. Okazało się, że kurierkami były także adwokatki oskarżonych z grupy mokotowskiej i pruszkowskiej. To najbardziej szokujący fakt w tej sprawie.

"Świadkiem rozmowy o naszych uzgodnieniach finansowych była adwokatka Olga. Wtedy też dowiedziałem się, że głównie to adwokaci dostarczają narkotyki do aresztu. Adwokatka Olga była u mnie dwa-trzy razy w miesiącu. Przekazywała mi po 50 gramów amfetaminy i 100 gramów marihuany, pakowanych w palce od gumowych rękawiczek jednorazowych" – zeznaje Sebastian K.

- Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom pobieżnym. Ich obowiązek był tylko: włożyć torebkę czy walizkę do urządzenia prześwietlającego – zwraca uwagę jeden z byłych strażników aresztu. – Nawet nie było poruszanego tematu, żeby adwokatów poddawać kontroli pobieżnej wykrywaczem metali czy innymi urządzeniami. Od lat adwokaci mogli wnosić, co chcieli – podkreśla.

"Prawniczka Olga przynosiła również drogie alkohole, jedzenie, strzykawki, igły, kokainę na użytek własny 'Lepy' i 'Arcziego'. Zapytałem ich wszystkich, czy muszę się obawiać tutaj na widzeniach, że ktoś wejdzie do pokoju. Oni wszyscy z mojego pytania zaczęli się śmiać i najpierw 'Lepa' zaczął mi tłumaczyć, że tutaj nie muszę się niczego obawiać, że tutaj 'Lepa' i Olga uprawiają seks, że wąchają kokainę, którą ona przynosi, piją alkohol i nikt tutaj nie przyjdzie i nie skontroluje" – zeznaje "Łysy".

Prawniczki gangsterów, jak twierdzi "Łysy", nie tylko dostarczały narkotyki, ale także odbierały pieniądze. "Robiąc rozliczenia tygodniowe z adwokatką, wychodziło nam zysku z narkotyków, że ja mam 15 tysięcy złotych, oraz 15 tysięcy złotych ma ona, która dzieli te pieniądze na siebie i pozostałe pięć osób, to jest 'Lepa', 'Daks', 'Słowik', 'Arczi' i 'Wojtas'" – zeznaje. "Ja mam taką wiedzę, że ona na wolności zarządza w kwestii marihuany, amfetaminy i sterydów. To do niej przywożone są bezpośrednio narkotyki z produkcji i plantacji. Ona je pakuje i przekazuje dalej" – dodaje.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że adwokatki, o których zeznaje "Łysy", były życiowymi partnerkami gangsterów. Jeden z byłych strażników przyznaje, że znał przypadek, gdy jedna z funkcjonariuszek przyłapała adwokatkę w "intymnej" sytuacji z osadzonym. – Ale z tego nic nie wyniknęło – dodaje.

"Monika Ch. w tym pokoju adwokackim uprawiała seks z Krystianem. Młody M. wtedy wyganiał nas z pokoju widzeń i piliśmy alkohol" – informuje "Łysy". Reporterka "Superwizjera" spotkała się z adwokatką, ale ta nie chciała się odnieść do zarzutów wnoszenia alkoholu i narkotyków na teren aresztu śledczego, ani na temat tego, że uprawia seks z jednym z osadzonych.

"Łysy" swoimi zeznaniami obciążył trzy młode warszawskie prawniczki. Mają zarzuty, a ich sprawy są wyłączone do osobnych postępowań. Zostały także zawieszone w prawie wykonywania zawodu. Zeznania Sebastiana K. pozwoliły oskarżyć kilkunastu gangsterów z Mokotowa i Pruszkowa. "Łysy" zeznaje w kilku procesach, na rozprawy dowożony jest w towarzystwie uzbrojonej ochrony.

W areszcie śledczym miało dojść do odtworzenia najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiejTVN24

"Chcę powiedzieć, że ja zdecydowałem się ujawnić ten proceder handlu narkotykami i innymi niedozwolonymi przedmiotami na terenie aresztu śledczego, bowiem zostałem oszukany w tych interesach. Mam jeszcze do odbycia karę pozbawienia wolności, która upływa w 2027 roku. W sumie siedzę w zakładach karnych od blisko 17 lat. Uznałem, że czas najwyższy z tym skończyć i zacząć normalnie żyć. Liczę na zastosowanie wobec mnie nadzwyczajnego złagodzenia kary w tej sprawie" – zeznaje Sebastian K.

Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego". Obrońcy oskarżonych podważają jednak wersję Sebastiana K. – Jest to człowiek, który chce być w kręgu zainteresowania, który ma czas na przygotowanie sobie pewnych wersji i nieustannie znajduje coś nowego, gdzieś coś zasłyszy – mówi adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski. – Opowiadał rzeczy, które są wręcz niemożliwe. Dziwi mnie, jako praktyka, że prokuratura w takie wypowiedzi i dywagacje wierzy – dodaje.

- Wiem, że myli się w zeznaniach, bo wskazał funkcjonariusza ze zdjęcia. Powiedział, że bardzo dobrze go zna, że ma tatuaż, określił ten tatuaż. Okazało się, że funkcjonariusz ten, którego on wskazał, nie ma żadnego tatuażu – przekazuje jeden z byłych strażników aresztu śledczego. – Jego zeznania będą do podważenia – uważa.

Pytania o udział władz aresztu śledczego w aferze

Czy afera na Białołęce byłaby możliwa, gdyby władze zakładu nie zgodziły się na trzymanie gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie? – Robili ludzie, i ja też byłem w tej grupie, jakieś przestępstwa. Braliśmy za to pieniądze, czyli to jest nadal korupcja, ale to nie była korupcja na takim poziomie, jak się odbywało odgórnie, bo my do góry nie mieliśmy dostępu – podkreśla jeden z byłych strażników.

– Dlaczego dyrekcja oko przymykała na wszystko? Bo się liczyli z tym, że wiemy coś i o nich. Nieoficjalny cichy układ. Myśmy od osadzonych też dużo rzeczy słyszeli. Tam dla grupy mafijnej poświęcić 200 tysięcy tygodniowo to nie były pieniądze – dodaje.

Adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski mówi, że najbardziej oburza go fakt, że brakuje osób "nadzorujących tych ludzi": dyrektora aresztu śledczego, zastępcy dyrektora do spraw penitencjarnych, kierownika do spraw ochrony czy koordynatorów. – To są osoby, które kontrolowały na bieżąco, które miały czuwać nad porządkiem i zasadami pracy swoich podległych pracowników – wskazuje. - Oni odpowiadają również za połączenie osób, które nie miały prawa ze sobą się stykać na spacerniakach, w łaźni czy pawilonach – dodaje.

Adwokat, dr Dariusz Erwin KotłowskiTVN24

- Dlaczego dyrektor poszedł na emeryturę zaraz po zdarzeniu? Bo się bał odpowiedzialności? Bo wszyscy o tym wiedzieli? Kierownictwo o tym wiedziało? Dowódcy wiedzieli? – zastanawia się jeden z byłych strażników.

Dziennikarze próbowali odszukać byłego dyrektora aresztu i z nim porozmawiać. Po wybuchu afery przestał być szefem jednostki i odszedł na emeryturę. Mimo wielu naszych prób kontaktu nie odebrał telefonu, ani nie odpisał na wysłaną mu wiadomość.

"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z pytań o to, kto decydował o takim, a nie innym rozmieszczeniu gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie. Zamiast tego dziennikarze dostali lakonicznego maila z informacją, że: "Służba Więzienna podejmuje zdecydowane działania w celu wykrywania i zwalczania przestępstw popełnianych w zakładach karnych, a dla wzmocnienia obecnych możliwości skutecznego przeciwdziałania patologiom powstać ma Inspektorat Wewnętrzny Służby Więziennej". Zespół prasowy przekonuje w mailu, że "nowy inspektorat ma wykrywać też przestępstwa przeciwko obrotowi gospodarczemu, czyli m.in. korupcję i oszustwa, popełniane na szkodę Służby Więziennej".

Proces gangsterów z Mokotowa, oskarżonych o handel narkotykami na Białołęce, ruszył w lipcu 2021 i zapewne potrwa wiele miesięcy. Trzy współpracujące z gangsterami prawniczki, czekają na koniec swojego śledztwa. Jedna z nich zdecydowała się na współpracę z prokuraturą. Na finał swojej sprawy w sądzie czekają też strażnicy więzienni. Sebastian K. ps. Łysy nadal siedzi za kratkami, przeciwko niemu toczy się śledztwo o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Jest szczególnie chronionym więźniem.

Autorka/Autor:Ewa Galica, Jakub Stachowiak

Źródło: SUPERWIZJER TVN

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Pozostałe wiadomości

Ci wszyscy politycy, którzy uważają, że trzeba przepraszać, dziękować i upokorzyć się, nie mają żadnych kwalifikacji, żeby zasiadać w polskim parlamencie, a co dopiero być prezydentem państwa - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 Władysław Frasyniuk. Działacz Solidarności jest jednym z sygnatariuszy otwartego listu do prezydenta USA Donalda Trumpa. Zdaniem innego opozycjonisty w czasach PRL-u Zbigniewa Janasa amerykańscy politycy "naskoczyli na prezydenta Zełenskiego" w trakcie jego spotkania w Białym Domu.

Opozycjoniści z czasów PRL: jak jesteś rzeczywiście mocny, to zmierz się z mocnym albo mocniejszym

Opozycjoniści z czasów PRL: jak jesteś rzeczywiście mocny, to zmierz się z mocnym albo mocniejszym

Źródło:
TVN24

Od naprawdę wysoko usytuowanego polityka Trzeciej Drogi usłyszałem absolutnie serio, że jeśli sondaże Szymona Hołowni będą wyglądały tak, jak wyglądają, to Trzecia Droga poważnie weźmie pod uwagę pomysł wycofania marszałka Sejmu - mówił "W kuluarach" Konrad Piasecki. Agata Adamek wskazywała, że jeśli lider Polski 2050 "dostanie mocno w kość" w wyborach prezydenckich, "to klub się prawdopodobnie rozsypie".

Wolta w sprawie Hołowni? "Jego start nie jest przesądzony"

Wolta w sprawie Hołowni? "Jego start nie jest przesądzony"

Źródło:
TVN24

Przyjąłem z dużą satysfakcją, że prezydent Emmanuel Macron o tym wspomniał - mówił prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla francuskiej stacji LCI, odnosząc się do propozycji rozszerzenia francuskiego parasola nuklearnego na europejskich sojuszników. Według niego "to gest pokazujący poczucie odpowiedzialności Francji również za bezpieczeństwo europejskie, za swoich sojuszników, w tym także Polskę". Prezydent skomentował też działania Donalda Trumpa. Według niego USA "mają tę siłę, żeby oddziaływać na Rosję".

Duda: propozycja Macrona pokazuje poczucie odpowiedzialności również za Polskę

Duda: propozycja Macrona pokazuje poczucie odpowiedzialności również za Polskę

Źródło:
tvn24.pl

"Bądź cicho", "powiedz: dziękuję". Takie komentarze pod swoim adresem przeczytał w niedzielę Radosław Sikorski. Ich autorami są Elon Musk i sekretarz stanu USA Marco Rubio. Ostra wymiana zdań zaczęła się od wpisu miliardera, który zasugerował, że Ukraińcy bez Starlinków nie daliby rady walczyć z Rosją.

Musk, Rubio, Sikorski. Ostra wymiana zdań wokół Polski, Ukrainy i Starlinków

Musk, Rubio, Sikorski. Ostra wymiana zdań wokół Polski, Ukrainy i Starlinków

Aktualizacja:
Źródło:
tvn24.pl, PAP

Burza Jana uderzyła w południową część Hiszpanii. W ośmiu regionach obowiązują ostrzeżenia meteorologiczne pierwszego stopnia. Towarzyszący żywiołowi ulewny deszcz doprowadził do powodzi.

Z restauracji ewakuowano sto osób. Burza Jana uderzyła

Z restauracji ewakuowano sto osób. Burza Jana uderzyła

Źródło:
pt.euronews.com

Powodzie, które były następstwem ulewnych opadów deszczu, doprowadziły do ogromnych zniszczeń w argentyńskim mieście Bahia Blanca. Bilans ofiar wzrósł do 15 osób.

"Wszystko jest zniszczone". Rośnie bilans ofiar powodzi

"Wszystko jest zniszczone". Rośnie bilans ofiar powodzi

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, AFP

Papież Franciszek jest w stanie stabilnym. Zaobserwowana ostatnio lekka poprawa jego zdrowia została potwierdzona przez lekarzy - czytamy w wieczornym komunikacie Watykanu.

Nowe informacje o zdrowiu papieża. Zamiast biuletynu medycznego, komunikat Watykanu

Nowe informacje o zdrowiu papieża. Zamiast biuletynu medycznego, komunikat Watykanu

Źródło:
PAP

W Racławicach niedaleko Krakowa doszło do zawalenia się stropu jaskini. Jak przekazują strażacy, pod zapadliskiem jest co najmniej jedna osoba. Została uwięziona około 50 metrów od wejścia do jaskini. Trwa akcja ratownicza.

Zawalił się strop jaskini. Jedna osoba uwięziona, strażacy i grupa wysokościowa w akcji

Zawalił się strop jaskini. Jedna osoba uwięziona, strażacy i grupa wysokościowa w akcji

Źródło:
tvn24.pl, PAP

Rumuńska komisja wyborcza unieważniła kandydaturę prorosyjskiego, skrajnie prawicowego Calina Georgescu w wyborach prezydenckich, zaplanowanych na początek maja - poinformował w niedzielę jej rzecznik. Głosowanie przeprowadzono już w ubiegłym roku, ale zostało ono unieważnione przez Sąd Konstytucyjny. Podstawą były oskarżenia wobec kampanii Georgescu, która miała być wynikiem manipulacji, prawdopodobnie wspieranych przez Rosję.

Przez niego unieważniono wybory. Teraz wyeliminowano jego kandydaturę

Przez niego unieważniono wybory. Teraz wyeliminowano jego kandydaturę

Źródło:
PAP

Potentat chemiczny na skraju upadku. Przyszłość zakładów sodowych w Janikowie (woj. kujawsko-pomorskie) stanęła pod dużym znakiem zapytania. Wszystko przez rosnące koszty energii i napływ do Europy znacznie tańszej, konkurencyjnej sody z Turcji. Pracę może stracić nawet kilkaset osób, co dla tak małego miasta może być tragedią. Do tego dochodzą potencjalne problemy z ciepłem i ściekami komunalnymi.

Znaleźli się na skraju upadku. "To nie jest zwykła fabryka". Dramat miasta i mieszkańców

Znaleźli się na skraju upadku. "To nie jest zwykła fabryka". Dramat miasta i mieszkańców

Źródło:
tvn24.pl

Przez dekady świat rzadko zajmował się polityką w tym arktycznym rejonie. Na Grenlandii we wtorek 11 marca odbędą się wybory parlamentarne, a przez roszczenia Donalda Trumpa polityczna temperatura mocno tam wzrosła. Od dekad na wyspie występują tendencje niepodległościowe i to właśnie o niezależności mówią największe partie, ale gdy amerykański prezydent deklaruje, że Grenlandia tak czy siak będzie należeć do Ameryki, to wśród mieszkańców rodzi się opór.

Już we wtorek odbędą się wybory na Grenlandii. Mieszkańcy czują, że są coraz bliżej niepodległości

Już we wtorek odbędą się wybory na Grenlandii. Mieszkańcy czują, że są coraz bliżej niepodległości

Źródło:
Fakty po Południu TVN24
Stracone szanse pontyfikatu Franciszka

Stracone szanse pontyfikatu Franciszka

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump powiedział, że Ukraina "i tak może nie przetrwać", bez względu na to, czy USA utrzymają wsparcie dla niej, czy nie. - Mamy pewne słabości względem Rosji - dodał, nie wyjaśniając jednak, co ma na myśli.

Trump o "pewnych słabościach względem Rosji"

Trump o "pewnych słabościach względem Rosji"

Źródło:
PAP

Iran rozważyłby negocjacje z USA, gdyby celem rozmów było zajęcie się obawami dotyczącymi potencjalnej militaryzacji jego programu nuklearnego - przekazała misja Iranu przy ONZ w mediach społecznościowych. Zastrzegła przy tym, że jeśli celem rozmów jest likwidacja "pokojowego" programu, to "negocjacje nigdy się nie odbędą".

Iran rozważa negocjacje z USA, ale ma warunki

Źródło:
Reuters, PAP

Rządy wyżu dobiegają końca, a stery w pogodzie wraz z początkiem nowego tygodnia przejmą niże. Przyniosą one opady deszczu. Zacznie robić się coraz chłodniej, a miejscami pojawi się też deszcz ze śniegiem.

Arktyczna masa w drodze do Polski. Gdzie spadnie deszcz ze śniegiem

Arktyczna masa w drodze do Polski. Gdzie spadnie deszcz ze śniegiem

Źródło:
tvnmeteo.pl

Rezerwat przyrody Śnieżycowy Jar w Wielkopolsce został otwarty dla zwiedzających. Z nadejściem marca wypełnia się on drobnymi kwiatami śnieżycy wiosennej, rzadko spotykanej w tym regionie Polski. Warto wybrać się tam na spacer, szczególnie, że w tym roku rezerwat jest otwarty tylko w trzy weekendy.

"Fenomen na skalę kraju". Mamy tylko kilka weekendów w roku, by go zobaczyć

"Fenomen na skalę kraju". Mamy tylko kilka weekendów w roku, by go zobaczyć

Źródło:
TVN24, Nadleśnictwo Łopuchówko

- Najbardziej bolesne jest to, że większość z odchodzących funkcjonariuszy poświęciła ćwierć wieku ciężkiej pracy i walki z przestępczością, żeby na koniec zostać oszukanym - mówi nam były policjant. Chodzi o obniżenie wynagrodzeń oraz świadczeń emerytalnych tym, którzy odeszli między innymi z policji, straży pożarnej czy straży granicznej na początku 2023 roku. W Sądzie Okręgowym w Zielonej Górze zapadł wyrok w jednej z takich spraw.

"Ta manipulacja miała miejsce pierwszy i jedyny raz w historii"

"Ta manipulacja miała miejsce pierwszy i jedyny raz w historii"

Źródło:
tvn24.pl

Lód załamał się pod samochodem terenowym na Alasce. Autem jechało pięć osób, ale jedynie trzem z nich udało się wydostać z wody. Po kilku dniach poszukiwań dwóch mężczyzn uznano za zmarłych.

Wjechali na zamarzniętą rzekę. Dwie osoby zostały uznane za zmarłe

Wjechali na zamarzniętą rzekę. Dwie osoby zostały uznane za zmarłe

Źródło:
Alaska Public Media, Daily Dispatch Alaska
Myszka Miki nie żyje…

Myszka Miki nie żyje…

Źródło:
tvn24.pl
Premium
Kryzys w "Washington Post". Czy Jeff Bezos pogrąży gazetę, która ujawniła aferę Watergate?

Kryzys w "Washington Post". Czy Jeff Bezos pogrąży gazetę, która ujawniła aferę Watergate?

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Nadmierna wycinka drzew w amazońskim lesie deszczowym może pogarszać zarówno powodzie, jak i susze. Badacze udowodnili, że rola, jaką pełni puszcza, zmienia się wraz z porami roku. Utrata drzewostanu wpływała na zmianę wzorców pogodowych w regionie, zaostrzając ekstremalne zjawiska pogodowe.

Wylesianie Amazonii zaostrza jednocześnie suszę i powodzie

Wylesianie Amazonii zaostrza jednocześnie suszę i powodzie

Źródło:
AFP, RAISG, AP News

Szef dyplomacji Stanów Zjednoczonych Marco Rubio przyleci w poniedziałek do Arabii Saudyjskiej, gdzie spotka się ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Andrijem Sybihą - przekazał Departament Stanu USA. W zaplanowanych rozmowach nie przewidziano udziału Rosji. W sobotę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przedstawił skład ukraińskiej delegacji.

Rozmowy pokojowe bez udziału Rosji

Rozmowy pokojowe bez udziału Rosji

Źródło:
PAP

Stając na linii startu już jesteś zwycięzcą, bo już pomagasz i jest to przepiękny pomysł - powiedziała w TVN24 Zuza Kołodziejczyk, zwyciężczyni programu "Top Model", która w maju po raz trzeci weźmie udział w biegu charytatywnym Wings for Life. - Widać biegową falę w Polsce - ekscytował się Paweł Januszewski, dyrektor sportowy inicjatywy.

"Stając na linii startu już jesteś zwycięzcą"

"Stając na linii startu już jesteś zwycięzcą"

Źródło:
TVN24