Jak gangsterzy przejęli więzienie. Reportaż Superwizjera o areszcie na Białołęce w Warszawie

Źródło:
SUPERWIZJER TVN
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN
wideo 2/4
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zasadą w więziennictwie jest oddzielanie od siebie członków gangów i umieszczanie ich w różnych zakładach karnych. Na warszawskiej Białołęce stało się inaczej. W tym samym czasie znaleźli się tam przywódcy najgroźniejszych polskich grup przestępczych. O tym, co z tego wynikło, opowiedział jeden z przestępców. Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego", obrońcy oskarżonych podważają wersję Sebastiana K. Ale potwierdza ją nieoficjalnie część byłych strażników. Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z konkretnych pytań dziennikarzy. Reportaż Ewy Galicy i Jakuba Stachowiaka "Jak gangsterzy przejęli więzienie".

"Wnioskuję o przesłuchanie mojej osoby na okoliczność działania zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem narkotykami w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka, jak również na terenie całego kraju. Osoby, o działalności których chcę zeznawać, są bardzo niebezpieczne" - to zeznania 38-letniego Sebastiana K. pseudonim Łysy, z zawodu stolarza meblowego, drobnego warszawskiego przestępcy. W 2019 roku zgłosił się on do prokuratury, aby zeznawać w sprawie handlu narkotykami w areszcie śledczym na Białołęce w Warszawie.

"Do aresztu trafiłem pierwszy raz w 2000 roku i od tamtej pory przebywałem w zakładach z małymi wyjątkami. Najdłużej na wolności przebywałem około roku. Kiedy trafiłem na Białołękę w okresie maj-czerwiec 2017 roku zaczęli przyjeżdżać tam członkowie grupy mokotowskiej" – zeznaje Sebastian K.

OGLĄDAJ CAŁY REPORTAŻ W TVN24 GO

Handel narkotykami na terenie aresztu

Na wolności "Łysy" mógł co najwyżej pomarzyć o przynależności do gangu mokotowskiego. Jego członkowie tworzyli zamkniętą, dobrze zorganizowaną i szalenie niebezpieczną grupę.

- Wszyscy zajmowali się handlem narkotykami, brali udział w wymuszeniach haraczy, byli też związani z serią porwań w ramach tak zwanego gangu obcinaczy palców – mówi anonimowo funkcjonariusz operacyjny policji. – Jako pierwsi zdecydowali się na to, żeby, porywając ofiary dla okupu, obcinać im palce i wysyłać rodzinie. Jako pierwsi też nie negocjowali okupu, tylko jeżeli okup nie był dostarczony w całości, to porwana osoba nigdy nie trafiała z powrotem do domu - dodaje.

Funkcjonariusz mówi, że "nie można wykluczyć, że każdy na koncie ma głowę". – Na pewno niektórzy z nich mają niejedną, pomimo że nie zostało to procesowo udowodnione – podkreśla.

"Łysy", doskonale znający areszt, szybko zostaje zauważony przez zwożonych na Białołękę gangsterów. "Handel, konkretnie narkotykami, na terenie aresztu zaproponował mi jeden z członków gangu. Zapytał mnie, czy orientuję się, jak wygląda tutaj w areszcie sprawa z handlem narkotykami: czy jest popyt, kto handluje i czym? Powiedziałem, że w chwili obecnej nie ma nikogo, kto by trzymał te kwestie na stałe" – zeznał.

W ciągu następnych miesięcy Sebastian K. rozwijał handel. Jednocześnie do aresztu trafiali kolejni członkowie "mokotowskich". W pewnym momencie na Białołęce siedziało prawie całe szefostwo gangu, między innymi Artur N. pseudonim Arczi, Wojciech S., "Wojtas" i Sebastian L., "Lepa".

Mieli w areszcie układy na alkohol, narkotyki, a nawet policyjnego psa. Opowiada Jarosław Jabrzyk, szef "Superwizjera"

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowaliTVN24

- To było strasznie hermetyczne towarzystwo, dlatego że to są ludzie, którzy znają się od kajtka, praktycznie z podwórek, mieszkali niedaleko. Artur N. był chłopakiem, który potrafił się bić, ale był megakulturalny, megasympatyczny. Zresztą nawet aparycję miał przystojnego młodego chłopaka – mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – A jednak w pewnym momencie się okazało, że to on jest mózgiem wielu operacji – dodaje.

Funkcjonariusz opowiada, że "Wojtas" z kolei był "typowym człowiekiem od mokrej roboty". – Swego czasu nazywany komando śmierci grupy mokotowskiej. Ten człowiek jest bardzo niebezpieczny – wyjaśnia.

Pięć osób, które rządziły aresztem

"Łysy" w swoich zeznaniach wskazał w sumie pięć osób, które rządziły aresztem na Białołęce. Trójkę z Mokotowa uzupełniali Andrzej Z. pseudonim Słowik i Zbigniew C. ps. Daks. Pierwszy uważany jest za jednego z założycieli gangu pruszkowskiego, drugiego zaś określano mianem bossa warszawskiego półświatka.

"'Słowik', wchodząc do interesu narkotykowego na Białołęce, wniósł sporo osób, które miały się tym zajmować, pomagać w korumpowaniu funkcjonariuszy. 'Słowik' to gwiazdor i to on siedzi tam, gdzie chce, a nie, gdzie osadzają go funkcjonariusze" – zdradza Sebastian K.

- Tak naprawdę ktoś nie spojrzał na to kompleksowo i nie zdał sobie sprawy z tego, że umieszczenie tych wszystkich ludzi w jednym miejscu to jest tak naprawdę w jakiś sposób odtworzenie w więzieniu najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiej – uważa funkcjonariusz operacyjny policji. – Jak Pablo Escobar mieliby swoje więzienie – dodaje.

Były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel przypomina, że "w Warszawie, gdzie są cztery jednostki penitencjarne, nawet 20 osadzonych można tak rozmieścić, że nie ma mowy, żeby się spotkali".

Były dyrektor generalny Służby Więziennej pułkownik Kajetan DubielTVN24

"Od momentu, kiedy zacząłem przynależeć do grupy mokotowskiej i zacząłem być widywany z nimi, w skrócie mogę to ująć, że nie byłem już K., tylko pan K." – zauważa "Łysy".

Przez kolejne dwa lata "Łysy", jak wynika z jego zeznań, był odpowiedzialny za rozprowadzanie narkotyków na terenie aresztu. O skali jego działalności niech świadczy fakt, że areszt na Białołęce to największy w Polsce i jeden z największych w Europie tego typu obiektów. Powstały w latach 60. zespół budynków może pomieścić ponad 1700 osób.

"Łysy" początkowo dostawał towar od szefów grupy mokotowskiej - i z nimi miał się rozliczać. To bardzo ważne w tej historii, ponieważ mężczyzna wyjawił prokuraturze, kto dostarczał mu narkotyki. Opowiadał, że w przeszłości dzięki swoim znajomościom w areszcie wiedział, że może liczyć na cichą przychylność strażników więziennych.

Strażnicy wiedzieli, że na oddziale są narkotyki

"Brałem różne ilości, od 5 do 20 gramów, głównie marihuany. Była też amfetamina, kokaina. Była przynoszona na własny użytek dla 'Lepy', 'Arcziego' i 'Słowika'. Kokainę przynoszoną dla nich przekazywałem na wizytach u lekarza lub stomatologa. Ja sam miałem kilka rozmów z funkcjonariuszami straży więziennej, którzy powiedzieli mi, że wiedzą, dla kogo handluję i czym, i wprost mi powiedzieli, że mam nie handlować amfetaminą tylko marihuaną, bo po tym więźniowie są spokojni, a oni nie mają problemów" – zeznaje "Łysy".

Sebastian K. zeznawał, że grupa mokotowska miała w każdym z czterech głównych pawilonów aresztu swojego człowieka, który nadzorował rozprowadzanie narkotyków i ściągał pieniądze. Sytuacje, o których opowiada "Łysy", na własne oczy widział Grzegorz S., który w tamtym czasie także siedział w areszcie na Białołęce.

- Panowie z grupy mokotowskiej głównie korzystali z tak zwanych kajfusów, czyli kalifaktorów, którzy roznoszą jedzenie, oraz ze strażników więziennych, którzy po prostu za pieniądze dostarczali im pod cele alkohol, narkotyki, telefony - mówi Grzegorz S.

Niektórzy byli strażnicy więzienni przyznają, że do areszcie śledczym dochodziło do handlu narkotykami i innymi przedmiotamiTVN24

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowali. – Ci panowie założyli spółdzielnię, założyli interes i zaczęli go prowadzić. Natomiast to, co dla mniej jest najbardziej bulwersujące i niepokojące, to jest to, że wciągnęli do tego funkcjonariuszy – podkreśla płk Kajetan Dubiel.

Sebastian K. opowiada dalej: "Miałem najwięcej informacji o prywatnym życiu strażników, bo siedziałem tu najdłużej. Wytypowałem trzech strażników z oddziału i był to Kamil, Sławek i Marcin. Puszczał nas do telefonów bez zgody organów. Z czasem dostawał papierosy, a potem pieniądze. Zaczęliśmy go dopytywać, kogo na tym oddziale można jeszcze skorumpować. Wymienił oddziałowego Mariana, Czarka i 'Brodę'. Byli skorumpowani od lipca 2017 roku. Wszyscy mieli stawki stałe za załatwianie tematów z osadzonym. Płaciliśmy za świetlicę, telefony, za przynoszenie rzeczy z wolności".

Telefon był w areszcie bardzo pożądanym przedmiotem. Dzięki posiadaniu miniaturowej komórki gangsterzy mogli bez problemu porozumiewać się ze światem zewnętrznym. "Łysy" także miał telefon w celi. "Aparat telefoniczny włączałem jedynie w godzinach od 17 do 20, i to nie każdego dnia. Po godzinie 20 strażnicy sprawdzają urządzeniem do wykrywania telefonów celę. Wiedziałem o tym, jak przebiegają kontrole z telefonami od strażników. Godziny, w których najlepiej jest zadzwonić z telefonu pod celą podpowiedzieli mi sami strażnicy" – zeznaje Sebastian K.

- Ci ludzie, mając telefony, jeżeli na zewnątrz są jacyś ich koledzy, są jacyś inni członkowie grupy przestępczej, tak naprawdę oni mają nadal możliwości popełniania przestępstw lub zlecania przestępstw - mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – Jaki jest problem, żeby zadzwonić i zlecić zamordowanie świadka? – zastanawia się.

Na podstawie złożonych przez świadka zeznań udało się ustalić numery komórek, które gangsterzy ukrywali w celach. Okazało się, że tylko z jednego z numerów dzwoniono ponad 1300 razy. Najdłuższe połączenie trwało prawie 45 minut.

Można było 100 tysięcy złotych zarobić w tydzień

"Łysy" na temat skorumpowanych strażników zeznawał w prokuraturze całymi tygodniami. Opowiadał, że strażnicy za przysługi brali od 50 do nawet 1000 złotych. Dzięki jego zeznaniom zatrzymano i aresztowano ponad 20 osób. Kiedy wyszli, dziennikarze "Superwizjera" odszukali kilku z nich.

Jeden z byłych strażników, zapytany, czy było warto ryzykować dla 50 złotych za paczkę lub nawet dla 1000 złotych odpowiada: "Nie za wszystko weźmiesz od razu 10 czy 100 tysięcy. Opłacało, nie opłacało, teraz, z perspektywy czasu, to jest głupota może, ale ja się zajmowałem drobnymi rzeczami".

– Ale ci, co zajmowali się grubszymi rzeczami? Jakie oni sumy meldowali? Były "oferty pracy" takie, że można było i 100 tysięcy zarobić w tydzień czasu. Była to robota na wolności, niemająca nic wspólnego z więziennictwem, ale jakby się wydało, że to robisz, to grube lata przede mną za kratkami – dodaje.

Gangsterzy mieli handlować narkotykami w areszcie śledczymTVN24

Narkotyki wnoszono po prostu w kieszeni

Zapytany o wnoszenie narkotyków na teren zakładu, odpowiada, że robiono to w najprostszy sposób - w kieszeni. – Kto cię miał kontrolować, jeżeli ja byłem przewodnikiem psów specjalnych na areszcie i zrobiłem kurs, a nie mogłem użyć tego psa? Myśmy nie mogli użyć psa, bo pies by wykrył narkotyki. Pies siedział w budzie, dostawał żreć, trochę wybiegu i tyle. Rzadko kiedy, prowizorycznie się zdarzyło, że kierownik kazał użyć psa do przeszukania jakiejś celi. Dobrze wiedział, którą celę przeszukuje – wspomina były strażnik.

Inny z byłych strażników aresztu śledczego przyznaje, że "Białołęka jest tak otwartym więzieniem, że tam wszystko można sobie wnieść". – Jest nasza duża wina. Mówię nasza, bo ja też jestem wplątany w tę sprawę i może jestem w stanie się przyznać do swojej winy w sądzie – mówi.

- Mnie zarzucają, że telefon przyniosłem. Tylko dziwna sprawa, bo z CBŚ przyjechali do mnie na służbę, przeszukali moją dyżurkę calutką, mnie przeszukali i nic nie znaleźli – wspomina były strażnik. – Pięć godzin później, jak mnie zabrali z jednostki do domu, funkcjonariusze aresztu weszli do mojej dyżurki przeszukiwać ją, i znaleźli w jakimś czajniku mikrotelefon – dodaje.

Jeden z oddziałowych w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka zapewnia, że nie ma żadnych dowodów, że współpracował z gangiem mokotowskim. – Żadnych nie może być, bo po prostu tego nie robiłem. Każdy ma swoje dowody, że to jest lipa totalna – przekonuje.

Większość strażników nie przyznała się do współpracy z gangsterami. Nie chcą mówić tego otwarcie, ale część z nich była przez gangsterów szantażowana. – Oni wszystko wiedzieli o nas. Grupa mokotowska miała moje dane, wiedziała, jak córka ma na imię – przyznaje jeden z nich. Dodaje, że nie tylko on odczuwał zagrożenie. – Znalazłem zdjęcie mojej żony u siebie w dyżurce. Zrobione, jak wchodziła do pracy. Mogło być ostrzeżenie. Chciałem się pozbyć od siebie z oddziału jednego osadzonego z mokotowskiej grupy, bo wiedziałem, kto to jest – mówi.

- To jest ewidentne zastraszanie. System wciągania funkcjonariuszy do czegoś, z czego nie będą się mogli potem wycofać, jest często bardzo banalny. Na początku może chodzić o jakąś drobną przysługę: "Nie mam papierosów od kilku dni, daję pieniądze, może dwie paczki pan przyniesie". Jeżeli człowiek ulegnie temu, to jest równia pochyła. Potem: "Papierosy przynosiłeś? To teraz przyniesiesz coś innego" - mówi były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel.

Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom

"Łysy" ujawnił także inną drogę przerzutu do aresztu telefonów lub narkotyków. Okazało się, że kurierkami były także adwokatki oskarżonych z grupy mokotowskiej i pruszkowskiej. To najbardziej szokujący fakt w tej sprawie.

"Świadkiem rozmowy o naszych uzgodnieniach finansowych była adwokatka Olga. Wtedy też dowiedziałem się, że głównie to adwokaci dostarczają narkotyki do aresztu. Adwokatka Olga była u mnie dwa-trzy razy w miesiącu. Przekazywała mi po 50 gramów amfetaminy i 100 gramów marihuany, pakowanych w palce od gumowych rękawiczek jednorazowych" – zeznaje Sebastian K.

- Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom pobieżnym. Ich obowiązek był tylko: włożyć torebkę czy walizkę do urządzenia prześwietlającego – zwraca uwagę jeden z byłych strażników aresztu. – Nawet nie było poruszanego tematu, żeby adwokatów poddawać kontroli pobieżnej wykrywaczem metali czy innymi urządzeniami. Od lat adwokaci mogli wnosić, co chcieli – podkreśla.

"Prawniczka Olga przynosiła również drogie alkohole, jedzenie, strzykawki, igły, kokainę na użytek własny 'Lepy' i 'Arcziego'. Zapytałem ich wszystkich, czy muszę się obawiać tutaj na widzeniach, że ktoś wejdzie do pokoju. Oni wszyscy z mojego pytania zaczęli się śmiać i najpierw 'Lepa' zaczął mi tłumaczyć, że tutaj nie muszę się niczego obawiać, że tutaj 'Lepa' i Olga uprawiają seks, że wąchają kokainę, którą ona przynosi, piją alkohol i nikt tutaj nie przyjdzie i nie skontroluje" – zeznaje "Łysy".

Prawniczki gangsterów, jak twierdzi "Łysy", nie tylko dostarczały narkotyki, ale także odbierały pieniądze. "Robiąc rozliczenia tygodniowe z adwokatką, wychodziło nam zysku z narkotyków, że ja mam 15 tysięcy złotych, oraz 15 tysięcy złotych ma ona, która dzieli te pieniądze na siebie i pozostałe pięć osób, to jest 'Lepa', 'Daks', 'Słowik', 'Arczi' i 'Wojtas'" – zeznaje. "Ja mam taką wiedzę, że ona na wolności zarządza w kwestii marihuany, amfetaminy i sterydów. To do niej przywożone są bezpośrednio narkotyki z produkcji i plantacji. Ona je pakuje i przekazuje dalej" – dodaje.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że adwokatki, o których zeznaje "Łysy", były życiowymi partnerkami gangsterów. Jeden z byłych strażników przyznaje, że znał przypadek, gdy jedna z funkcjonariuszek przyłapała adwokatkę w "intymnej" sytuacji z osadzonym. – Ale z tego nic nie wyniknęło – dodaje.

"Monika Ch. w tym pokoju adwokackim uprawiała seks z Krystianem. Młody M. wtedy wyganiał nas z pokoju widzeń i piliśmy alkohol" – informuje "Łysy". Reporterka "Superwizjera" spotkała się z adwokatką, ale ta nie chciała się odnieść do zarzutów wnoszenia alkoholu i narkotyków na teren aresztu śledczego, ani na temat tego, że uprawia seks z jednym z osadzonych.

"Łysy" swoimi zeznaniami obciążył trzy młode warszawskie prawniczki. Mają zarzuty, a ich sprawy są wyłączone do osobnych postępowań. Zostały także zawieszone w prawie wykonywania zawodu. Zeznania Sebastiana K. pozwoliły oskarżyć kilkunastu gangsterów z Mokotowa i Pruszkowa. "Łysy" zeznaje w kilku procesach, na rozprawy dowożony jest w towarzystwie uzbrojonej ochrony.

W areszcie śledczym miało dojść do odtworzenia najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiejTVN24

"Chcę powiedzieć, że ja zdecydowałem się ujawnić ten proceder handlu narkotykami i innymi niedozwolonymi przedmiotami na terenie aresztu śledczego, bowiem zostałem oszukany w tych interesach. Mam jeszcze do odbycia karę pozbawienia wolności, która upływa w 2027 roku. W sumie siedzę w zakładach karnych od blisko 17 lat. Uznałem, że czas najwyższy z tym skończyć i zacząć normalnie żyć. Liczę na zastosowanie wobec mnie nadzwyczajnego złagodzenia kary w tej sprawie" – zeznaje Sebastian K.

Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego". Obrońcy oskarżonych podważają jednak wersję Sebastiana K. – Jest to człowiek, który chce być w kręgu zainteresowania, który ma czas na przygotowanie sobie pewnych wersji i nieustannie znajduje coś nowego, gdzieś coś zasłyszy – mówi adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski. – Opowiadał rzeczy, które są wręcz niemożliwe. Dziwi mnie, jako praktyka, że prokuratura w takie wypowiedzi i dywagacje wierzy – dodaje.

- Wiem, że myli się w zeznaniach, bo wskazał funkcjonariusza ze zdjęcia. Powiedział, że bardzo dobrze go zna, że ma tatuaż, określił ten tatuaż. Okazało się, że funkcjonariusz ten, którego on wskazał, nie ma żadnego tatuażu – przekazuje jeden z byłych strażników aresztu śledczego. – Jego zeznania będą do podważenia – uważa.

Pytania o udział władz aresztu śledczego w aferze

Czy afera na Białołęce byłaby możliwa, gdyby władze zakładu nie zgodziły się na trzymanie gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie? – Robili ludzie, i ja też byłem w tej grupie, jakieś przestępstwa. Braliśmy za to pieniądze, czyli to jest nadal korupcja, ale to nie była korupcja na takim poziomie, jak się odbywało odgórnie, bo my do góry nie mieliśmy dostępu – podkreśla jeden z byłych strażników.

– Dlaczego dyrekcja oko przymykała na wszystko? Bo się liczyli z tym, że wiemy coś i o nich. Nieoficjalny cichy układ. Myśmy od osadzonych też dużo rzeczy słyszeli. Tam dla grupy mafijnej poświęcić 200 tysięcy tygodniowo to nie były pieniądze – dodaje.

Adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski mówi, że najbardziej oburza go fakt, że brakuje osób "nadzorujących tych ludzi": dyrektora aresztu śledczego, zastępcy dyrektora do spraw penitencjarnych, kierownika do spraw ochrony czy koordynatorów. – To są osoby, które kontrolowały na bieżąco, które miały czuwać nad porządkiem i zasadami pracy swoich podległych pracowników – wskazuje. - Oni odpowiadają również za połączenie osób, które nie miały prawa ze sobą się stykać na spacerniakach, w łaźni czy pawilonach – dodaje.

Adwokat, dr Dariusz Erwin KotłowskiTVN24

- Dlaczego dyrektor poszedł na emeryturę zaraz po zdarzeniu? Bo się bał odpowiedzialności? Bo wszyscy o tym wiedzieli? Kierownictwo o tym wiedziało? Dowódcy wiedzieli? – zastanawia się jeden z byłych strażników.

Dziennikarze próbowali odszukać byłego dyrektora aresztu i z nim porozmawiać. Po wybuchu afery przestał być szefem jednostki i odszedł na emeryturę. Mimo wielu naszych prób kontaktu nie odebrał telefonu, ani nie odpisał na wysłaną mu wiadomość.

"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z pytań o to, kto decydował o takim, a nie innym rozmieszczeniu gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie. Zamiast tego dziennikarze dostali lakonicznego maila z informacją, że: "Służba Więzienna podejmuje zdecydowane działania w celu wykrywania i zwalczania przestępstw popełnianych w zakładach karnych, a dla wzmocnienia obecnych możliwości skutecznego przeciwdziałania patologiom powstać ma Inspektorat Wewnętrzny Służby Więziennej". Zespół prasowy przekonuje w mailu, że "nowy inspektorat ma wykrywać też przestępstwa przeciwko obrotowi gospodarczemu, czyli m.in. korupcję i oszustwa, popełniane na szkodę Służby Więziennej".

Proces gangsterów z Mokotowa, oskarżonych o handel narkotykami na Białołęce, ruszył w lipcu 2021 i zapewne potrwa wiele miesięcy. Trzy współpracujące z gangsterami prawniczki, czekają na koniec swojego śledztwa. Jedna z nich zdecydowała się na współpracę z prokuraturą. Na finał swojej sprawy w sądzie czekają też strażnicy więzienni. Sebastian K. ps. Łysy nadal siedzi za kratkami, przeciwko niemu toczy się śledztwo o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Jest szczególnie chronionym więźniem.

Autorka/Autor:Ewa Galica, Jakub Stachowiak

Źródło: SUPERWIZJER TVN

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Pozostałe wiadomości

Co najmniej 10 osób zginęło, a ponad 30 zostało rannych po tym, jak rakieta spadła na boisko piłkarskie na okupowanych przez Izrael Wzgórzach Golan. Izrael oskarżył Hezbollah. Jak przekazał Reuters, izraelska armia poinformowała, że "szykuje odpowiedź".

Rakieta uderzyła w boisko, wiele osób nie żyje. "Szykujemy odpowiedź"

Rakieta uderzyła w boisko, wiele osób nie żyje. "Szykujemy odpowiedź"

Źródło:
Reuters, PAP

Czteroletnie dziecko utopiło się w sobotę w oczku wodnym na prywatnej posesji w Rybniku (Śląskie). Według lokalnych mediów, chłopczyk wpadł do wody w czasie zabawy.

Tragedia w Rybniku. Nie żyje czterolatek

Tragedia w Rybniku. Nie żyje czterolatek

Źródło:
tvn24.pl, radio90.pl

Ludzie na to patrzą, widzą prezydenta, który w żaden sposób nie pozwala rządowi realizować polityki w bardzo trudnych czasach - mówił w "Faktach po Faktach" Bartosz Arłukowicz (KO), komentując spór wokół nominacji ambasadorów. - Trzeba rozmawiać z panem prezydentem, a nie wydawać mu rozkazy - stwierdził Zbigniew Bogucki z PiS.

"Pan prezydent robi sobie sam krzywdę. Ludzie na to patrzą"

"Pan prezydent robi sobie sam krzywdę. Ludzie na to patrzą"

Źródło:
TVN24

To bardzo niebezpieczne, bo można nie zauważyć, że w tańcu ktoś przylepił nam plaster. Organizm może wchłonąć substancję odurzającą przez skórę.

Pigułka gwałtu w plastrze. Ostrzeżenie przed nową metodą gwałcicieli

Pigułka gwałtu w plastrze. Ostrzeżenie przed nową metodą gwałcicieli

Źródło:
Fakty TVN

Pięcioletni chłopiec oddalił się od rodziców w parku rozrywki Energylandia w Zatorze (Małopolska) i wpadł do basenu. Życie topiącego się dziecka uratowali świadkowie, którzy wyciągnęli go z wody, a następnie ratownicy, którzy przywrócili mu funkcje życiowe. Pięciolatek trafił do szpitala.

Wypadek w parku rozrywki. Pięciolatek wpadł do basenu i zaczął się topić

Wypadek w parku rozrywki. Pięciolatek wpadł do basenu i zaczął się topić

Źródło:
tvn24.pl

24-letni Anthony Esan usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa umundurowanego funkcjonariusza i trafił do aresztu po tym, jak brytyjska policja zatrzymała go w związku z atakiem na żołnierza. Podpułkownik Mark Teeton został kilkukrotnie pchnięty nożem. Jego stan jest ciężki, ale stabilny.

Podbiegł do żołnierza i zaczął go dźgać. Miał przy sobie wiele noży

Podbiegł do żołnierza i zaczął go dźgać. Miał przy sobie wiele noży

Źródło:
BBC

Co roku tak się zdarza, ale w tym - wyjątkowo często. Krakowskie schronisko dla bezdomnych zwierząt przeżywa oblężenie. U progu wakacji trafiają tam psy i świeżo narodzone koty. Jest ich tak wiele, że brakuje specjalistycznej karmy. Potrzebni są darczyńcy, a najlepiej - nowi opiekunowie.

Krakowskie schronisko ma już pod opieką 700 bezdomnych zwierząt, a minęła dopiero połowa wakacji

Krakowskie schronisko ma już pod opieką 700 bezdomnych zwierząt, a minęła dopiero połowa wakacji

Źródło:
Fakty TVN

Susza hydrologiczna opanowała część Polski. Szczególnie trudna sytuacja panuje w regionach o zwartej zabudowie, gdzie wybetonowane ulice i place utrudniają zatrzymywanie wody. Wiele gmin apeluje o rozsądne korzystanie z zasobów wodnych.

Woda na wagę złota. Apele do mieszkańców

Woda na wagę złota. Apele do mieszkańców

Źródło:
TVN24, IMGW

Przedstawiciele władz dzielnicy i ośrodka sportu zabrali głos po masowym zatruciu chlorem na basenie na warszawskim Targówku. Urzędnicy przyznają, że na razie nie wiadomo, co było przyczyną zbyt wysokiego stężenia chloru. Basen pozostaje zamknięty, a sprawie przyjrzy się także prokuratura.

Żółta woda w basenie, 23 osoby podtrute. "Nie wiemy, co było przyczyną"

Żółta woda w basenie, 23 osoby podtrute. "Nie wiemy, co było przyczyną"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Miliony ludzi na całym świcie oglądały ceremonię otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu. Organizatorzy trzymali szczegóły imprezy w tajemnicy do samego końca, więc niespodzianek nie brakowało. Na wskroś francuska uroczystość była jak święto sportu, sztuki i różnorodności, pełna kulturowych kodów i historycznych odniesień. Do tego oprawa muzyczna na najwyższym poziomie - była Celine Dion, była Lady Gaga, wystąpił też Polak. Publiczność oczarował Jakub Józef Orliński - znakomity śpiewak operowy.

"Było niesamowicie, magicznie, spektakularnie, po prostu cudownie". Wrażenia po ceremonii otwarcia igrzysk

"Było niesamowicie, magicznie, spektakularnie, po prostu cudownie". Wrażenia po ceremonii otwarcia igrzysk

Źródło:
Fakty po Południu TVN24

Dwie osoby zginęły, a dwie zostały ranne po zderzeniu dwóch samochodów na podkarpackim odcinku autostrady A4. Do tragicznego wypadku doszło na jezdni w stronę Rzeszowa.

Tragedia na autostradzie A4. Nie żyją dwie osoby

Tragedia na autostradzie A4. Nie żyją dwie osoby

Źródło:
TVN24

Kierująca pracami Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska zarządziła publikację ośmiu decyzji TK na jego stronie internetowej. To rozstrzygnięcia, których treści nie zostały ogłoszone przez Rządowe Centrum Legislacji. RCL nie publikuje wyroków w związku z przyjętą w marcu uchwałą Sejmu w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015-2023. Sejm uznał wtedy, że Mariusz Muszyński, Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembak nie są sędziami Trybunału Konstytucyjnego, a liczne orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego są dotknięte wadą prawną. Stwierdził też, że funkcję Prezesa TK sprawuje osoba nieuprawniona.

Julia Przyłębska mówi o "anarchizacji prawa" i sama publikuje wyroki

Julia Przyłębska mówi o "anarchizacji prawa" i sama publikuje wyroki

Źródło:
PAP

Ukraińskie drony zniszczyły rosyjski bombowiec strategiczny dalekiego zasięgu Tu-22M3. Ukraińcy uderzyli w lotnisko Olenia, położone za kołem podbiegunowym w obwodzie murmańskim - powiadomiły w sobotę media z powołaniem na źródła w wywiadzie.

"Bezskutecznie próbowali zestrzelić bezzałogowce". Seria ukraińskich ataków

"Bezskutecznie próbowali zestrzelić bezzałogowce". Seria ukraińskich ataków

Źródło:
PAP

Co najmniej osiem osób zginęło, a pięć zostało rannych w sobotę, gdy samochód wjechał w grupę pieszych w mieście Changsha w prowincji Hunan w środkowych Chinach. Kierowca pojazdu został zatrzymany, trwa wyjaśnianie przyczyn zdarzenia.

55-latek wjechał w grupę pieszych. Nie żyje osiem osób

55-latek wjechał w grupę pieszych. Nie żyje osiem osób

Źródło:
PAP

Rosyjski resort obrony poskarżył się Stanom Zjednoczonym na "tajną operację" Ukrainy przeciwko Rosji, planowanej rzekomo za zgodą Waszyngtonu. Po rozmowie rosyjskiego ministra obrony Andrieja Biełousowa z szefem Pentagonu Lloydem Austinem USA zwróciły się do Ukrainy o niepodejmowanie działań - podał dziennik "The New York Times".

Kreml poskarżył się USA w sprawie "tajnej operacji" Ukrainy. Waszyngton zareagował

Kreml poskarżył się USA w sprawie "tajnej operacji" Ukrainy. Waszyngton zareagował

Źródło:
PAP

Młody lis zaczepiający żabę - taki materiał z okolic Częstochowy otrzymaliśmy na Kontakt 24. Zabawy zwierząt mają kluczową rolę w ich prawidłowym rozwoju, a echa takich zachowań możemy często zobaczyć w ich dorosłym życiu.

Ważna lekcja dla młodego lisa

Ważna lekcja dla młodego lisa

Źródło:
Kontakt 24

Pasażerka samolotu, który miał odlecieć z Rzymu do Katanii, przemycała iguanę. Obecności zwierzęcia nie ujawnił żaden system kontroli lotniskowej, a ku zaskoczeniu wszystkich jaszczurkę na pokładzie wykryła... kotka współpasażerki.

Kotka wyczuła "egzotyczną koleżankę" w samolocie. To był koniec podróży dla jednej z pasażerek

Kotka wyczuła "egzotyczną koleżankę" w samolocie. To był koniec podróży dla jednej z pasażerek

Źródło:
PAP, corriere.it

Hubert Kijek rozmawiał z Allanem Lichtmanem, wybitnym amerykańskim politologiem i historykiem, który od wyborów w 1984 roku trafnie przewiduje, kto wygra prezydencki wyścig w Stanach Zjednoczonych. Robi to na podstawie opracowanej przez siebie metody "trzynastu kluczy". Specjalista uważa, że demokraci mają dużą szansę na zwycięstwo, ale ostateczną prognozę wyniku wyborów prezydenckich prawdopodobnie poda w sierpniu, po konwencji demokratów.

Kto będzie kolejnym prezydentem USA? Allan Lichtman od 40 lat trafnie przewiduje wyniki wyborów

Kto będzie kolejnym prezydentem USA? Allan Lichtman od 40 lat trafnie przewiduje wyniki wyborów

Źródło:
Fakty o Świecie TVN24 BiS

Pochodząca z krakowskiego ogrodu zoologicznego kondorzyca Beti zginęła w szponach innych ptaków podczas swojej misji w Chile. Latem zeszłego roku została wysłana w Andy, by tam przywrócić narażony wyginięciem gatunek na stare miejsce bytowania. Popadła jednak w konflikt z innymi przedstawicielami swojego gatunku. W planach jest kolejna próba reintrodukcji gatunku w Ameryce Południowej.

Kondorzyca z Krakowa miała pomóc odrodzić się ptakom w Chile, zginęła w ich szponach

Kondorzyca z Krakowa miała pomóc odrodzić się ptakom w Chile, zginęła w ich szponach

Źródło:
tvn24.pl
Las wielopiętrowych apartamentowców wyrośnie w Łebie. Bałtycka Hurgada? 

Las wielopiętrowych apartamentowców wyrośnie w Łebie. Bałtycka Hurgada? 

Źródło:
tvn24.pl
Premium

18. edycja Festiwalu Filmu i Sztuki BNP Paribas Dwa Brzegi rozpoczęła się w sobotę w Kazimierzu Dolnym (Lubelskie). Wydarzenie potrwa osiem dni. W jego programie znalazły się pokazy filmowe, ale też spotkania z twórcami, koncerty i wystawy. Ostatniego dnia festiwalu odbędzie się polska premiera ekranizacji powieści Aleksandra Dumasa "Hrabia Monte Christo".

Dwa Brzegi kina i sztuki. Ruszył festiwal w Kazimierzu Dolnym

Dwa Brzegi kina i sztuki. Ruszył festiwal w Kazimierzu Dolnym

Źródło:
PAP
Amerykańska gra prezydenckim zdrowiem

Amerykańska gra prezydenckim zdrowiem

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Sejm poparł poprawki Senatu do ustawy o prawie autorskim, która jest wdrożeniem przepisów unijnej dyrektywy, regulującej kwestie wynagrodzenia za wykorzystywanie utworów. Zgodnie z przyjętymi poprawkami to prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej będzie mediatorem w sporach między wydawcami a big techami. Wcześniej wydawcy i redakcje apelowały, by wyższa izba zmieniła uchwalone w Sejmie niekorzystne przepisy tak, by łatwiej było negocjować z platformami cyfrowymi.

Nowelizacja prawa autorskiego. O co w niej chodzi

Nowelizacja prawa autorskiego. O co w niej chodzi

Źródło:
tvn24.pl

Rada Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych z nadzieją przyjęła poprawki Senatu do ustawy o prawie autorskim wzmacniające pozycję wydawców w negocjacjach z big techami - czytamy w oświadczeniu rady na portalu X. W piątek Sejm zadecydował, że projekt ustawy z poprawkami trafi na biurko prezydenta.

"Tylko w ten sposób uratujemy lokalne media i lokalną demokrację"

"Tylko w ten sposób uratujemy lokalne media i lokalną demokrację"

Źródło:
tvn24.pl

W najnowszym "Kadrze na kino" Ewelina Witenberg opowiedziała o najgłośniejszych filmowych premierach tego tygodnia. Na wielki ekran trafił między innymi "Deadpool & Wolverine" z Ryanem Reynoldsem i Hugh Jackmanem w rolach głównych. Prowadząca program opowiedziała też o nowej biografii filmowej Boba Dylana. W piosenkarza i laureata Nagrody Nobla wcielił się Timothée Chalamet.

Co warto obejrzeć. Ewelina Witenberg podsumowuje. "Kadr na kino" w TVN24

Co warto obejrzeć. Ewelina Witenberg podsumowuje. "Kadr na kino" w TVN24

Źródło:
tvn24.pl