Jak gangsterzy przejęli więzienie. Reportaż Superwizjera o areszcie na Białołęce w Warszawie

Źródło:
SUPERWIZJER TVN
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN
wideo 2/4
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zasadą w więziennictwie jest oddzielanie od siebie członków gangów i umieszczanie ich w różnych zakładach karnych. Na warszawskiej Białołęce stało się inaczej. W tym samym czasie znaleźli się tam przywódcy najgroźniejszych polskich grup przestępczych. O tym, co z tego wynikło, opowiedział jeden z przestępców. Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego", obrońcy oskarżonych podważają wersję Sebastiana K. Ale potwierdza ją nieoficjalnie część byłych strażników. Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z konkretnych pytań dziennikarzy. Reportaż Ewy Galicy i Jakuba Stachowiaka "Jak gangsterzy przejęli więzienie".

"Wnioskuję o przesłuchanie mojej osoby na okoliczność działania zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem narkotykami w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka, jak również na terenie całego kraju. Osoby, o działalności których chcę zeznawać, są bardzo niebezpieczne" - to zeznania 38-letniego Sebastiana K. pseudonim Łysy, z zawodu stolarza meblowego, drobnego warszawskiego przestępcy. W 2019 roku zgłosił się on do prokuratury, aby zeznawać w sprawie handlu narkotykami w areszcie śledczym na Białołęce w Warszawie.

"Do aresztu trafiłem pierwszy raz w 2000 roku i od tamtej pory przebywałem w zakładach z małymi wyjątkami. Najdłużej na wolności przebywałem około roku. Kiedy trafiłem na Białołękę w okresie maj-czerwiec 2017 roku zaczęli przyjeżdżać tam członkowie grupy mokotowskiej" – zeznaje Sebastian K.

OGLĄDAJ CAŁY REPORTAŻ W TVN24 GO

Handel narkotykami na terenie aresztu

Na wolności "Łysy" mógł co najwyżej pomarzyć o przynależności do gangu mokotowskiego. Jego członkowie tworzyli zamkniętą, dobrze zorganizowaną i szalenie niebezpieczną grupę.

- Wszyscy zajmowali się handlem narkotykami, brali udział w wymuszeniach haraczy, byli też związani z serią porwań w ramach tak zwanego gangu obcinaczy palców – mówi anonimowo funkcjonariusz operacyjny policji. – Jako pierwsi zdecydowali się na to, żeby, porywając ofiary dla okupu, obcinać im palce i wysyłać rodzinie. Jako pierwsi też nie negocjowali okupu, tylko jeżeli okup nie był dostarczony w całości, to porwana osoba nigdy nie trafiała z powrotem do domu - dodaje.

Funkcjonariusz mówi, że "nie można wykluczyć, że każdy na koncie ma głowę". – Na pewno niektórzy z nich mają niejedną, pomimo że nie zostało to procesowo udowodnione – podkreśla.

"Łysy", doskonale znający areszt, szybko zostaje zauważony przez zwożonych na Białołękę gangsterów. "Handel, konkretnie narkotykami, na terenie aresztu zaproponował mi jeden z członków gangu. Zapytał mnie, czy orientuję się, jak wygląda tutaj w areszcie sprawa z handlem narkotykami: czy jest popyt, kto handluje i czym? Powiedziałem, że w chwili obecnej nie ma nikogo, kto by trzymał te kwestie na stałe" – zeznał.

W ciągu następnych miesięcy Sebastian K. rozwijał handel. Jednocześnie do aresztu trafiali kolejni członkowie "mokotowskich". W pewnym momencie na Białołęce siedziało prawie całe szefostwo gangu, między innymi Artur N. pseudonim Arczi, Wojciech S., "Wojtas" i Sebastian L., "Lepa".

Mieli w areszcie układy na alkohol, narkotyki, a nawet policyjnego psa. Opowiada Jarosław Jabrzyk, szef "Superwizjera"

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowaliTVN24

- To było strasznie hermetyczne towarzystwo, dlatego że to są ludzie, którzy znają się od kajtka, praktycznie z podwórek, mieszkali niedaleko. Artur N. był chłopakiem, który potrafił się bić, ale był megakulturalny, megasympatyczny. Zresztą nawet aparycję miał przystojnego młodego chłopaka – mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – A jednak w pewnym momencie się okazało, że to on jest mózgiem wielu operacji – dodaje.

Funkcjonariusz opowiada, że "Wojtas" z kolei był "typowym człowiekiem od mokrej roboty". – Swego czasu nazywany komando śmierci grupy mokotowskiej. Ten człowiek jest bardzo niebezpieczny – wyjaśnia.

Pięć osób, które rządziły aresztem

"Łysy" w swoich zeznaniach wskazał w sumie pięć osób, które rządziły aresztem na Białołęce. Trójkę z Mokotowa uzupełniali Andrzej Z. pseudonim Słowik i Zbigniew C. ps. Daks. Pierwszy uważany jest za jednego z założycieli gangu pruszkowskiego, drugiego zaś określano mianem bossa warszawskiego półświatka.

"'Słowik', wchodząc do interesu narkotykowego na Białołęce, wniósł sporo osób, które miały się tym zajmować, pomagać w korumpowaniu funkcjonariuszy. 'Słowik' to gwiazdor i to on siedzi tam, gdzie chce, a nie, gdzie osadzają go funkcjonariusze" – zdradza Sebastian K.

- Tak naprawdę ktoś nie spojrzał na to kompleksowo i nie zdał sobie sprawy z tego, że umieszczenie tych wszystkich ludzi w jednym miejscu to jest tak naprawdę w jakiś sposób odtworzenie w więzieniu najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiej – uważa funkcjonariusz operacyjny policji. – Jak Pablo Escobar mieliby swoje więzienie – dodaje.

Były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel przypomina, że "w Warszawie, gdzie są cztery jednostki penitencjarne, nawet 20 osadzonych można tak rozmieścić, że nie ma mowy, żeby się spotkali".

Były dyrektor generalny Służby Więziennej pułkownik Kajetan DubielTVN24

"Od momentu, kiedy zacząłem przynależeć do grupy mokotowskiej i zacząłem być widywany z nimi, w skrócie mogę to ująć, że nie byłem już K., tylko pan K." – zauważa "Łysy".

Przez kolejne dwa lata "Łysy", jak wynika z jego zeznań, był odpowiedzialny za rozprowadzanie narkotyków na terenie aresztu. O skali jego działalności niech świadczy fakt, że areszt na Białołęce to największy w Polsce i jeden z największych w Europie tego typu obiektów. Powstały w latach 60. zespół budynków może pomieścić ponad 1700 osób.

"Łysy" początkowo dostawał towar od szefów grupy mokotowskiej - i z nimi miał się rozliczać. To bardzo ważne w tej historii, ponieważ mężczyzna wyjawił prokuraturze, kto dostarczał mu narkotyki. Opowiadał, że w przeszłości dzięki swoim znajomościom w areszcie wiedział, że może liczyć na cichą przychylność strażników więziennych.

Strażnicy wiedzieli, że na oddziale są narkotyki

"Brałem różne ilości, od 5 do 20 gramów, głównie marihuany. Była też amfetamina, kokaina. Była przynoszona na własny użytek dla 'Lepy', 'Arcziego' i 'Słowika'. Kokainę przynoszoną dla nich przekazywałem na wizytach u lekarza lub stomatologa. Ja sam miałem kilka rozmów z funkcjonariuszami straży więziennej, którzy powiedzieli mi, że wiedzą, dla kogo handluję i czym, i wprost mi powiedzieli, że mam nie handlować amfetaminą tylko marihuaną, bo po tym więźniowie są spokojni, a oni nie mają problemów" – zeznaje "Łysy".

Sebastian K. zeznawał, że grupa mokotowska miała w każdym z czterech głównych pawilonów aresztu swojego człowieka, który nadzorował rozprowadzanie narkotyków i ściągał pieniądze. Sytuacje, o których opowiada "Łysy", na własne oczy widział Grzegorz S., który w tamtym czasie także siedział w areszcie na Białołęce.

- Panowie z grupy mokotowskiej głównie korzystali z tak zwanych kajfusów, czyli kalifaktorów, którzy roznoszą jedzenie, oraz ze strażników więziennych, którzy po prostu za pieniądze dostarczali im pod cele alkohol, narkotyki, telefony - mówi Grzegorz S.

Niektórzy byli strażnicy więzienni przyznają, że do areszcie śledczym dochodziło do handlu narkotykami i innymi przedmiotamiTVN24

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowali. – Ci panowie założyli spółdzielnię, założyli interes i zaczęli go prowadzić. Natomiast to, co dla mniej jest najbardziej bulwersujące i niepokojące, to jest to, że wciągnęli do tego funkcjonariuszy – podkreśla płk Kajetan Dubiel.

Sebastian K. opowiada dalej: "Miałem najwięcej informacji o prywatnym życiu strażników, bo siedziałem tu najdłużej. Wytypowałem trzech strażników z oddziału i był to Kamil, Sławek i Marcin. Puszczał nas do telefonów bez zgody organów. Z czasem dostawał papierosy, a potem pieniądze. Zaczęliśmy go dopytywać, kogo na tym oddziale można jeszcze skorumpować. Wymienił oddziałowego Mariana, Czarka i 'Brodę'. Byli skorumpowani od lipca 2017 roku. Wszyscy mieli stawki stałe za załatwianie tematów z osadzonym. Płaciliśmy za świetlicę, telefony, za przynoszenie rzeczy z wolności".

Telefon był w areszcie bardzo pożądanym przedmiotem. Dzięki posiadaniu miniaturowej komórki gangsterzy mogli bez problemu porozumiewać się ze światem zewnętrznym. "Łysy" także miał telefon w celi. "Aparat telefoniczny włączałem jedynie w godzinach od 17 do 20, i to nie każdego dnia. Po godzinie 20 strażnicy sprawdzają urządzeniem do wykrywania telefonów celę. Wiedziałem o tym, jak przebiegają kontrole z telefonami od strażników. Godziny, w których najlepiej jest zadzwonić z telefonu pod celą podpowiedzieli mi sami strażnicy" – zeznaje Sebastian K.

- Ci ludzie, mając telefony, jeżeli na zewnątrz są jacyś ich koledzy, są jacyś inni członkowie grupy przestępczej, tak naprawdę oni mają nadal możliwości popełniania przestępstw lub zlecania przestępstw - mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – Jaki jest problem, żeby zadzwonić i zlecić zamordowanie świadka? – zastanawia się.

Na podstawie złożonych przez świadka zeznań udało się ustalić numery komórek, które gangsterzy ukrywali w celach. Okazało się, że tylko z jednego z numerów dzwoniono ponad 1300 razy. Najdłuższe połączenie trwało prawie 45 minut.

Można było 100 tysięcy złotych zarobić w tydzień

"Łysy" na temat skorumpowanych strażników zeznawał w prokuraturze całymi tygodniami. Opowiadał, że strażnicy za przysługi brali od 50 do nawet 1000 złotych. Dzięki jego zeznaniom zatrzymano i aresztowano ponad 20 osób. Kiedy wyszli, dziennikarze "Superwizjera" odszukali kilku z nich.

Jeden z byłych strażników, zapytany, czy było warto ryzykować dla 50 złotych za paczkę lub nawet dla 1000 złotych odpowiada: "Nie za wszystko weźmiesz od razu 10 czy 100 tysięcy. Opłacało, nie opłacało, teraz, z perspektywy czasu, to jest głupota może, ale ja się zajmowałem drobnymi rzeczami".

– Ale ci, co zajmowali się grubszymi rzeczami? Jakie oni sumy meldowali? Były "oferty pracy" takie, że można było i 100 tysięcy zarobić w tydzień czasu. Była to robota na wolności, niemająca nic wspólnego z więziennictwem, ale jakby się wydało, że to robisz, to grube lata przede mną za kratkami – dodaje.

Gangsterzy mieli handlować narkotykami w areszcie śledczymTVN24

Narkotyki wnoszono po prostu w kieszeni

Zapytany o wnoszenie narkotyków na teren zakładu, odpowiada, że robiono to w najprostszy sposób - w kieszeni. – Kto cię miał kontrolować, jeżeli ja byłem przewodnikiem psów specjalnych na areszcie i zrobiłem kurs, a nie mogłem użyć tego psa? Myśmy nie mogli użyć psa, bo pies by wykrył narkotyki. Pies siedział w budzie, dostawał żreć, trochę wybiegu i tyle. Rzadko kiedy, prowizorycznie się zdarzyło, że kierownik kazał użyć psa do przeszukania jakiejś celi. Dobrze wiedział, którą celę przeszukuje – wspomina były strażnik.

Inny z byłych strażników aresztu śledczego przyznaje, że "Białołęka jest tak otwartym więzieniem, że tam wszystko można sobie wnieść". – Jest nasza duża wina. Mówię nasza, bo ja też jestem wplątany w tę sprawę i może jestem w stanie się przyznać do swojej winy w sądzie – mówi.

- Mnie zarzucają, że telefon przyniosłem. Tylko dziwna sprawa, bo z CBŚ przyjechali do mnie na służbę, przeszukali moją dyżurkę calutką, mnie przeszukali i nic nie znaleźli – wspomina były strażnik. – Pięć godzin później, jak mnie zabrali z jednostki do domu, funkcjonariusze aresztu weszli do mojej dyżurki przeszukiwać ją, i znaleźli w jakimś czajniku mikrotelefon – dodaje.

Jeden z oddziałowych w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka zapewnia, że nie ma żadnych dowodów, że współpracował z gangiem mokotowskim. – Żadnych nie może być, bo po prostu tego nie robiłem. Każdy ma swoje dowody, że to jest lipa totalna – przekonuje.

Większość strażników nie przyznała się do współpracy z gangsterami. Nie chcą mówić tego otwarcie, ale część z nich była przez gangsterów szantażowana. – Oni wszystko wiedzieli o nas. Grupa mokotowska miała moje dane, wiedziała, jak córka ma na imię – przyznaje jeden z nich. Dodaje, że nie tylko on odczuwał zagrożenie. – Znalazłem zdjęcie mojej żony u siebie w dyżurce. Zrobione, jak wchodziła do pracy. Mogło być ostrzeżenie. Chciałem się pozbyć od siebie z oddziału jednego osadzonego z mokotowskiej grupy, bo wiedziałem, kto to jest – mówi.

- To jest ewidentne zastraszanie. System wciągania funkcjonariuszy do czegoś, z czego nie będą się mogli potem wycofać, jest często bardzo banalny. Na początku może chodzić o jakąś drobną przysługę: "Nie mam papierosów od kilku dni, daję pieniądze, może dwie paczki pan przyniesie". Jeżeli człowiek ulegnie temu, to jest równia pochyła. Potem: "Papierosy przynosiłeś? To teraz przyniesiesz coś innego" - mówi były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel.

Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom

"Łysy" ujawnił także inną drogę przerzutu do aresztu telefonów lub narkotyków. Okazało się, że kurierkami były także adwokatki oskarżonych z grupy mokotowskiej i pruszkowskiej. To najbardziej szokujący fakt w tej sprawie.

"Świadkiem rozmowy o naszych uzgodnieniach finansowych była adwokatka Olga. Wtedy też dowiedziałem się, że głównie to adwokaci dostarczają narkotyki do aresztu. Adwokatka Olga była u mnie dwa-trzy razy w miesiącu. Przekazywała mi po 50 gramów amfetaminy i 100 gramów marihuany, pakowanych w palce od gumowych rękawiczek jednorazowych" – zeznaje Sebastian K.

- Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom pobieżnym. Ich obowiązek był tylko: włożyć torebkę czy walizkę do urządzenia prześwietlającego – zwraca uwagę jeden z byłych strażników aresztu. – Nawet nie było poruszanego tematu, żeby adwokatów poddawać kontroli pobieżnej wykrywaczem metali czy innymi urządzeniami. Od lat adwokaci mogli wnosić, co chcieli – podkreśla.

"Prawniczka Olga przynosiła również drogie alkohole, jedzenie, strzykawki, igły, kokainę na użytek własny 'Lepy' i 'Arcziego'. Zapytałem ich wszystkich, czy muszę się obawiać tutaj na widzeniach, że ktoś wejdzie do pokoju. Oni wszyscy z mojego pytania zaczęli się śmiać i najpierw 'Lepa' zaczął mi tłumaczyć, że tutaj nie muszę się niczego obawiać, że tutaj 'Lepa' i Olga uprawiają seks, że wąchają kokainę, którą ona przynosi, piją alkohol i nikt tutaj nie przyjdzie i nie skontroluje" – zeznaje "Łysy".

Prawniczki gangsterów, jak twierdzi "Łysy", nie tylko dostarczały narkotyki, ale także odbierały pieniądze. "Robiąc rozliczenia tygodniowe z adwokatką, wychodziło nam zysku z narkotyków, że ja mam 15 tysięcy złotych, oraz 15 tysięcy złotych ma ona, która dzieli te pieniądze na siebie i pozostałe pięć osób, to jest 'Lepa', 'Daks', 'Słowik', 'Arczi' i 'Wojtas'" – zeznaje. "Ja mam taką wiedzę, że ona na wolności zarządza w kwestii marihuany, amfetaminy i sterydów. To do niej przywożone są bezpośrednio narkotyki z produkcji i plantacji. Ona je pakuje i przekazuje dalej" – dodaje.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że adwokatki, o których zeznaje "Łysy", były życiowymi partnerkami gangsterów. Jeden z byłych strażników przyznaje, że znał przypadek, gdy jedna z funkcjonariuszek przyłapała adwokatkę w "intymnej" sytuacji z osadzonym. – Ale z tego nic nie wyniknęło – dodaje.

"Monika Ch. w tym pokoju adwokackim uprawiała seks z Krystianem. Młody M. wtedy wyganiał nas z pokoju widzeń i piliśmy alkohol" – informuje "Łysy". Reporterka "Superwizjera" spotkała się z adwokatką, ale ta nie chciała się odnieść do zarzutów wnoszenia alkoholu i narkotyków na teren aresztu śledczego, ani na temat tego, że uprawia seks z jednym z osadzonych.

"Łysy" swoimi zeznaniami obciążył trzy młode warszawskie prawniczki. Mają zarzuty, a ich sprawy są wyłączone do osobnych postępowań. Zostały także zawieszone w prawie wykonywania zawodu. Zeznania Sebastiana K. pozwoliły oskarżyć kilkunastu gangsterów z Mokotowa i Pruszkowa. "Łysy" zeznaje w kilku procesach, na rozprawy dowożony jest w towarzystwie uzbrojonej ochrony.

W areszcie śledczym miało dojść do odtworzenia najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiejTVN24

"Chcę powiedzieć, że ja zdecydowałem się ujawnić ten proceder handlu narkotykami i innymi niedozwolonymi przedmiotami na terenie aresztu śledczego, bowiem zostałem oszukany w tych interesach. Mam jeszcze do odbycia karę pozbawienia wolności, która upływa w 2027 roku. W sumie siedzę w zakładach karnych od blisko 17 lat. Uznałem, że czas najwyższy z tym skończyć i zacząć normalnie żyć. Liczę na zastosowanie wobec mnie nadzwyczajnego złagodzenia kary w tej sprawie" – zeznaje Sebastian K.

Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego". Obrońcy oskarżonych podważają jednak wersję Sebastiana K. – Jest to człowiek, który chce być w kręgu zainteresowania, który ma czas na przygotowanie sobie pewnych wersji i nieustannie znajduje coś nowego, gdzieś coś zasłyszy – mówi adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski. – Opowiadał rzeczy, które są wręcz niemożliwe. Dziwi mnie, jako praktyka, że prokuratura w takie wypowiedzi i dywagacje wierzy – dodaje.

- Wiem, że myli się w zeznaniach, bo wskazał funkcjonariusza ze zdjęcia. Powiedział, że bardzo dobrze go zna, że ma tatuaż, określił ten tatuaż. Okazało się, że funkcjonariusz ten, którego on wskazał, nie ma żadnego tatuażu – przekazuje jeden z byłych strażników aresztu śledczego. – Jego zeznania będą do podważenia – uważa.

Pytania o udział władz aresztu śledczego w aferze

Czy afera na Białołęce byłaby możliwa, gdyby władze zakładu nie zgodziły się na trzymanie gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie? – Robili ludzie, i ja też byłem w tej grupie, jakieś przestępstwa. Braliśmy za to pieniądze, czyli to jest nadal korupcja, ale to nie była korupcja na takim poziomie, jak się odbywało odgórnie, bo my do góry nie mieliśmy dostępu – podkreśla jeden z byłych strażników.

– Dlaczego dyrekcja oko przymykała na wszystko? Bo się liczyli z tym, że wiemy coś i o nich. Nieoficjalny cichy układ. Myśmy od osadzonych też dużo rzeczy słyszeli. Tam dla grupy mafijnej poświęcić 200 tysięcy tygodniowo to nie były pieniądze – dodaje.

Adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski mówi, że najbardziej oburza go fakt, że brakuje osób "nadzorujących tych ludzi": dyrektora aresztu śledczego, zastępcy dyrektora do spraw penitencjarnych, kierownika do spraw ochrony czy koordynatorów. – To są osoby, które kontrolowały na bieżąco, które miały czuwać nad porządkiem i zasadami pracy swoich podległych pracowników – wskazuje. - Oni odpowiadają również za połączenie osób, które nie miały prawa ze sobą się stykać na spacerniakach, w łaźni czy pawilonach – dodaje.

Adwokat, dr Dariusz Erwin KotłowskiTVN24

- Dlaczego dyrektor poszedł na emeryturę zaraz po zdarzeniu? Bo się bał odpowiedzialności? Bo wszyscy o tym wiedzieli? Kierownictwo o tym wiedziało? Dowódcy wiedzieli? – zastanawia się jeden z byłych strażników.

Dziennikarze próbowali odszukać byłego dyrektora aresztu i z nim porozmawiać. Po wybuchu afery przestał być szefem jednostki i odszedł na emeryturę. Mimo wielu naszych prób kontaktu nie odebrał telefonu, ani nie odpisał na wysłaną mu wiadomość.

"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z pytań o to, kto decydował o takim, a nie innym rozmieszczeniu gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie. Zamiast tego dziennikarze dostali lakonicznego maila z informacją, że: "Służba Więzienna podejmuje zdecydowane działania w celu wykrywania i zwalczania przestępstw popełnianych w zakładach karnych, a dla wzmocnienia obecnych możliwości skutecznego przeciwdziałania patologiom powstać ma Inspektorat Wewnętrzny Służby Więziennej". Zespół prasowy przekonuje w mailu, że "nowy inspektorat ma wykrywać też przestępstwa przeciwko obrotowi gospodarczemu, czyli m.in. korupcję i oszustwa, popełniane na szkodę Służby Więziennej".

Proces gangsterów z Mokotowa, oskarżonych o handel narkotykami na Białołęce, ruszył w lipcu 2021 i zapewne potrwa wiele miesięcy. Trzy współpracujące z gangsterami prawniczki, czekają na koniec swojego śledztwa. Jedna z nich zdecydowała się na współpracę z prokuraturą. Na finał swojej sprawy w sądzie czekają też strażnicy więzienni. Sebastian K. ps. Łysy nadal siedzi za kratkami, przeciwko niemu toczy się śledztwo o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Jest szczególnie chronionym więźniem.

Autorka/Autor:Ewa Galica, Jakub Stachowiak

Źródło: SUPERWIZJER TVN

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Pozostałe wiadomości

Niezależnie od tego, jak ciężkich strat na polu bitwy dozna Rosja, to nie wystarczy, aby wojna się zakończyła. Konieczna jest prawdziwa jej izolacja - mówi w piątek w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Times", generał Ołeksandr Pawluk, dowódca ukraińskich wojsk lądowych.

Dowódca ukraińskich wojsk lądowych: bez izolacji Rosji nie uda się skończyć wojny

Dowódca ukraińskich wojsk lądowych: bez izolacji Rosji nie uda się skończyć wojny

Źródło:
PAP
"Ja jej nie widzę. Ja ją tworzę. Nadzieja jest czymś, co tworzymy"

"Ja jej nie widzę. Ja ją tworzę. Nadzieja jest czymś, co tworzymy"

Źródło:
tvn24.pl
Premium

IMGW ostrzega przed burzami w siedmiu województwach. Zjawiskom towarzyszyć będą silne opady deszczu oraz porywisty wiatr. Miejscami spadnie grad. Jak wynika z prognozy zagrożeń, wyładowania atmosferyczne mogą być zagrożeniem także w kolejnych dniach.

Burze, a w nich silny deszcz. Ostrzeżenia w siedmiu województwach

Burze, a w nich silny deszcz. Ostrzeżenia w siedmiu województwach

Źródło:
IMGW

Po zderzeniu auta osobowego z ciężarną klępą (samicą łosia) na świat przy drodze przyszły cielęta. Policjanci zadbali o specjalistyczną opiekę dla nich. Dwie samiczki przebywają teraz w Fundacji Wzajemnie Pomocni, na terenie gminy Pomiechówek.

Ich matkę potrącił samochód, na świat przyszły przy drodze

Ich matkę potrącił samochód, na świat przyszły przy drodze

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Proboszcz parafii w Kraśniku (Lubelskie) bez zgody przeprowadził prace ziemne związane z postawieniem na skarpie staromiejskiej paneli fotowoltaicznych. O sprawie powiadomił były społeczny opiekun zabytków, który uważa że inwestycja pogorszyła panoramę Starego Miasta oraz może się przyczynić do powstawania spękań murów dawnego klasztoru z XV wieku. Ksiądz ma zapłacić dwa tysiące złotych kary.

Ksiądz ukarany przez konserwatora zabytków

Ksiądz ukarany przez konserwatora zabytków

Źródło:
tvn24.pl

Fińskie linie lotnicze Finnair wstrzymały loty do Tartu we wschodniej Estonii z powodu zakłóceń sygnału GPS spowodowanych przez Rosję - donosi Politico. Rząd w Tallinie uznaje zakłócenia za atak hybrydowy ze strony Moskwy, tymczasem władze w Helsinkach twierdzą, że to efekt uboczny rosyjskiej samoobrony.

Fiński przewoźnik zawiesza loty do jednego z europejskich miast. Powodem rosyjskie zakłócenia sygnału GPS

Fiński przewoźnik zawiesza loty do jednego z europejskich miast. Powodem rosyjskie zakłócenia sygnału GPS

Źródło:
Politico

Ulewne deszcze wciąż nawiedzają brazylijski stan Rio Grande do Sul. Nie żyje 39 osób, a kilkadziesiąt uznaje się za zaginione. Tragiczny bilans może jednak wzrosnąć, bo służby nie mogą dotrzeć do wszystkich zalanych terenów.

Blisko 40 ofiar śmiertelnych, drogi i mosty zostały zniszczone

Blisko 40 ofiar śmiertelnych, drogi i mosty zostały zniszczone

Źródło:
Reuters

Łotewska armia rozpoczęła kopanie rowów przeciwczołgowych wzdłuż granicy z Rosją. Pierwszy odcinek ma być ukończony w ciągu czterech miesięcy. Docelowo wzdłuż granicy Łotwy z Rosją i Białorusią ma powstać łańcuch umocnień, w którego skład wejdą sztuczne i naturalne przeszkody - bagna, lasy i rzeki.

Łotewska armia zaczęła kopać rowy przeciwczołgowe wzdłuż granicy z Rosją

Łotewska armia zaczęła kopać rowy przeciwczołgowe wzdłuż granicy z Rosją

Źródło:
PAP

- Te trzy dni maja to wielki maraton patriotyczno-historyczny, pokazujący, skąd idziemy, gdzie jesteśmy, ale może także i przede wszystkim dokąd zmierzamy - powiedział prezydent Andrzej Duda w przemówieniu na placu Zamkowym w Warszawie podczas uroczystości z okazji Święta Konstytucji 3 maja. Zginęły trzy osoby jadące autem, które uderzyło w drzewo. Siły rosyjskie weszły do bazy, w której są wojska USA. Z kolei łotewska armia rozpoczęła kopanie rowów przeciwczołgowych w ramach pierwszej linii obrony wzdłuż granicy z Rosją. Pięć rzeczy, które warto wiedzieć w sobotę 4 maja.

Pięć rzeczy, które warto wiedzieć w sobotę 4 maja

Pięć rzeczy, które warto wiedzieć w sobotę 4 maja

Źródło:
PAP

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło około godziny 13 przy ulicy Vogla w Wilanowie. Samochód osobowy uderzył w drzewo, po czym stanął w płomieniach. Jak informuje straż pożarna, w wyniku wypadku zginęły trzy osoby.

Samochód wbił się w drzewo i spłonął. Nie żyją trzy osoby

Samochód wbił się w drzewo i spłonął. Nie żyją trzy osoby

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policja szuka mężczyzny, który dziś rano strzelił w Krakowie z wiatrówki do przypadkowego przechodnia. Zajście zarejestrował monitoring. Sprawca po chwili uciekł. Poszkodowanym jest 23-letni mężczyzna. 

Strzelił z wiatrówki do przypadkowego przechodnia. Poszkodowany 23-latek trafił do szpitala

Strzelił z wiatrówki do przypadkowego przechodnia. Poszkodowany 23-latek trafił do szpitala

Źródło:
tvn24.pl

Z relacji pracowników sklepu wynikało, że kobieta ze sklepowych półek wzięła banany oraz awokado i zapakowała je do trzech toreb, nabijając przy kasie jako jabłka. W torbach miała w sumie 30 sztuk awokado i ponad trzy kilogramy bananów.

"Kupiła" awokado i banany w cenie jabłek, grozi jej nawet osiem lat więzienia

"Kupiła" awokado i banany w cenie jabłek, grozi jej nawet osiem lat więzienia

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Burze z ulewami nawiedziły w czwartek wschodnią Chorwację. Jak przekazały lokalne media, woda szybko wypełniła ulice miasta Slavonski Brod, porywając ze sobą samochody. Żywioł przyniósł ze sobą również intensywne opady gradu.

Auta spływały ulicami, miasto pokryła płachta gradu

Auta spływały ulicami, miasto pokryła płachta gradu

Źródło:
PAP, startnews.hr

Donald Trump po ewentualnym zwycięstwie w wyborach zamierza zażądać od państw NATO zwiększenia wydatków na obronność do poziomu trzech procent PKB, jako cenę dalszego zobowiązania USA na rzecz obrony Europy - podał w piątek brytyjski "The Times". Trumpa zainspirować miał do tego prezydent Andrzej Duda.

"The Times": po rozmowie z Dudą Trump chce zażądać od państw NATO trzech procent PKB na obronność

"The Times": po rozmowie z Dudą Trump chce zażądać od państw NATO trzech procent PKB na obronność

Źródło:
PAP

Rosyjscy żołnierze weszli do bazy lotniczej 101, położonej w pobliżu międzynarodowego lotniska Diori Hamani w stolicy Nigru, Niamey. Stacjonują w niej także wojska USA - poinformował w piątek Reuters, cytując anonimowego, wysokiego rangą amerykańskiego urzędnika do spraw obrony.

Siły rosyjskie weszły do bazy, w której są wojska USA

Siły rosyjskie weszły do bazy, w której są wojska USA

Źródło:
PAP

W naszych czasach prawo, a zwłaszcza jego interpretacja, staje się narzędziem walki politycznej - mówiła w "Faktach po Faktach" profesor Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, była rzeczniczka praw obywatelskich. Oceniła, że mamy obecnie do czynienia z "horrorem prawniczym".

Profesor Ewa Łętowska o "horrorze prawniczym"

Profesor Ewa Łętowska o "horrorze prawniczym"

Źródło:
TVN24

Przeciętna oczekiwana długość życia dla nowonarodzonego dziecka w Unii Europejskiej wyniosła w 2023 roku 81,5 lat - przekazał Eurostat. To o 0,9 roku więcej niż w 2022 roku. Polska uplasowała się poniżej średniej unijnej.

Oczekiwana długość życia w Unii Europejskiej. Jak wypadła Polska?

Oczekiwana długość życia w Unii Europejskiej. Jak wypadła Polska?

Źródło:
PAP

Poseł rządowej narodowo-konserwatywnej partii Finowie, podejrzewany o strzelanie z broni palnej na ulicy przed restauracją w Helsinkach, został wyrzucony z klubu parlamentarnego. Decyzja o wykluczeniu Timo Vornanena była jednomyślna - przekazały w czwartek władze partii.

Poseł podejrzewany o strzelanie przed restauracją wyrzucony z klubu parlamentarnego

Poseł podejrzewany o strzelanie przed restauracją wyrzucony z klubu parlamentarnego

Źródło:
PAP

W poszukiwaniu lepszej pogody Polacy rzucili się na nieruchomości w Hiszpanii. Dla części to też pomysł na zarobek. Eksperci przestrzegają jednak przed pułapkami, które czyhają na kupujących. Samego słońca też można mieć dość. - Przy 50 stopniach po prostu nie da się pracować, wiele biur jest zamkniętych. Polacy mają o to pretensje - mówi była pracownica biura nieruchomości. Niemile zaskoczyć potrafi też zima.

Domy za cenę kawalerki i raj na ziemi. Polacy "tak zafiksowani, że przestają widzieć wady"

Domy za cenę kawalerki i raj na ziemi. Polacy "tak zafiksowani, że przestają widzieć wady"

Źródło:
tvn24.pl

Z okazji jubileuszu Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii Reporterskiej - Grand Press Photo internauci mogą wskazać Zdjęcie XX-lecia. Głosować można do 10 maja. Wyboru można dokonać spośród 19 Zdjęć Roku z poprzednich edycji konkursu.

Internauci wybiorą Zdjęcie XX-lecia konkursu Grand Press Photo

Internauci wybiorą Zdjęcie XX-lecia konkursu Grand Press Photo

Źródło:
TVN24