Jak gangsterzy przejęli więzienie. Reportaż Superwizjera o areszcie na Białołęce w Warszawie

Źródło:
SUPERWIZJER TVN
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN
wideo 2/4
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Fragment reportażu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zasadą w więziennictwie jest oddzielanie od siebie członków gangów i umieszczanie ich w różnych zakładach karnych. Na warszawskiej Białołęce stało się inaczej. W tym samym czasie znaleźli się tam przywódcy najgroźniejszych polskich grup przestępczych. O tym, co z tego wynikło, opowiedział jeden z przestępców. Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego", obrońcy oskarżonych podważają wersję Sebastiana K. Ale potwierdza ją nieoficjalnie część byłych strażników. Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z konkretnych pytań dziennikarzy. Reportaż Ewy Galicy i Jakuba Stachowiaka "Jak gangsterzy przejęli więzienie".

"Wnioskuję o przesłuchanie mojej osoby na okoliczność działania zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem narkotykami w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka, jak również na terenie całego kraju. Osoby, o działalności których chcę zeznawać, są bardzo niebezpieczne" - to zeznania 38-letniego Sebastiana K. pseudonim Łysy, z zawodu stolarza meblowego, drobnego warszawskiego przestępcy. W 2019 roku zgłosił się on do prokuratury, aby zeznawać w sprawie handlu narkotykami w areszcie śledczym na Białołęce w Warszawie.

"Do aresztu trafiłem pierwszy raz w 2000 roku i od tamtej pory przebywałem w zakładach z małymi wyjątkami. Najdłużej na wolności przebywałem około roku. Kiedy trafiłem na Białołękę w okresie maj-czerwiec 2017 roku zaczęli przyjeżdżać tam członkowie grupy mokotowskiej" – zeznaje Sebastian K.

OGLĄDAJ CAŁY REPORTAŻ W TVN24 GO

Handel narkotykami na terenie aresztu

Na wolności "Łysy" mógł co najwyżej pomarzyć o przynależności do gangu mokotowskiego. Jego członkowie tworzyli zamkniętą, dobrze zorganizowaną i szalenie niebezpieczną grupę.

- Wszyscy zajmowali się handlem narkotykami, brali udział w wymuszeniach haraczy, byli też związani z serią porwań w ramach tak zwanego gangu obcinaczy palców – mówi anonimowo funkcjonariusz operacyjny policji. – Jako pierwsi zdecydowali się na to, żeby, porywając ofiary dla okupu, obcinać im palce i wysyłać rodzinie. Jako pierwsi też nie negocjowali okupu, tylko jeżeli okup nie był dostarczony w całości, to porwana osoba nigdy nie trafiała z powrotem do domu - dodaje.

Funkcjonariusz mówi, że "nie można wykluczyć, że każdy na koncie ma głowę". – Na pewno niektórzy z nich mają niejedną, pomimo że nie zostało to procesowo udowodnione – podkreśla.

"Łysy", doskonale znający areszt, szybko zostaje zauważony przez zwożonych na Białołękę gangsterów. "Handel, konkretnie narkotykami, na terenie aresztu zaproponował mi jeden z członków gangu. Zapytał mnie, czy orientuję się, jak wygląda tutaj w areszcie sprawa z handlem narkotykami: czy jest popyt, kto handluje i czym? Powiedziałem, że w chwili obecnej nie ma nikogo, kto by trzymał te kwestie na stałe" – zeznał.

W ciągu następnych miesięcy Sebastian K. rozwijał handel. Jednocześnie do aresztu trafiali kolejni członkowie "mokotowskich". W pewnym momencie na Białołęce siedziało prawie całe szefostwo gangu, między innymi Artur N. pseudonim Arczi, Wojciech S., "Wojtas" i Sebastian L., "Lepa".

Mieli w areszcie układy na alkohol, narkotyki, a nawet policyjnego psa. Opowiada Jarosław Jabrzyk, szef "Superwizjera"

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowaliTVN24

- To było strasznie hermetyczne towarzystwo, dlatego że to są ludzie, którzy znają się od kajtka, praktycznie z podwórek, mieszkali niedaleko. Artur N. był chłopakiem, który potrafił się bić, ale był megakulturalny, megasympatyczny. Zresztą nawet aparycję miał przystojnego młodego chłopaka – mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – A jednak w pewnym momencie się okazało, że to on jest mózgiem wielu operacji – dodaje.

Funkcjonariusz opowiada, że "Wojtas" z kolei był "typowym człowiekiem od mokrej roboty". – Swego czasu nazywany komando śmierci grupy mokotowskiej. Ten człowiek jest bardzo niebezpieczny – wyjaśnia.

Pięć osób, które rządziły aresztem

"Łysy" w swoich zeznaniach wskazał w sumie pięć osób, które rządziły aresztem na Białołęce. Trójkę z Mokotowa uzupełniali Andrzej Z. pseudonim Słowik i Zbigniew C. ps. Daks. Pierwszy uważany jest za jednego z założycieli gangu pruszkowskiego, drugiego zaś określano mianem bossa warszawskiego półświatka.

"'Słowik', wchodząc do interesu narkotykowego na Białołęce, wniósł sporo osób, które miały się tym zajmować, pomagać w korumpowaniu funkcjonariuszy. 'Słowik' to gwiazdor i to on siedzi tam, gdzie chce, a nie, gdzie osadzają go funkcjonariusze" – zdradza Sebastian K.

- Tak naprawdę ktoś nie spojrzał na to kompleksowo i nie zdał sobie sprawy z tego, że umieszczenie tych wszystkich ludzi w jednym miejscu to jest tak naprawdę w jakiś sposób odtworzenie w więzieniu najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiej – uważa funkcjonariusz operacyjny policji. – Jak Pablo Escobar mieliby swoje więzienie – dodaje.

Były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel przypomina, że "w Warszawie, gdzie są cztery jednostki penitencjarne, nawet 20 osadzonych można tak rozmieścić, że nie ma mowy, żeby się spotkali".

Były dyrektor generalny Służby Więziennej pułkownik Kajetan DubielTVN24

"Od momentu, kiedy zacząłem przynależeć do grupy mokotowskiej i zacząłem być widywany z nimi, w skrócie mogę to ująć, że nie byłem już K., tylko pan K." – zauważa "Łysy".

Przez kolejne dwa lata "Łysy", jak wynika z jego zeznań, był odpowiedzialny za rozprowadzanie narkotyków na terenie aresztu. O skali jego działalności niech świadczy fakt, że areszt na Białołęce to największy w Polsce i jeden z największych w Europie tego typu obiektów. Powstały w latach 60. zespół budynków może pomieścić ponad 1700 osób.

"Łysy" początkowo dostawał towar od szefów grupy mokotowskiej - i z nimi miał się rozliczać. To bardzo ważne w tej historii, ponieważ mężczyzna wyjawił prokuraturze, kto dostarczał mu narkotyki. Opowiadał, że w przeszłości dzięki swoim znajomościom w areszcie wiedział, że może liczyć na cichą przychylność strażników więziennych.

Strażnicy wiedzieli, że na oddziale są narkotyki

"Brałem różne ilości, od 5 do 20 gramów, głównie marihuany. Była też amfetamina, kokaina. Była przynoszona na własny użytek dla 'Lepy', 'Arcziego' i 'Słowika'. Kokainę przynoszoną dla nich przekazywałem na wizytach u lekarza lub stomatologa. Ja sam miałem kilka rozmów z funkcjonariuszami straży więziennej, którzy powiedzieli mi, że wiedzą, dla kogo handluję i czym, i wprost mi powiedzieli, że mam nie handlować amfetaminą tylko marihuaną, bo po tym więźniowie są spokojni, a oni nie mają problemów" – zeznaje "Łysy".

Sebastian K. zeznawał, że grupa mokotowska miała w każdym z czterech głównych pawilonów aresztu swojego człowieka, który nadzorował rozprowadzanie narkotyków i ściągał pieniądze. Sytuacje, o których opowiada "Łysy", na własne oczy widział Grzegorz S., który w tamtym czasie także siedział w areszcie na Białołęce.

- Panowie z grupy mokotowskiej głównie korzystali z tak zwanych kajfusów, czyli kalifaktorów, którzy roznoszą jedzenie, oraz ze strażników więziennych, którzy po prostu za pieniądze dostarczali im pod cele alkohol, narkotyki, telefony - mówi Grzegorz S.

Niektórzy byli strażnicy więzienni przyznają, że do areszcie śledczym dochodziło do handlu narkotykami i innymi przedmiotamiTVN24

Sebastian K. opowiadał prokuratorowi, że sam typował funkcjonariuszy, których potem gangsterzy korumpowali. – Ci panowie założyli spółdzielnię, założyli interes i zaczęli go prowadzić. Natomiast to, co dla mniej jest najbardziej bulwersujące i niepokojące, to jest to, że wciągnęli do tego funkcjonariuszy – podkreśla płk Kajetan Dubiel.

Sebastian K. opowiada dalej: "Miałem najwięcej informacji o prywatnym życiu strażników, bo siedziałem tu najdłużej. Wytypowałem trzech strażników z oddziału i był to Kamil, Sławek i Marcin. Puszczał nas do telefonów bez zgody organów. Z czasem dostawał papierosy, a potem pieniądze. Zaczęliśmy go dopytywać, kogo na tym oddziale można jeszcze skorumpować. Wymienił oddziałowego Mariana, Czarka i 'Brodę'. Byli skorumpowani od lipca 2017 roku. Wszyscy mieli stawki stałe za załatwianie tematów z osadzonym. Płaciliśmy za świetlicę, telefony, za przynoszenie rzeczy z wolności".

Telefon był w areszcie bardzo pożądanym przedmiotem. Dzięki posiadaniu miniaturowej komórki gangsterzy mogli bez problemu porozumiewać się ze światem zewnętrznym. "Łysy" także miał telefon w celi. "Aparat telefoniczny włączałem jedynie w godzinach od 17 do 20, i to nie każdego dnia. Po godzinie 20 strażnicy sprawdzają urządzeniem do wykrywania telefonów celę. Wiedziałem o tym, jak przebiegają kontrole z telefonami od strażników. Godziny, w których najlepiej jest zadzwonić z telefonu pod celą podpowiedzieli mi sami strażnicy" – zeznaje Sebastian K.

- Ci ludzie, mając telefony, jeżeli na zewnątrz są jacyś ich koledzy, są jacyś inni członkowie grupy przestępczej, tak naprawdę oni mają nadal możliwości popełniania przestępstw lub zlecania przestępstw - mówi funkcjonariusz operacyjny policji. – Jaki jest problem, żeby zadzwonić i zlecić zamordowanie świadka? – zastanawia się.

Na podstawie złożonych przez świadka zeznań udało się ustalić numery komórek, które gangsterzy ukrywali w celach. Okazało się, że tylko z jednego z numerów dzwoniono ponad 1300 razy. Najdłuższe połączenie trwało prawie 45 minut.

Można było 100 tysięcy złotych zarobić w tydzień

"Łysy" na temat skorumpowanych strażników zeznawał w prokuraturze całymi tygodniami. Opowiadał, że strażnicy za przysługi brali od 50 do nawet 1000 złotych. Dzięki jego zeznaniom zatrzymano i aresztowano ponad 20 osób. Kiedy wyszli, dziennikarze "Superwizjera" odszukali kilku z nich.

Jeden z byłych strażników, zapytany, czy było warto ryzykować dla 50 złotych za paczkę lub nawet dla 1000 złotych odpowiada: "Nie za wszystko weźmiesz od razu 10 czy 100 tysięcy. Opłacało, nie opłacało, teraz, z perspektywy czasu, to jest głupota może, ale ja się zajmowałem drobnymi rzeczami".

– Ale ci, co zajmowali się grubszymi rzeczami? Jakie oni sumy meldowali? Były "oferty pracy" takie, że można było i 100 tysięcy zarobić w tydzień czasu. Była to robota na wolności, niemająca nic wspólnego z więziennictwem, ale jakby się wydało, że to robisz, to grube lata przede mną za kratkami – dodaje.

Gangsterzy mieli handlować narkotykami w areszcie śledczymTVN24

Narkotyki wnoszono po prostu w kieszeni

Zapytany o wnoszenie narkotyków na teren zakładu, odpowiada, że robiono to w najprostszy sposób - w kieszeni. – Kto cię miał kontrolować, jeżeli ja byłem przewodnikiem psów specjalnych na areszcie i zrobiłem kurs, a nie mogłem użyć tego psa? Myśmy nie mogli użyć psa, bo pies by wykrył narkotyki. Pies siedział w budzie, dostawał żreć, trochę wybiegu i tyle. Rzadko kiedy, prowizorycznie się zdarzyło, że kierownik kazał użyć psa do przeszukania jakiejś celi. Dobrze wiedział, którą celę przeszukuje – wspomina były strażnik.

Inny z byłych strażników aresztu śledczego przyznaje, że "Białołęka jest tak otwartym więzieniem, że tam wszystko można sobie wnieść". – Jest nasza duża wina. Mówię nasza, bo ja też jestem wplątany w tę sprawę i może jestem w stanie się przyznać do swojej winy w sądzie – mówi.

- Mnie zarzucają, że telefon przyniosłem. Tylko dziwna sprawa, bo z CBŚ przyjechali do mnie na służbę, przeszukali moją dyżurkę calutką, mnie przeszukali i nic nie znaleźli – wspomina były strażnik. – Pięć godzin później, jak mnie zabrali z jednostki do domu, funkcjonariusze aresztu weszli do mojej dyżurki przeszukiwać ją, i znaleźli w jakimś czajniku mikrotelefon – dodaje.

Jeden z oddziałowych w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka zapewnia, że nie ma żadnych dowodów, że współpracował z gangiem mokotowskim. – Żadnych nie może być, bo po prostu tego nie robiłem. Każdy ma swoje dowody, że to jest lipa totalna – przekonuje.

Większość strażników nie przyznała się do współpracy z gangsterami. Nie chcą mówić tego otwarcie, ale część z nich była przez gangsterów szantażowana. – Oni wszystko wiedzieli o nas. Grupa mokotowska miała moje dane, wiedziała, jak córka ma na imię – przyznaje jeden z nich. Dodaje, że nie tylko on odczuwał zagrożenie. – Znalazłem zdjęcie mojej żony u siebie w dyżurce. Zrobione, jak wchodziła do pracy. Mogło być ostrzeżenie. Chciałem się pozbyć od siebie z oddziału jednego osadzonego z mokotowskiej grupy, bo wiedziałem, kto to jest – mówi.

- To jest ewidentne zastraszanie. System wciągania funkcjonariuszy do czegoś, z czego nie będą się mogli potem wycofać, jest często bardzo banalny. Na początku może chodzić o jakąś drobną przysługę: "Nie mam papierosów od kilku dni, daję pieniądze, może dwie paczki pan przyniesie". Jeżeli człowiek ulegnie temu, to jest równia pochyła. Potem: "Papierosy przynosiłeś? To teraz przyniesiesz coś innego" - mówi były dyrektor generalny Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel.

Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom

"Łysy" ujawnił także inną drogę przerzutu do aresztu telefonów lub narkotyków. Okazało się, że kurierkami były także adwokatki oskarżonych z grupy mokotowskiej i pruszkowskiej. To najbardziej szokujący fakt w tej sprawie.

"Świadkiem rozmowy o naszych uzgodnieniach finansowych była adwokatka Olga. Wtedy też dowiedziałem się, że głównie to adwokaci dostarczają narkotyki do aresztu. Adwokatka Olga była u mnie dwa-trzy razy w miesiącu. Przekazywała mi po 50 gramów amfetaminy i 100 gramów marihuany, pakowanych w palce od gumowych rękawiczek jednorazowych" – zeznaje Sebastian K.

- Adwokaci nigdy nie byli poddawani kontrolom pobieżnym. Ich obowiązek był tylko: włożyć torebkę czy walizkę do urządzenia prześwietlającego – zwraca uwagę jeden z byłych strażników aresztu. – Nawet nie było poruszanego tematu, żeby adwokatów poddawać kontroli pobieżnej wykrywaczem metali czy innymi urządzeniami. Od lat adwokaci mogli wnosić, co chcieli – podkreśla.

"Prawniczka Olga przynosiła również drogie alkohole, jedzenie, strzykawki, igły, kokainę na użytek własny 'Lepy' i 'Arcziego'. Zapytałem ich wszystkich, czy muszę się obawiać tutaj na widzeniach, że ktoś wejdzie do pokoju. Oni wszyscy z mojego pytania zaczęli się śmiać i najpierw 'Lepa' zaczął mi tłumaczyć, że tutaj nie muszę się niczego obawiać, że tutaj 'Lepa' i Olga uprawiają seks, że wąchają kokainę, którą ona przynosi, piją alkohol i nikt tutaj nie przyjdzie i nie skontroluje" – zeznaje "Łysy".

Prawniczki gangsterów, jak twierdzi "Łysy", nie tylko dostarczały narkotyki, ale także odbierały pieniądze. "Robiąc rozliczenia tygodniowe z adwokatką, wychodziło nam zysku z narkotyków, że ja mam 15 tysięcy złotych, oraz 15 tysięcy złotych ma ona, która dzieli te pieniądze na siebie i pozostałe pięć osób, to jest 'Lepa', 'Daks', 'Słowik', 'Arczi' i 'Wojtas'" – zeznaje. "Ja mam taką wiedzę, że ona na wolności zarządza w kwestii marihuany, amfetaminy i sterydów. To do niej przywożone są bezpośrednio narkotyki z produkcji i plantacji. Ona je pakuje i przekazuje dalej" – dodaje.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że adwokatki, o których zeznaje "Łysy", były życiowymi partnerkami gangsterów. Jeden z byłych strażników przyznaje, że znał przypadek, gdy jedna z funkcjonariuszek przyłapała adwokatkę w "intymnej" sytuacji z osadzonym. – Ale z tego nic nie wyniknęło – dodaje.

"Monika Ch. w tym pokoju adwokackim uprawiała seks z Krystianem. Młody M. wtedy wyganiał nas z pokoju widzeń i piliśmy alkohol" – informuje "Łysy". Reporterka "Superwizjera" spotkała się z adwokatką, ale ta nie chciała się odnieść do zarzutów wnoszenia alkoholu i narkotyków na teren aresztu śledczego, ani na temat tego, że uprawia seks z jednym z osadzonych.

"Łysy" swoimi zeznaniami obciążył trzy młode warszawskie prawniczki. Mają zarzuty, a ich sprawy są wyłączone do osobnych postępowań. Zostały także zawieszone w prawie wykonywania zawodu. Zeznania Sebastiana K. pozwoliły oskarżyć kilkunastu gangsterów z Mokotowa i Pruszkowa. "Łysy" zeznaje w kilku procesach, na rozprawy dowożony jest w towarzystwie uzbrojonej ochrony.

W areszcie śledczym miało dojść do odtworzenia najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiejTVN24

"Chcę powiedzieć, że ja zdecydowałem się ujawnić ten proceder handlu narkotykami i innymi niedozwolonymi przedmiotami na terenie aresztu śledczego, bowiem zostałem oszukany w tych interesach. Mam jeszcze do odbycia karę pozbawienia wolności, która upływa w 2027 roku. W sumie siedzę w zakładach karnych od blisko 17 lat. Uznałem, że czas najwyższy z tym skończyć i zacząć normalnie żyć. Liczę na zastosowanie wobec mnie nadzwyczajnego złagodzenia kary w tej sprawie" – zeznaje Sebastian K.

Prokurator uwierzył w zeznania "Łysego". Obrońcy oskarżonych podważają jednak wersję Sebastiana K. – Jest to człowiek, który chce być w kręgu zainteresowania, który ma czas na przygotowanie sobie pewnych wersji i nieustannie znajduje coś nowego, gdzieś coś zasłyszy – mówi adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski. – Opowiadał rzeczy, które są wręcz niemożliwe. Dziwi mnie, jako praktyka, że prokuratura w takie wypowiedzi i dywagacje wierzy – dodaje.

- Wiem, że myli się w zeznaniach, bo wskazał funkcjonariusza ze zdjęcia. Powiedział, że bardzo dobrze go zna, że ma tatuaż, określił ten tatuaż. Okazało się, że funkcjonariusz ten, którego on wskazał, nie ma żadnego tatuażu – przekazuje jeden z byłych strażników aresztu śledczego. – Jego zeznania będą do podważenia – uważa.

Pytania o udział władz aresztu śledczego w aferze

Czy afera na Białołęce byłaby możliwa, gdyby władze zakładu nie zgodziły się na trzymanie gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie? – Robili ludzie, i ja też byłem w tej grupie, jakieś przestępstwa. Braliśmy za to pieniądze, czyli to jest nadal korupcja, ale to nie była korupcja na takim poziomie, jak się odbywało odgórnie, bo my do góry nie mieliśmy dostępu – podkreśla jeden z byłych strażników.

– Dlaczego dyrekcja oko przymykała na wszystko? Bo się liczyli z tym, że wiemy coś i o nich. Nieoficjalny cichy układ. Myśmy od osadzonych też dużo rzeczy słyszeli. Tam dla grupy mafijnej poświęcić 200 tysięcy tygodniowo to nie były pieniądze – dodaje.

Adwokat dr Dariusz Erwin Kotłowski mówi, że najbardziej oburza go fakt, że brakuje osób "nadzorujących tych ludzi": dyrektora aresztu śledczego, zastępcy dyrektora do spraw penitencjarnych, kierownika do spraw ochrony czy koordynatorów. – To są osoby, które kontrolowały na bieżąco, które miały czuwać nad porządkiem i zasadami pracy swoich podległych pracowników – wskazuje. - Oni odpowiadają również za połączenie osób, które nie miały prawa ze sobą się stykać na spacerniakach, w łaźni czy pawilonach – dodaje.

Adwokat, dr Dariusz Erwin KotłowskiTVN24

- Dlaczego dyrektor poszedł na emeryturę zaraz po zdarzeniu? Bo się bał odpowiedzialności? Bo wszyscy o tym wiedzieli? Kierownictwo o tym wiedziało? Dowódcy wiedzieli? – zastanawia się jeden z byłych strażników.

Dziennikarze próbowali odszukać byłego dyrektora aresztu i z nim porozmawiać. Po wybuchu afery przestał być szefem jednostki i odszedł na emeryturę. Mimo wielu naszych prób kontaktu nie odebrał telefonu, ani nie odpisał na wysłaną mu wiadomość.

"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera"
"Jak gangsterzy przejęli więzienie". Rozmowa w studiu "Superwizjera""Superwizjer" TVN

Zespół prasowy Służby Więziennej nie odpowiedział na żadne z pytań o to, kto decydował o takim, a nie innym rozmieszczeniu gangsterów z Mokotowa w jednym areszcie. Zamiast tego dziennikarze dostali lakonicznego maila z informacją, że: "Służba Więzienna podejmuje zdecydowane działania w celu wykrywania i zwalczania przestępstw popełnianych w zakładach karnych, a dla wzmocnienia obecnych możliwości skutecznego przeciwdziałania patologiom powstać ma Inspektorat Wewnętrzny Służby Więziennej". Zespół prasowy przekonuje w mailu, że "nowy inspektorat ma wykrywać też przestępstwa przeciwko obrotowi gospodarczemu, czyli m.in. korupcję i oszustwa, popełniane na szkodę Służby Więziennej".

Proces gangsterów z Mokotowa, oskarżonych o handel narkotykami na Białołęce, ruszył w lipcu 2021 i zapewne potrwa wiele miesięcy. Trzy współpracujące z gangsterami prawniczki, czekają na koniec swojego śledztwa. Jedna z nich zdecydowała się na współpracę z prokuraturą. Na finał swojej sprawy w sądzie czekają też strażnicy więzienni. Sebastian K. ps. Łysy nadal siedzi za kratkami, przeciwko niemu toczy się śledztwo o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Jest szczególnie chronionym więźniem.

Autorka/Autor:Ewa Galica, Jakub Stachowiak

Źródło: SUPERWIZJER TVN

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Pozostałe wiadomości

Administracja prezydenta USA Donalda Trumpa poinformowała, że odwołuje do kraju niemal cały personel USAID. Pracownikom agencji pomocowej przekazano, że mają 30 dni na powrót, chyba że zostaną uznani za "personel niezbędny". Zwolnieni zostaną zewnętrzni podwykonawcy.

Pracownicy mają 30 dni na powrót do domu. Decyzja administracji Trumpa

Pracownicy mają 30 dni na powrót do domu. Decyzja administracji Trumpa

Źródło:
PAP

  Belgijska policja szuka uzbrojonych mężczyzn po doniesieniach o strzelaninie w pobliżu stacji metra Clemenceau w Brukseli. Jak podaje Le Soir, mogą oni znajdować się w tunelu między dwiema stacjami.

Strzały w pobliżu stacji metra. Trwa obława

Strzały w pobliżu stacji metra. Trwa obława

Źródło:
BBC, Le Soir

W tragicznym wypadku w miejscowości Dęba koło Radomia, gdzie czołowo zderzyły się dwa samochody osobowe, zginął ksiądz, proboszcz pobliskiej parafii - poinformowała Diecezja Radomska. Prokuratura ustala, kto siedział za kierownicą drugiego pojazdu.

W czołowym zderzeniu zginął ksiądz. W drugim aucie dwóch mężczyzn i "woń alkoholu"

W czołowym zderzeniu zginął ksiądz. W drugim aucie dwóch mężczyzn i "woń alkoholu"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Sąd Unii Europejskiej orzekł w środę, że potrącenie Polsce kar przez Komisję Europejską w związku z niezawieszeniem Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym było zgodne z prawem. Skargi w tej sprawie złożyła Polska, dotyczyły one kar na kwotę około 320 milionów euro. Wyrok nie jest prawomocny.

Sąd o karach nałożonych na Polskę za Izbę Dyscyplinarną: były prawidłowo potrącane

Sąd o karach nałożonych na Polskę za Izbę Dyscyplinarną: były prawidłowo potrącane

Źródło:
TVN24

Nie mam z tym nic wspólnego - mówi Robert Makłowicz o kontach sygnowanych jego imieniem i nazwiskiem pojawiających się w serwisach X i TikTok. Na swoim oficjalnym koncie instagramowym zaapelował do obserwatorów o pomoc.

Robert Makłowicz: kradną mój dorobek, powołują się na mnie

Robert Makłowicz: kradną mój dorobek, powołują się na mnie

Źródło:
tvn24.pl

Jednodniowy bojkot zakupów zorganizowany w piątek w kilku krajach bałkańskich skłonił część rządów do obniżenia cen podstawowych produktów oraz zobowiązania się do "walki o pobudzenie konkurencji". W kilku krajach objętych akcją ruch w sklepach spadł tego dnia o około połowę.

Bojkotowali sklepy przez jeden dzień. Oto rezultat

Bojkotowali sklepy przez jeden dzień. Oto rezultat

Źródło:
PAP

Prezydent Donald Trump po rozmowie z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu powiedział, że Stany Zjednoczone "przejmą kontrolę nad Strefą Gazy". Zapowiedział, że Ameryka zrówna ten teren z ziemią i stworzy tam "nieograniczoną liczbę miejsc pracy". Pytany o to, czy wyśle do Gazy amerykańskich żołnierzy, dodał, że "zrobi to, co konieczne".

Trump: USA przejmą kontrolę nad Strefą Gazy

Trump: USA przejmą kontrolę nad Strefą Gazy

Źródło:
PAP

Mediana wynagrodzeń w gospodarce narodowej w sierpniu 2024 roku wyniosła 6697,52 zł brutto i była niższa o 18 procent od przeciętnego wynagrodzenia brutto - podał Główny Urząd Statystyczny. Oznacza to, że połowie zatrudnionych zostało wypłacone wynagrodzenie nie wyższe niż ta kwota, a druga połowa otrzymała wynagrodzenie nie niższe.

Połowa Polaków zarabia poniżej tej kwoty

Połowa Polaków zarabia poniżej tej kwoty

Źródło:
PAP

Mieszkańcy Badhal, małej wioski w północnych Indiach, zmagają się z tajemniczą chorobą. W ostatnich tygodniach doprowadziła ona do śmierci 17 osób. Władze zorganizowały w okolicy dwa ośrodki kwarantanny. Żadne z ponad stu przeprowadzonych dotąd badań nie wskazało na konkretną infekcję wirusową bądź bakteryjną. Służby mają jednak inne podejrzenia na temat prawdopodobnego źródła problemu.  

"Ludzie boją się jeść, pić, wychodzić na zewnątrz". Tajemnicza choroba w wiosce  

"Ludzie boją się jeść, pić, wychodzić na zewnątrz". Tajemnicza choroba w wiosce  

Źródło:
The Guardian

Poselski projekt ustawy, znany pod nazwą "Jasne zarobki", zakłada obowiązkowe podawanie wysokości wynagrodzenia w ogłoszeniach o pracę. Pomysł ujawnienia płac, pomimo dużego poparcia społecznego, budzi też jednak pewne obawy. Jakie zmiany przewiduje projekt zmiany Kodeksu pracy i czy Polska jest na to gotowa?

Rewolucyjny projekt w sprawie wynagrodzeń. To "odsłoniłoby skalę kolesiostwa"

Rewolucyjny projekt w sprawie wynagrodzeń. To "odsłoniłoby skalę kolesiostwa"

Źródło:
tvn24.pl, OPZZ

Nieznany sprawca zaatakował w nocy w Gdańsku 65-latka i uciekł. Poszkodowany miał rany cięte szyi, które zagrażały jego życiu. Policja publikuje nagranie - widać na nim mężczyznę, który może mieć związek ze sprawą. Jeśli go rozpoznajesz, powiadom funkcjonariuszy.

Nieznany sprawca próbował zabić 65-latka. Policja szuka mężczyzny z nagrania

Nieznany sprawca próbował zabić 65-latka. Policja szuka mężczyzny z nagrania

Źródło:
TVN24

Rosja nadal zarabia miliardy euro, sprzedając swoje towary w Europie. Oczywiście nie sama, robi to rękami innych krajów. Materiał Łukasza Łubiana z magazynu "Polska i Świat".

"Krwawa brzoza" zalewa Europę. Polska głównym odbiorcą

"Krwawa brzoza" zalewa Europę. Polska głównym odbiorcą

Źródło:
TVN24

Prokurator generalny Adam Bodnar przekazał do marszałka Sejmu Szymona Hołowni wniosek o wyrażenie przez Sejm zgody na pociągnięcie posła PiS Mariusza Błaszczaka do odpowiedzialności karnej. Błaszczak przekazał, że nie zamierza się zrzekać immunitetu i uważa, że jako minister obrony odtajnił "dokumenty historyczne", a nie tajne. Prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że wniosek o uchylenie immunitetu "to wyłącznie akt polityczny".

Mariusz Błaszczak zapowiada, że nie zrzeknie się immunitetu. Uważa, że odtajnił "historyczny dokument"

Mariusz Błaszczak zapowiada, że nie zrzeknie się immunitetu. Uważa, że odtajnił "historyczny dokument"

Aktualizacja:
Źródło:
tvn24.pl

Nieznany sprawca ostrzelał miejski autobus na warszawskim Mokotowie. Policja informuje, że użył "przedmiotu przypominającego broń". Mężczyzna jest poszukiwany.

"Oddał trzy strzały". Miejski autobus ostrzelany na Mokotowie

"Oddał trzy strzały". Miejski autobus ostrzelany na Mokotowie

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Eksplozję w budynku na luksusowym osiedlu w Moskwie Ałyje Parusa mógł przeprowadzić zamachowiec samobójca - podała rosyjska państwowa agencja TASS, powołując się na własne źródła. W jej wyniku zginął poszukiwany przez Ukrainę znany doniecki separatysta Armen Sarkisjan, szef federacji bokserskiej samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej i twórca batalionu walczącego z siłami ukraińskimi w Donbasie.

Tatuaż na goleni, zamachowiec samobójca. Poszukiwany separatysta nie żyje, motywów "jest kilka"

Tatuaż na goleni, zamachowiec samobójca. Poszukiwany separatysta nie żyje, motywów "jest kilka"

Źródło:
TASS, Kommiersant, REN TV, Interfax, tvn24.pl

34-latka miała w organizmie półtora promila. Nie umiała wytłumaczyć policjantom, dlaczego w autobusie zaatakowała 17-latkę. Usłyszała zarzut spowodowania uszczerbku na zdrowiu.

W autobusie uderzyła nastolatkę szklaną butelką, która rozbiła się na jej głowie

W autobusie uderzyła nastolatkę szklaną butelką, która rozbiła się na jej głowie

Źródło:
tvn24.pl

Łowcy Cieni Centralnego Biura Śledczego Policji znaleźli w Hiszpanii i przywieźli do Polski poszukiwanych Michała J., ps. Smok i Ewelinę J. Oboje są podejrzani o handel narkotykami.

"Smok" i Ewelina J. zatrzymani przez łowców cieni

"Smok" i Ewelina J. zatrzymani przez łowców cieni

Źródło:
PAP, tvn24.pl

Ogromna bryła lodu spadła na dach jednego z domów w północno-wschodniej Florydzie. W wyniku zderzenia w metalowej strukturze powstała sporych rozmiarów dziura, na szczęście nikt nie został ranny. Służby podejrzewają, że lód mógł oderwać się od lecącego samolotu. Sprawę bada amerykańska Federalna Agencja Lotnictwa.

Z nieba spadła bryła lodu. W dachu powstała spora dziura

Z nieba spadła bryła lodu. W dachu powstała spora dziura

Źródło:
CNN, FOX Weather
W szkołach zrobiło się "normalnie". I to niekoniecznie jest dobre

W szkołach zrobiło się "normalnie". I to niekoniecznie jest dobre

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Sprawa sędziego Jakuba Iwańca, którego nazwisko jest łączone z grupą hejterską "Kasta" stanęła we wtorek przed Sądem Najwyższym. Trzeba będzie jednak poczekać na decyzję, czy będzie mógł odpowiadać za swoje czyny, jak każdy obywatel. Materiał magazynu "Polska i Świat". Całe wydanie dostępne w TVN24 GO.

Sędzia Jakub Iwaniec stanął przed sądem. Oczekiwanie na opinię biegłego

Sędzia Jakub Iwaniec stanął przed sądem. Oczekiwanie na opinię biegłego

Źródło:
TVN24

Na świecie mnożą się przykłady miast, które w najróżniejszy sposób próbują poradzić sobie z problemem nadmiernej turystyki. Niedawno do tej listy dołączyło japońskie Otaru, położone na zachodnim wybrzeżu wyspy Hokaido. Aby przywołać kłopotliwych turystów do porządku, lokalne władze zaangażowały do pomocy ochroniarzy.

Miasto wynajęło ochroniarzy, by przywołać turystów do porządku

Miasto wynajęło ochroniarzy, by przywołać turystów do porządku

Źródło:
PAP

"Wieczór niespodziewanie zakłócił huk i krzyki przerażonych przechodniów" - opisuje straż miejska. Na warszawskiej Starówce doszło do potrącenia pieszego. Pierwsi pomocy udzielili mężczyźnie strażnicy miejscy, którzy akurat patrolowali okolicę.

"Huk i krzyki przerażonych przechodniów. Na pasach leżał potrącony mężczyzna"

"Huk i krzyki przerażonych przechodniów. Na pasach leżał potrącony mężczyzna"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policjanci z Łęcznej (województwo lubelskie) zatrzymali dwóch kłusowników - ojca i syna. Mężczyźni weszli w posiadanie tuszy i trofeum łosia oraz innej dzikiej zwierzyny. Podczas przeszukania ich miejsca zamieszkania mundurowi odnaleźli również zastrzeloną wydrę oraz zabezpieczyli broń i tysiąc sztuk amunicji. 64- i 35-latek będą tłumaczyć się przed sądem.

Tusze zwierząt, broń i amunicja. Policja zatrzymała kłusowników - ojca i syna

Tusze zwierząt, broń i amunicja. Policja zatrzymała kłusowników - ojca i syna

Źródło:
tvn24.pl

1077 dni temu rozpoczęła się inwazja zbrojna Rosji na Ukrainę. W wojnie z Rosją zginęło 45 tysięcy żołnierzy, a 390 tysięcy zostało rannych - ujawnił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. W ciągu ostatniej doby na froncie doszło do 80 starć bojowych - przekazał sztab generalny ukraińskich sił zbrojnych. - Prowadzimy rozmowy z Rosjanami i Ukraińcami i mam nadzieję, że zrobimy coś, co wyrasta ponad wszystko - oznajmił z kolei prezydent USA Donald Trump podczas konferencji z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu. Oto, co wydarzyło się w Ukrainie i wokół niej w ciągu ostatniej doby.

Zełenski ujawnia, ilu żołnierzy straciła w wojnie Ukraina

Zełenski ujawnia, ilu żołnierzy straciła w wojnie Ukraina

Źródło:
PAP, NV, Suspilne, tvn24.pl

Największą grupą pracujących obcokrajowców w Polsce nadal są Ukraińcy, ale ich udział stopniowo maleje. W ostatnich latach niemal 50-krotnie wzrosła natomiast liczba Kolumbijczyków, których pracodawcy cenią za elastyczność adaptacyjną i dobrą znajomość języka angielskiego - wynika z raportu Smart Solutions.

Chcą pracować w Polsce. Skokowy wzrost obywateli jednego kraju

Chcą pracować w Polsce. Skokowy wzrost obywateli jednego kraju

Źródło:
PAP

Policjanci z warszawskiego Śródmieścia zatrzymali 37-latka w mieszkaniu na Woli. Mężczyzna podejrzany jest o posiadanie blisko 25 kilogramów narkotyków o łącznej wartości blisko dziewięciu milionów złotych. Grozi mu nawet do 12 lat więzienia.

25 kilogramów narkotyków w mieszkaniu. Były warte blisko dziewięć milionów złotych

25 kilogramów narkotyków w mieszkaniu. Były warte blisko dziewięć milionów złotych

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Lidl wycofuje ze sprzedaży precle w czekoladzie mlecznej i deserowej. Apeluje także o zwrot zakupionych produktów - informuje Główny Inspektorat Sanitarny. Produkt można zwrócić w każdym sklepie sieci bez konieczności okazywania paragonu.

Duża sieć wycofuje produkt. "Może spowodować uczucie pieczenia"

Duża sieć wycofuje produkt. "Może spowodować uczucie pieczenia"

Źródło:
tvn24.pl

Zespół CSIRT NASK zaobserwował kampanię wiadomości e-mail, podszywających się pod Pekao. Oszuści wysyłają wiadomości, które rzekomo pochodzą od zespołu wsparcia banku.

Masz konto w tym banku? Uważaj na takie e-maile

Masz konto w tym banku? Uważaj na takie e-maile

Źródło:
tvn24.pl
Koniec dochodzenia w sprawie Jana Malickiego. Prokuratura podjęła decyzję

Koniec dochodzenia w sprawie Jana Malickiego. Prokuratura podjęła decyzję

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Rośnie odsetek osób, u których diagnozowany jest rak płuc, a które nigdy nie paliły papierosów - informuje Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem. Według ekspertów winne może być zanieczyszczenie powietrza.

Coraz więcej przypadków raka płuc wśród niepalących. Naukowcy wskazują przyczynę

Coraz więcej przypadków raka płuc wśród niepalących. Naukowcy wskazują przyczynę

Źródło:
Guardian, zwrotnikraka.pl, tvn24.pl

Sebastian Klauziński z tvn24.pl oraz Tomasz Patora i Joanna Pęcherska-Fiałek z "Uwaga!" TVN są w gronie nominowanych do głównej Nagrody Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego. To jedna z najważniejszych nagród przyznawanych za materiały dziennikarskie. Nominację w kategorii "Dziennikarz dla planety" zdobyła Magda Łucyan z TVN/TVN24.

Dziennikarze TVN i tvn24.pl nominowani do Nagrody Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego

Dziennikarze TVN i tvn24.pl nominowani do Nagrody Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego

Źródło:
Eurozet

Aktorka Melisa Sozen została przesłuchana przez turecką policję w związku z "promowaniem terrorystycznej propagandy" we francuskim serialu szpiegowskim z 2017 roku - pisze BBC.

Gwiazda przesłuchana w związku z rolą w serialu. "Promowanie propagandy terrorystycznej"

Gwiazda przesłuchana w związku z rolą w serialu. "Promowanie propagandy terrorystycznej"

Źródło:
BBC, tvn24.pl