Piotr Świerczek, dziennikarz "Czarno na białym" TVN24, dotarł do dokumentów dotyczących katastrofy tupolewa w Smoleńsku, nieopublikowanych przez podkomisję smoleńską. Dowodzą one, że co najmniej od grudnia 2020 roku Antoni Macierewicz i inni członkowie podkomisji dysponują materiałami, analizami i zagranicznymi raportami, które albo wprost wykluczają zamach, albo wskazują na katastrofę jako przyczynę tragedii. Pomimo takich dowodów Macierewicz wciąż mówi o dwóch bombach w samolocie i zamachu.
Antoni Macierewicz ukrył dokumenty i dowody, które nie pasują do tezy o bombie i zamachu.
Co najmniej od grudnia 2020 roku Antoni Macierewicz i inni członkowie podkomisji dysponują materiałami, analizami i zagranicznymi raportami, które albo wprost wykluczają zamach, albo wskazują na katastrofę jako przyczynę tragedii z 2010 roku.
Amerykański raport obalający tezę o zamachu, który kosztował 8 milionów złotych, został przez podkomisję Macierewicza ukryty.
Zgodnie z przepisami podkomisja ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego - nazywana podkomisją smoleńską czy Macierewicza - powinna prowadzić swoje dochodzenie "w sposób rzetelny i obiektywny, z wykorzystaniem wszystkich dostępnych materiałów i informacji oraz własnej wiedzy i doświadczenia". Jak jednak pokazał Świerczek w swoim reportażu, Macierewicz ukrył te dokumenty i dowody, które nie pasują do tezy o zamachu.
Potwierdził to jeden z byłych członków podkomisji Marek Dąbrowski, do którego dotarł dziennikarz. Dwie inne osoby, które pracowały z Macierewiczem - główny pirotechnik podkomisji Adrian Siadkowski i biegły sądowy Mirosław Tarasiuk, który badał dźwięk z kokpitu tupolewa - sugerują, że badania zostały wykorzystane wyrywkowo, nadinterpretowane lub zupełnie zmanipulowane. Tarasiuk mówi, że wbrew temu, co twierdzi podkomisja, nie usłyszał na nagraniu dźwięku wybuchu. Wszyscy trzej nie zgadzają się z wymową raportu podkomisji.
Niewygodne dowody są albo przemilczane, albo są interpretowane niezgodnie z ich treścią. Problem jest taki, że w sprawie Smoleńska pisanie raportów z wcześniej przyjętą tezą to jest od początku standard. Pewnie dlatego, że wszystkie te komisje podlegały politykom.
Wybiórczo potraktowany amerykański raport
Reporter "Czarno na białym" dotarł do pełnego raportu NIAR - Instytutu Badań Lotniczych z Wichita w Stanach Zjednoczonych - za który podkomisja zapłaciła 8 milionów złotych. W ostatecznym raporcie podkomisji Macierewicza cytowane są tylko fragmenty z załączników do raportu NIAR, ale wszystkie badania, które wskazują, że w Smoleńsku doszło do wypadku, zostały ukryte.
W 2018 roku badacze z NIAR byli w Polsce i zeskanowali całego bliźniaczego tupolewa z numerem 102. Na tej podstawie przeprowadzili komputerową symulację tragedii z 2010 roku. Wyniki dostarczyli Macierewiczowi w grudniu 2020 roku.
Gdyby 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem TU154M uderzył skrzydłem w brzozę, toby ją ściął, nie tracąc skrzydła - to wynika z raportu, który miał być raportem końcowym podkomisji Antoniego Macierewicza. To mieli udowodnić między innymi naukowcy z amerykańskiego instytutu NIAR. Ale to nieprawda.
Z symulacji przeprowadzonej przez amerykańskich badaczy wynika, że niski przelot tupolewa i ścięcie kilkunastu drzew było możliwe - komputerowy tupolew ściął te same przeszkody i upadł w tym samym miejscu, co prawdziwy samolot, z dokładnością do 5 metrów. W komputerowej symulacji skrzydło po zderzeniu z brzozą złamało się prawie do końca i - jak twierdzą amerykańscy badacze - mogło się zupełnie urwać. Badacze wyraźnie także w swojej analizie zaznaczają, że obrażenia pasażerów mogły być wynikiem zwykłej katastrofy.
Większości wniosków i grafik, które NIAR zamieścił w swoim dokumencie, nie ma w raporcie przygotowanym przez podkomisję smoleńską.
Podkomisja smoleńska ukrywała dowody
Podkomisja - wynika z reportażu - ukryła między innymi dowody niskiego przelotu tupolewa - jak zrzucony dach z budki Nikołaja Bodina, znajdującej się w pobliżu miejsca katastrofy.
Nie pokazała też wszystkich wniosków z własnych badań pirotechnicznych. Zrobiony dla podkomisji model skrzydła, po wybuchu bomby, nie wygląda tak, jak urwana w Smoleńsku końcówka skrzydła tupolewa - dziennikarz "Czarno na białym" dotarł do nieopublikowanego przez podkomisję filmu z tego eksperymentu.
Podkomisja ukryła również m.in. wyniki badania pirotechnicznego przeprowadzonego w hangarze z tupolewem numer 102 (bliźniaczym wobec tego, który rozbił się pod Smoleńskiem). Świerczek pokazał też, w jaki sposób z nagrania rozmowy z kabiny tupolewa uzyskano dźwięk rzekomego wybuchu.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24