Ja bym tego nawet nie nazwał referendum, to jest rodzaj plebiscytu na zasadzie: czy wolisz być młody i bogaty niż stary i biedny. Pytania są porażające - powiedział w TVN24 Wojciech Hermeliński, były szef Państwowej Komisji Wyborczej, komentując cztery pytania, na które - jak chcą rządzący - Polacy mieliby odpowiedzieć 15 października. Hermeliński zadeklarował, że sam nie pobierze karty referendalnej, bo "wstydziłby się zagłosować".
Czołowi politycy PiS przedstawili już wszystkie cztery pytania, które mają pojawić się w referendum. Według zapowiedzi rządzących ma się ono odbyć w ten sam dzień co wybory parlamentarne - 15 października.
O planowanym referendum i trwającej już kampanii wyborczej mówił w poniedziałek w "Jeden na jeden" w TVN24 sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.
- Ustawa o referendum ogólnokrajowym mówi, że Sejm ustala pytania i Sejm te pytania w swojej uchwale przedstawia, podaje pod rozwagę w referendum. Tymczasem widzę teraz w telewizorze, jak co i raz pojawia się jakiś nowy funkcjonariusz Prawa i Sprawiedliwości, który te pytania przedstawia. To jest obejście procedury, zresztą nie pierwsze i nie ostatnie, obawiam się - skomentował.
Dodał, że "nawet by tego nie nazwał referendum". - To jest rodzaj plebiscytu. Plebiscytu na zasadzie: czy wolisz być młody i bogaty niż stary i biedny. Do tego już doszło, bo treść tych pytań jest naprawdę porażająca. To jest dosyć sprytnie przedstawione, chociaż to jest taki trochę spryt prymitywny, prostacki, bo w zasadzie każdy to widzi. Myślę, że nie tylko wyborcy opozycji, ale też i wyborcy Prawa i Sprawiedliwości widzą, w jaki sposób te pytania są formowane i do czego one zmierzają - mówił Hermeliński.
Hermeliński: wstydziłbym się głosować w tym referendum
Pytany, czy sam weźmie udział w referendum, odparł: - Od razu mogę powiedzieć, że nie pobiorę karty referendalnej. Pytania są porażające, ich poziom jest taki, że wstydziłbym się głosować w tym referendum.
- Można nie wziąć karty i przez to, że jej się nie bierze, nie uczestniczy się w referendum, bo ustawa o referendum mówi, że jest ono ważne, jeśli wzięło w nim udział więcej niż 50 procent uprawnionych. Samo wzięcie karty jest już udziałem - wyjaśniał gość TVN24.
Hermeliński: można całkowicie przedrzeć kartę
Hermeliński tłumaczył, że poza niepobraniem karty referendalnej "przepisy dopuszczają jeszcze jedną możliwość, jeśli ktoś w ferworze, w pośpiechu lub krępując się odmówić, tę kartę weźmie".
- Przepisy ustawy o referendum mówią, że karta całkowicie przedarta, która jest wyjęta z urny przez komisję, jest kartą nieważną, a karty nieważnie nie są wliczane do tych kart, od których zależy frekwencja. Jeżeli ktoś weźmie kartę, a będzie uważał, że nie powinien brać udziału w głosowaniu, nie będzie chciał, żeby jego karta miała znaczenie i żeby podwyższała kworum, może ją całkowicie przedrzeć - powiedział.
Zaznaczył, że "jest pewien problem, bo jest artykuł Kodeksu karnego, który mówi, że zniszczenie dokumentów wyborczych i referendalnych grozi karą pozbawienia wolności do trzech lat". - Ale z drugiej strony, jeżeli ustawa o referendum legalizuje ten skutek w postaci ujawnienia przedartej karty, to wiadomo, że ktoś musiał ją przedrzeć - wyborca. Byłoby nielogiczne, gdyby uznawać za zgodny z prawem stan, kiedy karta przedarta pojawia się w urnie, a osoba, która ją przedarła, będzie ścigana karnie. To jest przepis szczególny, który uchyla ten artykuł Kodeksu karnego i taka osoba nie może być karana za podarcie karty - wyjaśniał były szef PKW.
- Ale tylko referendalnej, co innego jeśli chodzi o kartę wyborczą - zaznaczył.
Innego zdania są dr hab. Maciej Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dr hab. Mateusz Radajewski. O opinię w sprawie sankcji za przedarcie karty poprosił ich Konkret 24.
CZYTAJ WIĘCEJ: Karty do głosowania nie można ani wynosić, ani zniszczyć
Hermeliński: te wybory nie będą równe
Zdaniem Hermelińskiego nadchodzące wybory "nie będą równe". - Tak jak i nie były równe wybory parlamentarne i prezydenckie ostatnie w roku 2019 i 2020 - stwierdził.
- Konstytucja mówi, że jeden z przymiotników tego pięcioprzymiotnikowego prawa wyborczego to jest równość wyborów. Z tym, że ona jest rozumiana jako równość wszystkich głosów. Każdy głos ma jednakową wagę, ale też się patrzy na to przez równość szans poszczególnych ugrupowań, które biorą udział w kampanii wyborczej. Widać przecież gołym okiem, że władze mają znaczącą przewagę w tej kampanii. A co dopiero powiedzieć o kandydatach, którzy bez wsparcia żadnej partii, czy bez zaplecza jakiegoś finansowego, chcieliby rozpocząć kampanię. Są w ogóle bez szans, nie mają w ogóle na to żadnych szans - podkreślił.
Hermeliński: zlikwidowane zostało głosowanie korespondencyjne dla polonii zagranicznej
Hermeliński mówił też o pojawiających się uwagach dotyczących głosowania za granicą. Zmiany w Kodeksie wyborczym mogą doprowadzić do tego, że głosy te będą uznane za niebyłe. Stanie się tak, jeśli zagraniczne komisje nie prześlą wyników do PKW w ciągu 24 godzin.
Były szef PKW stwierdził, że "zlikwidowane zostało głosowanie korespondencyjne dla polonii zagranicznej". - Nie jest to dla mnie zaskoczenie, bo tak się ostatnio składa, że jakoś polonia przestała darzyć sympatią rządzącą władzę i trochę przerzuciła głosy na opozycję. W związku z tym w jakimś sensie musiała zostać ukarana.
- Ja jestem daleki od jakichś spiskowych teorii, ale tak mi się to wszystko ustawia. Jak prześledzimy wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich, który domagał się, wnosił o to, żeby zastanowić się nad ewentualnym wydłużeniem tego terminu do 48 godzin... Nic by się nie stało, a to by niewątpliwie ułatwiło komisjom i na pewno by spowodowało, że byłyby w stanie, przynajmniej w większości tych komisji, policzyć głosy i przesłać je do Warszawy w ciągu tych 48 godzin - wskazywał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24