Incydent nie miał charakteru zamachu, ale naruszone zostały zasady ochrony głowy państwa. Funkcjonariusze BOR celowo zostali odsunięci od prezydenta, a ochrona gruzińska dopuściła się zaniedbań - wynika z raportu, jaki otrzymał premier w sprawie niedzielnego incydentu w Gruzji. - Bez wątpienia narażono życie prezydenta - podsumował Donald Tusk.
- Wszystkie materiały wskazują na to, że gospodarze nie dopełnili wielu czynności, których celem byłoby zabezpieczenie prezydenta. W czasie tego incydentu, nad najbardziej oczywistymi wymogami bezpieczeństwa, górę wzięła polityka. Narażono życie i zdrowie prezydenta bez wyraźniej potrzeby. I współodpowiedzialność spływa na gospodarzach - komentował na gorąco premier.
I dodał: - Po lekturze raportu wiemy, już jak się zachować podczas wizyt w niebezpiecznych rejonach. I zminimalizować ryzyko przykrego zdarzenia do zera. BOR – bez względu na to, kto wyjeżdża, musi być przygotowany na twarde działanie, w tym także wobec gospodarzy.
BOR celowo odsunięty
Pięciostronicowy raport został opublikowany na internetowych stronach Kancelarii Premiera. Nie ma żadnych nowych wniosków, o których wcześniej nie mówił choćby szef MSWiA Grzegorz Schetyna.
W konkluzjach raportu przygotowanych m.in. przez sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Chichockiego napisano, że incydent na granicy z Osetią Południową nie miał charakteru zamachu na prezydentów Polski i Gruzji lub jednego z nich.
W dokumencie nie ma tez, czy ocen. Są tzw. suche fakty zawierające obszerny opis przygotowania wizyty Lecha Kaczyńskiego w Gruzji i okoliczności, w jakich nastąpiła zmiana jej przebiegu. Autorzy podkreślają m.in., że prezydent Gruzji zaproponował mu wyjazd do obozu uchodców w Metechi ad hoc.
W raporcie wytknięto to, iż w trakcie przygotowań i przebiegu wizyty Lecha Kaczyńskiego wystąpiły "niedostatki organizacyjne", które negatywnie wpłynęły na bezpieczeństwo głowy państwa. BOR nie miało bowiem czasu na odpowiednie przygotowanie wizyty (decyzja o wizycie została podjęta trzy dni przed terminem).
Zostały także naruszone zasady ochrony głowy państwa. M.in. dlatego, że przed wylotem do Gruzji BOR nie dostał informacji o tym, że prezydent będzie wyjeżdżał poza Tbilisi do obozu uchodźców w Metechi. Funkcjonariuszom BOR nie przekazano też informacji o zmianie trasy przejazdu i udaniu się poza obszar kontrolowany przez siły gruzińskie.
Jednak nie bez winy - jak wynika z raportu - jest przede wszystkim gruzińska ochrona. Wytyka się jej, że celowo uniemożliwiła funkcjonariuszom BOR kontakt z Lechem Kaczyńskim. A w sytuacji, kiedy padły pierwsze strzały, ochrona gruzińska nie zastosowała standardowej procedury ochrony VIP-ów - nie było osłonięcia i położenia osoby chronionej na ziemię i zlokalizowania źródła ognia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24