Minister obrony ogłasza wielkie sukcesy, ale pod tą propagandą jest bardzo, bardzo źle. Przede wszystkim dlatego, że nie ma komunikacji, nie ma współpracy z wojskiem. Pan minister wojska nie słucha - mówiła w TVN24 Edyta Żemła, dziennikarka Onetu specjalizująca się w tematach dotyczących wojskowości.
W sprawie szczątków rakiety odnalezionych w kwietniu pod Bydgoszczą pojawia się wiele pytań o działania władz i odpowiednich służb w tym zakresie, a także o to, kiedy je podjęto. Wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak oświadczył, że procedury i mechanizmy reagowania w sprawie znalezionego obiektu zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej". Tę funkcję pełni obecnie generał Tomasz Piotrowski.
Wcześniej szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generał Rajmund Andrzejczak zapewniał, że on sam "poinformował swoich przełożonych" o incydencie "wtedy, kiedy miało to miejsce".
"Mamy dziurawe niebo, mamy dziurawy system rozpoznania"
O sprawie mówiła we wtorek w TVN24 Edyta Żemła, dziennikarka Onetu specjalizująca się w tematach dotyczących wojskowości.
- To buduje obraz konfliktu najważniejszych dowódców polskiej armii z ministrem obrony narodowej. To była tajemnica poliszynela, że tak jest - powiedział.
Wskazywała, że "generał Rajmund Andrzejczak jest na stanowisku drugą kadencję, tak samo jak generał Piotrowski". - Mówi się, że to są generałowie prezydenta. Obok jest minister obrony narodowej, który musi bezpośrednio z tymi panami współpracować. I ta współpraca układa się bardzo kiepsko, właściwie jej nie ma - stwierdziła dziennikarka.
Zaznaczyła, że "wbrew temu, co mówi minister obrony, nie mamy żadnego wielowarstwowego systemu obrony powietrznej". - Wręcz przeciwnie, mamy dziurawe niebo, mamy dziurawy system rozpoznania tego, co wlatuje i gdzie spada. Mamy duży kłopot - mówiła.
- A ministerstwo ustami pana ministra obrony ogłasza wielkie sukcesy. Pod tą propagandą jest bardzo, bardzo źle. Przede wszystkim dlatego, że nie ma komunikacji, nie ma współpracy z wojskiem. Pan minister wojska nie słucha - podkreśliła.
Żemła: ministerstwo wolało zamieść sprawę pod dywan, niż rozpocząć poszukiwania
Żemła mówiła też o "zamiataniu pod dywan" sprawy rakiety i jej poszukiwań.
- Ja się opieram na moich źródłach, anonimowych. Moi informatorzy nadal służą w wojsku, nie chcą się chwalić kontaktami z dziennikarzami. Oni twierdzą, że w związku z tym, co się stało w Przewodowie (...) sytuacja stała się nerwowa - powiedziała dziennikarka.
Miesiąc później - dodała - "znowu coś spada, wielotonowa rakieta, mogąca przenosić ładunki jądrowe". - Mamy też relacje z sojusznikami, po Przewodowie trwały rozmowy na temat uruchomienia artykułu 5. Sytuacja była trudna na wielu frontach - stwierdziła.
Dlatego też - mówiła dalej - "ministerstwo wolało schować, zamieść sprawę pod dywan, niż rozpocząć poszukiwania, bo one wywołałyby kolejne pytania, kolejne reperkusje międzynarodowe i wewnętrzne".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24