Jesteśmy kluczowym hubem logistycznym. Zabiegamy o to, aby Polska była też hubem politycznym - powiedział szef MSZ Radosław Sikorski w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN Marcinem Wroną, odnosząc się do swojej wizyty w Stanach Zjednoczonych. Polityk skomentował też między innymi brak zapowiadanego spotkania pomiędzy Andrzejem Dudą a Donaldem Trumpem, relacje Polski z Ukrainą oraz swój ewentualny start w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Podkreślił, że z pozycji Polski zwracanie uwagi demokratów i republikanów na głosy Polonii w nadchodzących wyborach prezydenckich w USA "ułatwia mu dyplomację".
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przebywa z wizytą w Stanach Zjednoczonych. W piątek spotkał się w Białym Domu z doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego USA Jake'm Sullivanem.
O tematyce spotkania szef MSZ rozmawiał z korespondentem "Faktów" TVN w Waszyngtonie Marcinem Wroną. - Rozmawialiśmy oczywiście o sytuacji bezpieczeństwa, głównie w Europie, ale szczegółów z oczywistych względów podać nie mogę - powiedział.
Jednocześnie Sikorski zaznaczył, że "jesteśmy w bliskim sojuszu". - Około 10 tysięcy amerykańskich żołnierzy w Polsce, czyli to, o co zawsze kolejne polskie rządy zabiegały. Jesteśmy kluczowym hubem logistycznym. Zabiegamy o to, aby Polska była też hubem politycznym. To znaczy, i to spotkanie zresztą tego dowiodło, że mamy strategiczne rozmowy z najbliższymi sojusznikami o tym, jak wyprzeć Rosję z Ukrainy - dodał.
"Demilitaryzacja Krymu oznaczałaby wyprowadzenie wojsk rosyjskich"
Sikorski w wywiadzie odniósł się też do ostatnich napięć na linii Polska-Ukraina. - Przywódcy Ukrainy są w stresie, bo prowadzą wojnę obronną, dlatego oczywiście wiele im wybaczamy i pomagamy, ale mam nadzieję, że zrozumieją, że my też mamy swoje postulaty. Natomiast budowanie jakichś teorii na podstawie zmanipulowanych przecieków z hipotetycznych dyskusji akademickich przez media ukraińskie nie jest zbyt profesjonalne - podkreślił. - Pamiętajmy, że demilitaryzacja Krymu oznaczałaby wyprowadzenie wojsk rosyjskich z Krymu, które Krym okupują - dodał.
Odniósł się w ten sposób do doniesień ukraińskich mediów z ostatnich dni sugerujących, że Sikorski proponował w czasie jednego ze spotkań na marginesie konferencji Jałtańskiej Strategii Europejskiej w Kijowie oddanie Krymu pod mandat ONZ z perspektywą organizacji w odległej przyszłości referendum na temat statusu terytorium.
- Na konferencji miała miejsce hipotetyczna dyskusja w gronie ekspertów w trybie off the record (poufnym, bez cytowania - red.), gdzie zastanawialiśmy się, jak realizować sugestie samego prezydenta Zełenskiego, o tym, jak odzyskać Krym. On mówił o działaniach dyplomatycznych - opisywał tę sytuację Sikorski już w piątek.
Rzecznik polskiego MSZ Paweł Wroński określił całą sytuację i to, w jaki sposób opisały ją media, jako "totalne nieporozumienie".
Ukraińskie media pisały też, że między nim a Wołodymyrem Zełenskim miało dojść do scysji dotyczącej zbrodni wołyńskiej i ekshumacji ofiar.
Prezydent nie spotka się z Trumpem. "Te próby były na jego własną odpowiedzialność"
Sikorski był też pytany o zapowiedzi spotkania pomiędzy Andrzejem Dudą a Donaldem Trumpem, do którego ostatecznie ma nie dojść.
- Pan prezydent w żaden sposób nie uzgadniał tej propozycji z rządem, więc te próby były na jego własną odpowiedzialność i ryzyko, na dobre i na złe. To, że dwie strony sporu politycznego w Polsce rozmawiają z dwiema stronami politycznego sporu w Stanach Zjednoczonych, to nie jest źle. Tutaj kontrowersje budzi to, że miało się to odbyć w momencie, gdy Amerykanie już głosują - zwrócił uwagę szef MSZ.
- Jest precedens co prawda, bo zdaje się, że prezydent Duda był tutaj w Białym Domu bardzo krótko przed swoimi wyborami w Polsce, ale w Stanach Zjednoczonych budzi to kontrowersje. Nie ma takiego zwyczaju - dodał.
Zapytany, jak ocenia to, że to urzędująca głowa państwa usłyszała, że kandydat na prezydenta odwołuje spotkanie, Sikorski odparł, że "jest to jakieś pudło". - Ale rozumiem, że pan prezydent kalkulował, że gdyby podjął to ryzyko i Donald Trump wygrał, to ma plus dodatni - dodał.
Sikorski: Polacy w USA tradycyjnie byli tak zwanymi reaganowskimi demokratami
Szef MSZ odniósł się też do nadchodzących wyborów prezydenckich w USA w kontekście "polskiego bloku w Stanach Zjednoczonych".
- Polacy tradycyjnie byli tak zwanymi reaganowskimi demokratami. To znaczy głosowali raczej na demokratów w wyborach do Kongresu i raczej na republikanów na prezydenta. Chociaż w odleglejszej przeszłości to różnie bywało, bo prezydent Roosevelt wykorzystał przywódcę Kongresu Polonii Amerykańskiej Karola Rozmarka, tworząc wrażenie, że będzie walczył o polską granicę wschodnią wtedy, gdy już dawno oddał ją Stalinowi - mówił Sikorski.
Jak dodał, "więc po pierwsze trzeba uważać, komu się ufa". - Polskie sprawy miały wpływ na wybór między prezydentami Carterem a Fordem, więc kandydaci muszą uważać, żeby jakiejś gafy nie strzelić naszym kosztem. Bardzo dobrze - ocenił.
- To, że licytują się na to, ilu jest Polaków w Pensylwanii, w wypowiedzi Kamali Harris 800 tysięcy, a w Michigan 850 tysięcy, to cały amerykański establishment polityczny słyszy i to podnosi wagę polskiego elektoratu i polskich spraw. To ułatwia mi dyplomację - dodał szef MSZ.
Sikorski o ambasadorze Polski w USA i ewentualnym starcie na prezydenta
Minister został też zapytany, kiedy w Waszyngtonie pojawi się Bogdan Klich, którego kandydaturę na ambasadora w USA 11 września pozytywnie zaopiniowała sejmowa komisja spraw zagranicznych.
- O kadrowych sprawach MSZ-u wolałbym rozmawiać wewnątrz ministerstwa - powiedział.
Jednocześnie odpowiedział twierdząco na pytanie, czy jest to "kwestia bardzo krótka". - Co do szczegółów ministerstwo będzie działać niekoniecznie za wiedzą wszystkich mediów - odpowiedział.
Na koniec rozmowy Sikorski został zapytany, czy ma w planach start w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. - Moja decyzja jest taka, że wszelkie tego typu oświadczenia przywódców mojej partii będą dokonywane w kraju, a nie za granicą - powiedział.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24