Brak odpowiedzi na kluczowe pytania, unikanie mediów, brak dostępu do informacji, które powinny być jawne - to niektóre z problemów w komunikacji z instytucjami publicznymi, na które skarżą się dziennikarze oraz organizacje pozarządowe. - Obserwujemy w tym zakresie niebezpieczną tendencję. Dotyczy ona braku odpowiedzi na zapytania dziennikarzy, ale też ograniczeń związanych z fizyczną obecnością dziennikarzy podczas różnych wydarzeń - tłumaczy Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. ("Polska i świat")
Ile razy trzeba zapytać, żeby dowiedzieć się, jakie kwoty płaci podwykonawcom Polska Fundacja Narodowa? Jakie nagrody w zeszłym roku wypłacono pracownikom Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów? Ile dni na urlopie spędziła prezes Trybunału Konstytucyjnego?
Pytania te wciąż pozostają bez odpowiedzi, mimo wielokrotnych telefonów, e-maili oraz oficjalnych zapytań w trybie informacji publicznej. To, że rozmaite urzędy w Polsce coraz chętniej utrudniają reporterom pracę zauważają również organizacje pozarządowe.
"Obserwujemy niebezpieczną tendencję"
- Obserwujemy w tym zakresie niebezpieczną tendencję - mówi reporterowi "Polski i świata" Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- Dotyczy ona braku odpowiedzi na zapytania dziennikarzy, ale też ograniczeń związanych z fizyczną obecnością dziennikarzy podczas różnych wydarzeń, które z pewnością budzą uzasadnione zainteresowanie opinii publicznej - dodaje.
Próby dotarcia do urzędników drogami innymi niż oficjalne również nie podobają się władzy. Przykładem może być niedawna relacja dziennikarzy programu "Czarno na Białym", którzy od ponad roku prosili o wywiad z prezes Trybunału Konstytucyjnego, Julią Przyłębską.
- Kontaktowaliśmy się potem wielokrotnie, wielokrotnie wysyłaliśmy te prośby - opisuje Tomasz Marzec, reporter "Czarno na białym". - No i jak widać do dzisiaj, bezskutecznie - dodaje.
Reporterzy magazynu pytali więc o możliwość rozmowy z innymi sędziami. Łącznie wysłali do Trybunału 15 zapytań. Rozmawiać przed kamerą nie chciał nawet rzecznik.
"Miałem przekonanie, że trzeba stanąć na głowie"
Zdaniem Marca, jedynym sposobem było więc "mówiąc potocznie, czatowanie przed bramką".
- Od dłuższego czasu ja przynajmniej miałem takie przekonanie, że trzeba, mówiąc potocznie, stanąć na głowie i spróbować z Julią Przyłębską porozmawiać - tłumaczy.
Dziennikarze "Czarno na białym" TVN24 postanowili więc zadać prezes Trybunału Konstytucyjnego pytanie na dworcu kolejowym. Na sytuację tę zareagował natychmiast rzecznik Trybunału, Robert Lubański, określając ją jako "atak".
"Panowie nie odstępowali Pani Prezes na krok, bezustannie nagabując pytaniami. Natarczywy sposób działania (...) na zatłoczonym w okresie przedświątecznym dworcu, stanowił zagrożenie zdrowia nie tylko Pani Prezes, ale także podróżującego z nią dziecka oraz pozostałych podróżnych" - napisano w oświadczeniu rzecznika.
"Działania wymierzone w opinię publiczną"
- Próba przeprowadzenia wywiadu na dworcu czy ulicy nie jest problemem. Problemem jest to, że niektóre media nie mają możliwości przeprowadzenia wywiadów z sędziami Trybunału Konstytucyjnego - ocenia Paulina Ades-Mevel z organizacji "Reporterzy bez granic".
Jak zaznacza, organizacja potępia fakt, że "dziennikarze, którzy chcą uzyskać odpowiedzi, pytają w miejscach publicznych, mogą spotkać się z oskarżeniami".
Zdaniem Głowackiej, "działania, które w sposób tak uporczywy są ukierunkowane na to, żeby unikać odpowiedzi, są w gruncie rzeczy wymierzone w opinię publiczną".
Prezes Julia Przyłębska nadal nie odpowiedziała na zadane jej pytania. Biuro Trybunału powiadomiło redakcję "Czarno na Białym" TVN24, że odpowiedzi na pytanie, kiedy prezes Przyłębska była na urlopie, nie jest w stanie udzielić w ustawowym terminie czternastu dni.
Na ustalenie tej kwestii dało sobie dodatkowe trzy tygodnie.
Autor: JZ//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24