Właściciel psów, które dotkliwie pogryzły mieszkankę podwłocławskiej Nowej Wsi, nie wyciągnął wniosków z tragedii i po okolicy nadal błąkają się jego zwierzęta. Stan pogryzionej 41-latki jest stabilny, ale kobieta ma zmasakrowane ciało. - Psy wyżerały ją, bo były mocno wygłodzone. Nie gryzły tak, jak to pies gryzie, tylko mięso jej wyżerały - powiedziała w rozmowie z reporterem "Prosto z Polski" matka kobiety, którą cytują "Fakty" TVN.
Dramat 41-letniej mieszkanki Nowej Wsi trwał kilkanaście minut. Na spacerze z 9-miesięcznym dzieckiem drogę zagrodziła jej niespodziewanie sfora psów. Zwierzęta rzuciły się na wózek i chciały porwać niemowlę. Kobieta zasłoniła ją własnym ciałem, dlatego wygłodniałe zwierzęta rzuciły się na nią.
- Zaczęły wózek atakować, to ona od wózka uciekła, żeby chronić córkę - powiedział w rozmowie z reporterem "Prosto z Polski", którą cytują "Fakty" Zygmunt Sienkiewicz, ojciec zaatakowanej kobiety. Jak dodał, kobieta się potknęła i wtedy rzuciły się na nią psy. - Ona mówi, że one ją jadły - dodał.
"Ona nie ma łydek"
Atak rozwścieczonych psów trwał kilkanaście minut. Matka kobiety wspominała, że w karetce powiedziano jej, że córka "prawie nie żyje". Życie 41-latce uratowali lekarze ze szpitala wojewódzkiego we Włocławku. - Były to rany bezpośrednio zagrażające życiu - wyjaśniła Marta Karpińska, rzecznik prasowy szpitala.
Kobieta przeżyła, ale jej ciało jest zmasakrowane. - Ona nie ma łydek. Ma porozrywane łydki, pośladki, plecy. Wyżerały ją, bo były wygłodzone, wychudzone. Nie gryzły tak, jak to pies gryzie, tylko mięso jej wyżerały. Ona czuła to wszystko - powiedziała matka kobiety.
Psy w okolicy
39-letni właściciel psów usłyszał zarzut narażenia kobiety na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. Mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia w zawieszeniu. Został przesłuchany i wypuszczony.
W okolicy nadal błąkają się psy.
Autor: pk / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN