Miały służyć policji do patrolowania Zalewu Solińskiego w Bieszczadach i zabezpieczania imprez masowych. Jak się okazało - konie, z których każdy kosztował kilkanaście tysięcy złotych - bały się tłumu, były narowiste, chorowite, a jeden z nich gryzł. Teraz sprawę zakupu zwierząt bada prokuratura i Biuro Spraw Wewnętrznych Policji - pisze "Gazeta Wyborcza".
Policja nabyła zwierzęta w 2008 r. Teraz Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie sprawdza czy nie doszło do przepłacenia za ich zakup. - Sprawa jest prowadzona także pod kątem oszustwa i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych - powiedział Jaromir Rybczak, zastępca prokuratora okręgowego.
W tej sprawie przesłuchano już kilkanaście osób, w tym - byłych właścicieli koni.
Winston, Larosan i Hiszpan
Zwierzęta, zakupione przez samorządowców - marszałka województwa i wójta gminy Solina - trafiły do posterunku w Myczkowie w Bieszczadach. Nazwano je Winston, Larosan i Hiszpan. Jak się szybko okazało, ten ostatni miał wrodzoną wadę przewodu pokarmowego.
Winston z kolei był wyjątkowo płochliwy. Według relacji jednego z funkcjonariuszy, podczas patrolowania dużej imprezy masowej, koń tak się przestraszył, że pognał na oślep. Na szczęście funkcjonariusz w porę z niego zeskoczył.
Jaki koń dla policji?
Nie każdy koń może dostąpić zaszczytu "służby w policji". Zwierzę musi być przede wszystkim duże (min. 170 cm w kłębie) i odważne - tzn. nie bać się tłumu, ciemności, strzałów i huku.
Ważne są także zdolności motoryczne - koń musi umieć cofać, kłusować i galopować.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24