Prokuratorskie śledztwo w sprawie domniemanego znęcania się nad podopiecznymi Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży w Białce Tatrzańskiej na nowo każe postawić pytanie, dlaczego w DPS-ach dochodzi do aktów przemocy.
Nie ma podstaw, by twierdzić, że w każdym albo w większości domów pomocy społecznej opiekunowie dręczą mieszkańców. Ale kolejne ujawnione przypadki dają powody do zaniepokojenia.
Znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem czy "pewne nieprawidłowości"?
Nie wiadomo, co dokładnie zaszło w DPS w Białce. Prowadzące dom siostry serafitki wydały oświadczenie, w którym przyznają się do "pewnych nieprawidłowości". Prokuratura prowadzi śledztwo "w sprawie", a nie przeciw konkretnym osobom. Jednak przyjęta kwalifikacja czynu jest bardzo poważna - znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem. O powadze sytuacji świadczy też postawa Prokuratury Rejonowej z Zakopanego, która uznała, że jest za mała, żeby zajmować się tak poważnym śledztwem. "Zważywszy na wagę sprawy, zdecydowaliśmy się na przekazanie jej wyższej instancji" - powiedziała "Gazecie Krakowskiej" prokurator rejonowa w Zakopanem Barbara Bogdanowicz.
Opinii publicznej znanych jest wiele przypadków dręczenia mieszkańców w domach pomocy społecznej. Zazwyczaj ujawnionych przez media. Począwszy od jednostronnego "tykania" podopiecznych przez pracowników (zdaniem specjalistów to też przemoc, bo wynika z przewagi pracownika nad pacjentem i odziera pacjenta z godności), a skończywszy na popychaniu, biciu, wiązaniu i głodzeniu mieszkańców. Gdzieś pomiędzy tymi skrajnymi zachowaniami są wyzwiska, wulgaryzmy, krzyki, pozbawianie kieszonkowego, zmuszanie do snu bądź odmawianie snu, czy inne formy niegodnego obchodzenia się z podopiecznymi (np. mycie wszystkich jedną myjką).
Można powiedzieć, że są to jednostkowe przypadki, ale w ostatnich latach zostało ich ujawnionych na tyle dużo, że nie sposób nie zadać pytania, dlaczego tak jest.
Nie mają normalnych domów, mieszkają więc w domach pomocy
W domach pomocy społecznej mieszkają ludzie, którzy normalnych domów nie mają. Bo nie są zbyt niedołężni, za starzy lub za bardzo chorzy czy niepełnosprawni, by się mogli nimi stale zajmować najbliżsi. Często w ogóle nie mają rodzin, a nie są w stanie samodzielnie funkcjonować.
Domy pomocy społecznej to jednak, wbrew nazwie, instytucje. Prywatne, kościelne, samorządowe, ale jednak instytucje. Mieszkańcy nie mieszkają w nich z własnej woli, a z życiowej konieczności. Opiekunów nie łączy z tymi miejscami więź emocjonalna, ale stosunek pracy. Domy pomocy społecznej to miejsca zamknięte dla postronnych. Obowiązują w nich regulaminy i spisane na tablicach ogłoszeń rozkłady dnia. Niektórzy eksperci zauważają, że DPS-y noszą wszelkie znamiona instytucji totalnej, rządzącej się własnymi, często nienormalnymi, prawami.
"Instytucje pomocy społecznej (...) są niemalże predysponowane do pojawienia się w nich zjawiska przemocy" - dowodzi pracownik socjalny Mariusz Sobkowiak w publikacji zamieszczonej na stronach Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Publikacja nosi tytuł "Przemoc instytucjonalna w jednostkach organizacyjnych pomocy społecznej". Zdaniem Sobkowiaka rozwojowi przemocy w DPS-ach sprzyja podporządkowanie podopiecznych pracownikom i urzędnikom, nierówność sił i zależność mieszkańców od ich opiekunów.
Frustracja taka, że wystarczy iskra
- W domach pomocy społecznej mieszkają ludzie, którzy są bardzo absorbujący. Ze względu na podeszły wiek, niepełnosprawność czy choroby, na które cierpią, mają specyficzne potrzeby, wymagają więcej uwagi i pomocy - mówi portalowi tvn24.pl dr Piotr Broda-Wysocki, który zajmuje się w Instytucie Pracy i Spraw Socjalnych ubóstwem i wykluczeniem społecznym.
- Pracownicy DPS-ów powinni rozumieć te potrzeby, znać specyfikę osobowości osób wiekowych czy niepełnosprawnych. Profesjonalista podejdzie do tych potrzeb z cierpliwością. Ktoś niemający kwalifikacji uzna ich zachowania za irytujące. Ale nie irytacji przecież oczekujemy od opiekunów osób potrzebujących.
Według kierownik pogotowia dla ofiar przemocy "Niebieska Linia" Renaty Durdy przypadki agresji w DPS-ach spowodowane są olbrzymią frustracją wśród pracowników. Wynika ona z różnych przyczyn - bardzo niskich płac, napiętych stosunków z przełożonymi, problemów osobistych i ogromnego obciążenia psychicznego wynikającego ze specyfiki pracy z osobami wymagającymi uwagi, cierpliwości i nie zawsze umiejącymi powiedzieć, czego chcą.
- Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla aktów przemocy wobec słabszych - zaznacza Renata Durda w rozmowie z portalem tvn24.pl. - Ale gdy już do nich dochodzi, to poza wyciągnięciem konsekwencji, koniecznie trzeba poznać przyczyny. Opiekun w DPS to ciężka fizyczna praca, a jednocześnie bardzo obciążająca psychicznie. Tymczasem ci ludzie pozbawieni są czegoś, co fachowo nazywa się superwizją, czyli regularnie odbywającą się rozmową z bardziej doświadczonym opiekunem, która pozwala rozładować emocje, pokonać przeszkody w kontaktach z podopiecznymi i rozwiązać problemy. Jeżeli opiekun nie ma z kim porozmawiać o problemach w pracy, a do szefa boi się pójść, to prawdopodobieństwo, że wyładuje się na bezbronnym pacjencie niebezpiecznie wzrasta!
Szkolenie dla pracowników DPS-ów? Chyba tylko z BHP
Jak to wygląda gdzie indziej? W domach opieki British United Provident Association (BUPA) każdy opiekun raz na miesiąc rozmawia o swojej pracy z opiekunem-seniorem, zgłasza problemy, może bez oporów i bez konsekwencji przyznać się do zmęczenia psychicznego czy wypalenia zawodowego. Opiekun-senior ma za zadanie pomóc w rozwiązaniu tych problemów. Na spotkaniach takich omawia się też etap szkoleń, na jakim się znajduje. Bo w Wielkiej Brytanii opiekunowie z DPS-ów stale się szkolą.
- A w Polsce rzadko się szkolą, chyba że z BHP albo z zapobiegania pożarom - mówi nam Renata Durda z "Niebieskiej Linii". - Gdy prowadzę szkolenia dla innych grup zawodowych, obserwuję reakcje przesytu typu: "Ooo, znowu szkolenie z przemocy". Tymczasem na warsztatach dla opiekunów z domów pomocy społecznej wcale nierzadkie są przypadki, że pracownica po pięćdziesiątce, z wieloletnim doświadczeniem, po raz pierwszy w życiu jest na szkoleniu z zapobiegania przemocy! I dowiaduje się na nim rzeczy, które powinna znać od początku swojej pracy.
Kiedy na światło dzienne wychodzi kolejny bulwersujący akt przemocy w kolejnym domu pomocy społecznej, zwykle prokurator wszczyna śledztwo, a wojewoda czy inny urzędnik wysyła do ośrodka kontrolerów. Czasami nakładane są kary, bywa, że odbierane uprawnienia. I dobrze, ale na dłuższą metę nie rozwiąże to problemu agresji i znęcania się nad podopiecznymi. Zdaniem naszych rozmówców potrzeba działań systemowych: zwiększenia kwalifikacji opiekunów, pozbycia się osób nienadających się do tej pracy, zapewnienia fachowego wsparcia w rozwiązywaniu konfliktów i większego otwarcia DPS-ów na świat zewnętrzny. Na przykład poprzez zaproszenie do współpracy wolontariuszy. Już sama ich obecność w placówkach skłoniłaby niektórych opiekunów do refleksji. Na przykład: czy warto wiązać podopiecznego, skoro są świadkowie?
Autor: jp//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock