W firmach rośnie armia społecznych inspektorów pracy. Pracodawcy mają związane ręce. Choć społeczni inspektorzy pracy niewiele robią, nie można się ich pozbyć z firmy przez co najmniej kilka lat - pisze "Rzeczpospolita".
Dla przykładu, w KGHM działa 610 takich inspektorów. W Orange początkowo inspektorzy stanowili 1 proc. zatrudnionych, dziś już 4,5 proc., czyli jest ich aż 668.
- W ciągu roku podjęli tylko 70 interwencji, w znakomitej większości w drobnych, administracyjnych sprawach - mówi "Rzeczpospolitej" Jacek Kowalski, członek zarządu Orange Polska ds. zasobów ludzkich.
Funkcja na kryzys
W innych dużych firmach inspektorów nie jest wcale mniej. Skąd te tłumy? - To idealna funkcja na kryzys, a przepisy nie określają maksymalnej liczby inspektorów w firmie - mówi "Rz" Wioletta Żukowska, ekspert Pracodawców RP.
Regulują za to ich szczególną ochronę. Kadencja inspektora trwa cztery lata, ale nie można go zwolnić jeszcze rok po jej ustaniu. Nic więc dziwnego, że społeczników wciąż przybywa, szczególnie gdy w firmach szykują się zwolnienia.
Inspektorem może zostać praktycznie każdy. Prawo określa jedynie, że powinien znać zasady BHP, wykazać pięcioletni staż pracy w branży, do której zakład należy, i co najmniej dwuletni staż w danym zakładzie.
Autor: MAC//tka / Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24