Ustawa dyscyplinująca sędziów nie byłaby przedmiotem obrad Sejmu, gdyby posłowie opozycji stawili się liczniej na obradach i wygrali głosowanie. Ale tak się nie stało, dlatego protestujący w obronie sądów nie szczędzili opozycji słów krytyki. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Złości i niekiedy frustracji protestujących w obronie wolnych sądów trudno się dziwić. Manifestujący sprzeciw wobec projektu ustawy dyscyplinującej sędziów mają pretensje o to, że ten niezwykle ważny politycznie dzień mógł wyglądać inaczej.
Tuż przed południem w czwartek pojawił się wniosek o niezajmowanie się na tym posiedzeniu tak zwaną ustawą represyjną. Na sali sejmowej nie było ponad trzydziestu posłów klubu Prawa i Sprawiedliwości, a to mogło dać opozycji przewagę - mogła wygrać głosowanie w sprawie porządku dziennego. Przegrała tylko na własne życzenie.
Ekspresowe tempo, które narzuciło Prawo i Sprawiedliwość, opozycja mogła wyhamować. Zabrakło ośmiu głosów, ale spośród posłów Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Konfederacji - nieobecnych była ponad trzydziestka. Tylko kilka przypadków można uznać za usprawiedliwione.
Konsekwencje finansowe
Protestujący przed sądami i Sejmem odczytywali na manifestacjach nazwiska nieobecnych podczas głosowania posłów. Niektórzy domagali się wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, których zabrakło na sali obrad.
- Ci którzy stali przed sądami, przed Sejmem, oczekują, że będzie jakaś reakcja – mówił w czwartek Dariusz Joński z Inicjatywy Polska. Lewica jeszcze zdecyduje, jak ukarać swoich posłów.
- Każdy, kto w sposób nieusprawiedliwiony nie był obecny, został przez władze klubu ukarany najwyższą karą finansową – zapewnił Borys Budka z Platformy Obywatelskiej. Ta kara to tysiąc złotych.
"Niefortunnie się stało"
Nieobecni tłumaczą się w przeróżny sposób. Grzegorz Napieralski przyznał, że wyjechał na urlop, Jagna Marczułajtis musiała pilnie wracać do domu, a Andrzej Rozenek i Joanna Kluzik-Rostkowska nie wiedzieli, o której godzinie są głosowania.
Z powodów rodzinnych musiałam pilnie wrócić na noc do domu. Wczoraj wieczorem zgłaszałam w Klubie, że nie moge być rano na 10 w Sejmie. Uważam, że ustawa kagańcowa nie powinna być nigdy uchwalona.
— Jagna Marczułajtis-Walczak (@JagnaMarczulajt) 19 grudnia 2019
Przepraszam wszystkich moich wyborców. Pragnę wyrazić głębokie uznanie dla protestujących, którzy wyszli wczoraj na ulice. Dołożę wszelkich starań w przyszłości, by przystosować się w jak największym stopniu do absurdalnych standardów pracy Sejmu, fundowanych nam przez PiS.
— Grzegorz Napieralski (@gnapieralski) 19 grudnia 2019
Niestety, jestem dokładnie w tej samej sytuacji co @ARozenek . PRZEPRASZAM. Rano sprawdziłam info o godzinie głosowań. Fatalnie się z tym czuję. Nauczka. https://t.co/if8j2qu8uV
— Joanna Kluzik (@joannakluzik) 19 grudnia 2019
- Rzeczywiście niefortunnie się stało, spóźniłem się kilka minut – stwierdził Maciej Gdula z Lewicy.
Barbara Dolniak z Nowoczesnej uznała zaś, że wygranie głosowania niczego by nie zmieniło, bo "pewnie doszłoby do ponownego głosowania" po anulowaniu rezultatów tego, przegranego przez Zjednoczoną Prawicę.
Opozycja miała szansę nieco popsuć szyki rządowi, ale tego nie wykorzystała i musiała przyjąć triumfalny ton Prawa i Sprawiedliwości.
- Sami pokazaliście, ile warta jest wasza walka tym, że nie byliście na głosowaniu i możemy dzięki temu spokojnie procedować ten projekt. Bardzo wam za to dziękujemy – mówił w czasie czwartkowej debaty nad projektem ustawy w Sejmie wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
Wstrzymać prace nad ustawą opozycja będzie mogła jeszcze w Senacie, ale tam też będzie musiała się zmobilizować.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24