Kinga Sawicka jest jedną z 19 osób, które miały stanąć przed sądem za udział w demonstracji podczas wizyty Jarosława Kaczyńskiego w Starachowicach w styczniu tego roku. - Chcieliśmy, żeby zobaczył, że nie zgadzamy się na polityczne decyzje rządu - wyjaśnia kobieta. Policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie uczestników demonstracji za zakłócanie porządku publicznego. Sąd Okręgowy w Kielcach prawomocnie stwierdził jednak, że mundurowi nie mieli racji i umorzył postępowanie, bo obwinieni "korzystali z zagwarantowanej w Konstytucji wolności wyrażania własnych poglądów".
Sąd Okręgowy w Kielcach podtrzymał we wtorek decyzję Sądu Rejonowego w Starachowicach o umorzeniu postępowania w sprawie ukarania 19 osób, które brały udział w manifestacji podczas wizyty Jarosława Kaczyńskiego w Starachowicach. 16 stycznia tego roku prezes PiS przyjechał w rocznicę śmierci swojej matki na mszę w jej intencji.
- Protestujący, kiedy zobaczyli zbliżających się polityków partii rządzącej, zaczęli używać okrzyków, między innymi: "będziesz siedział", "wynocha" oraz "kłamca" - przypomina Mateusz Półchłopek, reporter TVN24, który zajął się sprawą. Dodał, że okrzyki ucichły, kiedy prezes Prawa i Sprawiedliwości wszedł do kościoła.
Sędzia Jan Klocek z Sądu Okręgowego w Kielcach wyjaśnił, dlaczego sąd podjął decyzję o umorzeniu postępowania.
- Sąd uznał, że te osoby (obwinione - red.) miały prawo wyrażać swoje poglądy, manifestować poglądy odmienne od tych, które prezentują osoby, przedstawiciele władzy, którzy wówczas zmierzali na uroczystości religijne do kościoła - przekazał sędzia Klocek.
Reporter TVN24 przytoczył fragment uzasadnienia przygotowanego przez skład sędziowski, z którego wynika, że zachowanie obwinionych "nie było niczym innym, jak tylko i wyłącznie wyrazem realizacji konstytucyjnie zagwarantowanej wolności wyrażania własnych poglądów i opinii".
Policja chciała ukarania protestujących
Wnioski o ukaranie protestujących do sądu skierowała policja, która w zachowaniu protestujących dopatrzyła się zakłócania porządku publicznego. W kwietniu tego roku Sąd Rejonowy w Starachowicach umorzył postępowanie. Policja od tej decyzji odwołała się do Sądu Okręgowego w Kielcach.
Jedną z protestujących była Kinga Sawicka. W rozmowie z naszym dziennikarzem podkreśliła, że w czasie protestu funkcjonariusze policji nie informowali demonstrujących, że dopuszczają się - w ich opinii - naruszenia prawa. Mundurowi poprosili ją o dane osobowe, a miesiąc później została wezwana do komendy policji.
- Nie kościół, nie msza była naszym celem. Chcieliśmy, żeby Jarosław Kaczyński zobaczył, że nie zgadzamy się na decyzje polityczne rządu - wyjaśnia Sawicka przed kamerą TVN24.
Pełnomocnik: policja życzyła sobie niemych protestów
Z decyzji kieleckiego sądu zadowolony jest pełnomocnik dziewięciorga obwinionych, mecenas Piotr Capała. Podkreślił, że policja wyszła z założenia, że protesty "powinny odbywać się bez hałasu, bez krzyków i wuwuzeli".
- Sąd w swoim stanowisku potwierdza, że prawa i obowiązki - wynikające czy to z Konstytucji RP, czy też Europejskiej Konwencji Praw Człowieka - gdyby interpretować je w taki sposób, jak chciał interpretować organ ścigania, w demokratycznym państwie prawa jest nie do zaakceptowania, bo te protesty musiałyby być nieme - stwierdził Capała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24