– Nie prosiłem o żadną przysługę pana Wojnarowskiego – mówi Jacek Protasiewicz. Podkreśla, że postawa posła "była karygodna". Jego zdaniem rozmówca Wojnarowskiego "przyszedł w celu nagrania rozmowy". Nowy przewodniczący dolnośląskiej PO reaguje w ten sposób na ujawnienie przez media nagrania z rozmowy dwóch działaczy Platformy, w której poseł Platformy Norbert Wojnarowski miał oferować pracę w państwowej spółce w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza w wyborach szefa dolnośląskiej PO.
Protasiewicz tłumaczy, że rzekomy rozmówca Wojnarowskiego w dniu rozmowy miał już podpisaną umowę w jednej ze spółek KGHM. Jego zdaniem, wymaga to nowego spojrzenia na całą sprawę.
"Przyszedł w celu nagrania rozmowy"
– Wedle najświeższych informacji rozmówca posła Wojnarowskiego w dniu rozmowy miał już podpisaną umowę właśnie w KGHM, w jednej ze spółek. Podobno w wydziale, którym kieruje bliska rodzina pana europosła Borysa. To tworzy inny kontekst, dla mnie zastanawiający, ale być może on wiele wyjaśnia – przekonuje Protasiewicz.
Jego zdaniem rozmówca posła Wojnarowskiego "przyszedł w celu nagrania rozmowy". – Naprowadzał ją właśnie na kwestię pracy, będąc już w tym czasie osobą mającą zatrudnienie w KGHM-ie. Komuś bardzo zależało na tym, by powstało takie wrażenie. A ja oświadczam raz jeszcze, że nikogo nie prosiłem o pośrednictwo – przekonuje Protasiewicz w rozmowie z TVN24.
Przekonuje, że w nagraniu – na ile je zna z internetu - pada sformułowanie: "mam wrażenie, że Protasiewicz będzie mógł ci pomóc". – Więc to jest chyba dalekie od złożenia oferty pracy – mówi nowy szef dolnośląskiej PO. – Zwłaszcza, że nie mam takich możliwości, ani nie upoważniałem nikogo, żadnego z posłów, żeby mógł jakiekolwiek oferty składać – zapewnia. – Najciekawsze w tym wszystkim z mojej perspektywy jest to, że osoba, która niby pyta o możliwość zatrudnienia, jest już pracownikiem jednej z KGHM-owskich spółek – dodaje Protasiewicz.
Dopytywany przez dziennikarzy precyzuje swoje ewentualne podejrzenia. – Jeśli rozmówca w dniu rozmowy miał już podpisaną umowę i ta umowa jest w firmie, którą zarządza rodzina moich konkurentów, to sam sobie zadaję pytanie, jaka była prawdziwa intencja tego człowieka? Czy on naprawdę szukał pracy, czy szukał z góry pretekstu, żeby móc potem wysunąć pretekst do kwestionowania zjazdu – powiedział Protasiewicz.
Podważenie zjazdu?
Zdaniem nowego przewodniczącego dolnośląskiej PO, samo nagranie oraz jego publikacja służą podważeniu wyników zjazdu regionalnej struktury partii. – Od dziennikarzy na zjeździe słyszałem, że europoseł Piotr Borys, którego rodzina, prawdopodobnie wujek, kieruje wydziałem, gdzie zatrudniony jest ten pan (chodzi o Edwarda Klimkę, który rozmawiał z posłem Wojnarowskim – red.) czy ma umowę zlecenie, już w niedzielę zapowiadał, że w poniedziałek będzie sensacyjne nagranie. Także widać miał wiedzę – mówi Protasiewicz.
Pytany co z wynikami wyborów w kontekście całej sprawy, stwierdził: – Głosowanie było tajne, jeden głos niczego nie przeważył na tym zjeździe. Decyzję będzie pewnie podejmował zarząd krajowy, jeśli będzie wniosek o to, żeby ten zjazd kwestionować. W moim przekonaniu nie ma takiej podstawy – zaznaczył. Protasiewicz ostro odniósł się do postawy Wojnarowskiego: – Uważam, że postawa posła Wojnarowskiego była karygodna. Powoływał się na mnie, nie mając żadnych upoważnień, ani nawet nie mając prośby z mojej strony, żeby w moim imieniu rozmawiać z jakimikolwiek delegatami. Uważam, że pośrednictwo w takich sytuacjach jest nieskuteczne – zapewnił.
– Z Wojnarowskim rozmawiałem, pytałem na jakiej postawie się na mnie powoływał. Powiedział, że się zagalopował. Z panem Borysem nie rozmawiałem – dodał Protasiewicz.
Borys odpowiada
Piotr Borys nie pozostaje dłużny i odpowiada Protasiewiczowi: – Informuję, że nie mam nic wspólnego z korupcją polityczną, które miało miejsce na zjeździe i przed zjazdem PO. Jako szef struktur Platformy w Lubinie złożę wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa korupcji politycznej i kupowania głosów przez stronników Jacka Protasiewicza – powiedział europoseł.
To samo napisał w wydanym wcześniej oświadczeniu. Zapewnił też, że nie ma nic wspólnego "z korupcją na zjeździe i przed zjazdem dolnośląskiej PO w Karpaczu". "Ludzie, którzy są podejrzewani o korumpowanie, dziś oskarżają" – stwierdził Borys.
Praca za głos?
W poniedziałek tygodnik "Newsweek" opublikował nagranie, w którym słychać rozmowę dwóch działaczy PO. Jeden z nich, poseł Norbert Wojnarowski, miał oferować pracę drugiemu. Według "Newsweeka" drugim działaczem z nagrania jest Edward Klimka, były wiceprezes Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Legnicy.
Po spotkaniu z posłem Wojnarowskim, do Klimki miał zadzwonić jeden z członków zarządu KGHM. Zaprosił go na spotkanie już po zjeździe.
Klimka potwierdził to w napisanym własnoręcznie oświadczeniu, które opublikował tygodnik. Zapewnił w nim również, że to Wojnarowski – dzień przez zjazdem dolnośląskiej PO – poprosił go o spotkanie.
Według oświadczenia Klimki, do spotkania w sprawie pracy w KGHM miało dojść we wtorek, czyli dziś. Jednak, jak oznajmił, "nie mógł ulec takiej presji, pomimo jego sytuacji życiowej, gdyż nie jest to zgodne z jego zasadami".
Dodał, że o wszystkim poinformował działaczy z PO.
Autor: dr,mn/par,gak / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: PlatformaRP/Flikr CC-BY-ND | Maciej Kulczyński