Białostocka prokuratura, która w czwartek wraz z CBŚ pojawiła się w Ministerstwie Finansów po niezbędną dokumentację ws. afery hazardowej, zaprzecza, by te czynności "były ukierunkowane wobec konkretnego funkcjonariusza MF". Wcześniej dziennik.pl podał, że CBŚ wyniosło z gabinetu wiceministra finansów Jacka Kapicy liczne dokumenty i dyski komputerów. Napisano też, że minister musi się liczyć z tym, że będzie przesłuchany, a nawet może usłyszeć zarzuty.
- Pragnę stanowczo zaprzeczyć doniesieniom medialnym i pojawiającym się sugestiom, iż czynności były ukierunkowane wobec konkretnego funkcjonariusza Ministerstwa Finansów - powiedział w rozmowie z TVN24 Krzysztof Wojdakowski z Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku.
Prokurator zapewnił też, że "nie było to żadne przeszukanie", ale "niezapowiedziana wizyta". - Przeszukanie jest związane z tym, że ktoś ukrywa dokumenty - wyjaśnił.
"Zabezpieczyli" dokumenty i nośniki
Poinformował też, że w siedzibie resortu finansów pojawili się nie agenci, ale funkcjonariusze CBŚ z udziałem prokuratorów i na miejscu przeglądali niezbędną dla śledztwa "dokumentację związaną z nadzorem nad szeroko rozumianym rynkiem automatów do gier o niskich wygranych".
- Stosowną dokumentację uzyskali i zabezpieczyli w sposób procesowy - dodał. Jak tłumaczył, były to zarówno dokumenty papierowe, jak i nośniki elektroniczne, które teraz "zostaną poddane wnikliwej analizie i oględzinom". - Nie utrudnia to pracy urzędnikom, bo na miejscu pozostały kopie dokumentów - dodał.
Jak podano w oświadczeniu białostockiej prokuratury, "czynności były ukierunkowane na myślenie, w jakim zakresie Ministerstwo Finansów było informowane o nieprawidłowościach występujących w tej branży. Miało to związek z ustaleniami śledztwa, że określona grupa urządzeń określonych jako automaty do gier o niskich wygranych działało niezgodnie z przepisami ustawy o grach i zakładach wzajemnych".
W piątek dziennik.pl poinformował, że CBŚ przeszukało w czwartek gabinet wiceministra finansów Jacka Kapicy oraz gabinety pięciu dyrektorów w resorcie. Jak powiedział jeden z rozmówców "przeszukanie u ministra oznacza, że będzie on też przesłuchiwany". - Na tym etapie śledztwa nie jest wykluczone, że postawione zostaną mu zarzuty karne - mówił rozmówca dziennika.pl. Portal poinformował też, że przed Wigilią zarzuty karne usłyszała Anna C., zastępca ministra Jacka Kapicy.
MF: Nie ma żadnych przeszukań
- W Ministerstwie Finansów nie było i nie ma dzisiaj nadal żadnych przeszukań - poinformowała w rozmowie z TVN24 rzecznik resortu Wiesława Dróżdż.
Zapewniła też, że resort współpracuje ze wszystkimi organami ścigania w sprawach, które mogą budzić jakiekolwiek wątpliwości.
- Taka współpraca polega przede wszystkim na udostępnianiu wszelkich dokumentów, które bądź potwierdzają wątpliwości, bądź je rozwiewają - wyjaśniła rzecznik.
Ponad 50 podejrzanych
Prowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Białymstoku śledztwo dotyczy organizowania gier na automatach - wbrew przepisom i bez stosownych zezwoleń - ale także ukrywania dochodów z tej działalności oraz ich legalizacji, czyli prania brudnych pieniędzy. Cały proceder opierał się na tym, że automaty rejestrowane jako maszyny dające niskie wygrane można było nielegalnie przeprogramować, by dawały także wyższe wygrane.
Prokurator Wojdakowski poinformował, że liczba osób podejrzanych w tym śledztwie przekracza 50 osób. Dodał, że w niektórych wątkach śledztwo zbliża się ku końcowi. Wśród podejrzanych jest m.in. kilkunastu biegłych rzeczoznawców. Według prokuratury, mieli oni niezgodnie z prawdą poświadczać, że automatów do gier losowych nie można przeprogramować, by dawały wysokie wygrane (powyżej 15 euro); w rzeczywistości było to możliwe.
Kolejna duża grupa osób podejrzanych to przedstawiciele podmiotów, które organizowały gry na automatach. Maszyny były rejestrowane jako dające niskie wygrane, podczas gdy w rzeczywistości możliwe były - niezgodnie z przepisami - wyższe wygrane. W listopadzie 2010 roku zarzut przekroczenia uprawnień przy rejestracji tych automatów prokuratura postawiła urzędniczce z kierownictwa jednego z departamentów Ministerstwa Finansów. Wojdakowski powiedział, że w tym zakresie śledztwo powinno się zakończyć w ciągu dwóch, trzech miesięcy.
Cztery lata śledztwa
Śledztwo trwa czwarty rok. W kwietniu 2009 r. funkcjonariusze CBŚ zabezpieczyli w całym kraju ponad trzysta automatów, tzw. jednorękich bandytów, co do których były podejrzenia, że możliwe były na nich wysokie wygrane. Automaty dające wysokie wygrane mogą być używane jedynie w kasynach i salonach gier, a były podejrzenia, że właśnie takie urządzenia stawiano np. w pubach czy na stacjach benzynowych jako automaty umożliwiające niskie wygrane. Policja i prokuratura oceniają, że straty Skarbu Państwa mogły sięgać nawet kilku miliardów złotych, ze względu na różnicę w opodatkowaniu automatów o niskich wygranych i o wysokich wygranych. Dokładna wysokość strat budżetu państwa nie jest jednak znana. Po zmianie przepisów ustawy o grach hazardowych, pozwolenia na automaty o niskich wygranych używane w takich miejscach, jak puby czy stacje benzynowe, będą obowiązywały jedynie do 2016 roku. W praktyce nie są wydawane nowe, a jedynie obowiązują dotychczasowe.
Autor: MON/ja / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24