Opolska prokuratura sprawdzi, czy przyczyną zgonu jednego z mężczyzn pikietujących pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim ma związek z pobiciem, do jakiego doszło ponad miesiąc wcześniej. O zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa, jakie w tej sprawie złożył poseł PiS Sławomir Kłosowski, pisaliśmy wczoraj.
Jan Klusik był jedną z osób, które koczowały pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim. Według relacji świadków i brata zmarłego, Antoniego Klusika, mężczyzna został zaatakowany 15 sierpnia. Miał zostać kopnięty w klatkę piersiową. Po tym zajściu miał się skarżyć na bóle w klatce piersiowej. Mężczyzna nie poszedł jednak do lekarza.
28 września zmarł. Jak orzekli ratownicy, przyczyną zgonu było chore serce.
Jest dochodzenie
Wczoraj pisaliśmy o wniosku Sławomira Kłosowskiego, posła PiS, który wpłynął do warszawskiej i opolskiej prokuratury. Domaga on się wyjaśnienia - jak mówił w rozmowie z tvn24.pl - czy pobicie Jana Klusika miało wpływ na późniejszą śmierć mężczyzny. Poseł liczy także na to, że zapis z warszawskiego monitoringu pozwoli na ujęcie agresora.
Jak się okazuje jego wniosek był spóźniony. - Czynności zmierzające do wyjaśnienia tej sprawy zostały wszczęte z urzędu, po doniesieniach prasowych na ten temat [pierwszy napisał o sprawie kilkanaście dni temu "Nasz Dziennik" - red.] - poinformowała we wtorek rzeczniczka opolskiej prokuratury okręgowej, Lidia Sieradzka.
Jak podkreśliła, do prokuratury nie wpłynęło żadne zawiadomienie w tej sprawie, a czynności zostały wszczęte z urzędu. Zgodnie z prawem, prokuratura po wszczęciu postępowania sprawdzającego ma 30 dni na decyzję, czy wszczynać formalne śledztwo, czy też nie.
Raz już zbadano
Sieradzka dodała, że sprawa śmierci mężczyzny była już raz badana przez prokuratora, jednak wtedy rodzina zmarłego nie poinformowała o pobiciu. Jak podkreślała, każdorazowo sprawa zgonu, do którego dochodzi poza szpitalem lub w okolicznościach, które nie są jednoznaczne, jest zgłaszana policji i prokuraturze.
- Tutaj mamy do czynienia z taką sytuacją. Ofiara zmarła w domu znajomego, przyjechało pogotowie i podjęło próbę reanimacji. Prokurator stwierdził, że nie ma podejrzenia udziału osób trzecich. Z wywiadu z rodziną wynikało, że mężczyzna leczył się na serce, chorował, był hospitalizowany. Nie podejmowano więc żadnych dalszych działań - wyjaśniła Sieradzka.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24