Praworządność zapewnia nam to, że będziemy rządzeni takimi regułami, na które sami się zgodzimy - powiedział w "Faktach po Faktach" profesor Marcin Matczak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Wraz z Małgorzatą Niezabitowską, rzeczniczką rządu Tadeusza Mazowieckiego oraz działaczem opozycji w czasach PRL Zbigniewem Janasem, rozmawiali o praworządności i zmianach w polskim sądownictwie.
Profesor Marcin Matczak przypomniał, że idea praworządności rozpoczęła się od słynnego powiedzenia, że "rządzić nie powinien człowiek, tylko rządzić powinno prawo".
"To prawo nami rządzi"
- To, że nie powinien rządzić człowiek, to znaczy, że nie powinny rządzić jego prywatne preferencje, czy jego prywatne pomysły, jego uprzedzenia, jego nienawiść, nieraz jego głupota. A to, że powinno rządzić prawo, to znaczy, że powinny rządzić przejrzyste, ogólne zasady, takie same dla wszystkich - tłumaczył.
- Stąd praworządność to sytuacja, w której nie jesteśmy zależni od kaprysu jednostki - króla, prezydenta, premiera. Jako społeczeństwo w jakimś momencie się spotykamy i uchwalamy konstytucję, ustawy, które są zbiorem reguł, których wszyscy mamy przestrzegać, i to prawo nami rządzi, a nie konkretna jednostka - dodał.
Podkreślił, że "praworządność zapewnia nam to, że będziemy wolni, w tym sensie, że będziemy rządzeni takimi regułami, na które sami się zgodzimy" . Dodał, że kaprys jednostki, "która może być w złym humorze albo być złym człowiekiem nie będzie wpływał na nasze życie".
Małgorzata Niezabitowska - rzeczniczka rządu Tadeusza Mazowieckiego - podkreśliła, że ważne jest również to, kto to prawo stosuje. - Oczywiście drugą częścią praworządności są niezawisłe sądy, właściwie działający aparat administracyjny, aparat władzy, który się stosuje w sposób właściwy do tego prawa, które zostało uchwalone i ma być dla wszystkich równe. (...) Tak, żeby każdy miał tę samą możliwość ewentualnie obrony czy otrzymania sprawiedliwej decyzji w swojej sprawie - dodała. Zbigniew Janas, działacz opozycji w czasach PRL, pytany, kiedy ludzie powinni wiedzieć, że tracą wolność, powiedział, że wbrew pozorom w pewien sposób praworządność panowała w Polsce nawet przed zmianami w PRL-u. - Obrót gospodarczy był regulowany przepisami, prawem - mówił. Dodał, że można było "trafić" na niezależnych sędziów.
Powiedział, że niebezpiecznie robiło się w sferze na styku z polityką. - Wtedy prawie nikt nie był bezpieczny, chyba że trafił na sędziego Parzyckiego (...), który na przykład uwolnił działaczy "Solidarności" mimo nacisków. Ale to była suwerenna decyzja tego jednego sędziego. Inni sędziowie w zasadzie bardzo rzadko się uginali. (...) To był ten moment, w którym w sferze działalności niezależnej, demokratycznej, nie mogliśmy właściwie liczyć na żadną litość i nie mogliśmy liczyć na sprawiedliwość - tłumaczył.
"Sądy mogą być bardzo niebezpieczne"
Profesor Matczak na pytanie, co zmieni się po wejściu w życie podpisanych przez prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacji ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, odpowiedział, że "bardzo dużo, bo sądy mogą być bardzo niebezpieczne, jeżeli stają się narzędziem w ręku politycznym". - Zasadą jest to, że sędzia ma być niezawisły, w tym sensie, że ma nie brać pod uwagę żadnych innych względów niż to prawo, które nami rządzi - podkreślił. Tłumaczył, że "jeżeli sędzia nie może powołać się na konstytucję, bo minister mu nie pozwala - a z taką sytuacją mamy do czynienia, bo sędziów, którzy chcą się powołać na konstytucję straszy się postępowaniem dyscyplinarnym - to sytuacja jest bardzo prosta". - Ten sędzia zamiast być niezależnym arbitrem i rozsądzić spór pomiędzy mną jako obywatelem i państwem, jest tak naprawdę urzędnikiem państwa, jest zależny od tego państwa - zaznaczył.
Dodał, że poprzez zmiany zaproponowane przez PiS "państwo może go (sędziego - red.) promować, czyli nagrodzić albo może go ukarać, na przykład przenieść w inne miejsce lub zwolnić". - Ten sędzia już nie działa w sytuacji neutralnej, tylko musi cały czas uważać, żeby tej władzy nie zaszkodzić, żeby w jakiś sposób tej władzy nie obrażać. I wtedy kończy się już sprawiedliwość, kończy się równość pomiędzy nami, bo sąsiad, który jest politykiem, jest blisko władzy, zawsze z nami wygra. On będzie miał lepszą pozycję w stosunku do sędziego. Państwo, które jest naszym przeciwnikiem, zawsze będzie silniejsze, dlatego, że będzie miało wpływ na tego sędziego - tłumaczył prof. Matczak.
Odniósł się także do słów prezydenta, w którego ocenie te rozwiązania "służą demokratyzacji państwa, są przeciwieństwem oligarchizacji państwa".
- Wszyscy, którzy chcą narzucać swoja wolę na przykład wbrew konstytucji, powołują się na to, że ktoś ich wybrał. Pan prezydent to często robi mówiąc, że na niego głosowało więcej osób niż na konstytucję. To nie ma żadnego znaczenia, dlatego że konstytucję uchwaliliśmy w wielkim wysiłku demokratycznym (...) i zgodziliśmy się, że takie wartości nami rządzą. A jeżeli ktoś przychodzi i mówi, że (..) te wartości przestają być ważne, to znaczy, że on łamie umowę społeczną, którą wspólnie zawarliśmy - mówił prof. Matczak.
"Skończy się to po prostu źle"
Zbigniew Janas podkreślił, że trzeba mieć świadomość, że sądy mają olbrzymią władzę. Dodał, że "kiedy oddajemy sądy w ręce polityków, którzy mają swoje różne interesy, skończy się to po prostu źle". - Jak państwo myślicie, że ten cały ciąg technologiczny będzie używany wyłącznie przeciw opozycji, to się mylicie. To będzie w dużej części używane przeciwko swoim również (…) w celu takim, żeby trzymać spoistość własnej grupy, żeby trzymać władzę - ocenił. Podał przykład senatora PiS Stanisława Koguta, któremu prokuratura chce przedstawić zarzuty o charakterze korupcyjnym. - Ja znam pana senatora i to jest z innej parafii człowiek zupełnie. Nie wykluczam, że pójdzie siedzieć. Zanim się obroni, już zniszczą mu życie - powiedział Janas. - Słaby sędzia, który będzie chciał awansować da taki wyrok jak chcą politycy - dodał.
"Głównym zabezpieczeniem jest opór społeczny"
Małgorzata Niezabitowska podkreśliła, że istotne jest to, jak się temu przeciwstawić. - Bardzo byśmy chcieli, żeby obrona praworządności, sądów była potężna - powiedziała. Zwróciła uwagę, że często mówi się, że demokracja nie ma odpowiednich zabezpieczeń, hamulców. - Mnie się wydaje, że głównym zabezpieczeniem jest opór społeczny - powiedziała. - Jedynie społeczeństwo, jeśli przeciwstawi się w sposób masowy, może coś zmienić - oceniła. Jej zdaniem, największym zaniechaniem III RP była niewłaściwa edukacja obywatelska młodego pokolenia. - Myśmy nie wychowali dwóch pokoleń w tym poczuciu odpowiedzialność za kraj. Byłam wręcz wstrząśnięta siedem lat temu, kiedy dowiedziałam się (…), że w naszych szkołach nie uczy się młodzieży o Solidarności, o stanie wojennym, ani o roku 89. Właściwie nie ma historii najnowszej, nie ma pokazania tego, co doprowadziło do wolności, jaka była zresztą tego cena - mówiła.
Autor: js/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24