Nowa ustawa o ułatwieniach dla niepełnosprawnych ma obowiązywać już za miesiąc. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska niewiele o niej mówi i odsyła do Narodowego Funduszu Zdrowia. Sprawdziliśmy, jak wygląda jej wdrożenie, bo czasu jest mało. Co się zmieni w życiu niepełnosprawnego i czy to realna pomoc? Materiał magazynu "Polska i Świat".
Po 40 dniach w Sejmie Magda i Wiktoria powoli wracają do codzienności. Jest nią przede wszystkim walka o choć minimalną poprawę stanu zdrowia. Najważniejsza jest rehabilitacja - kosztowna i czasochłonna. - Ja z dziećmi czekam na bezpłatną rehabilitację już 18 lat. Odkąd się urodziły, one nie miały bezpłatnej rehabilitacji. Jedynie w szkole, w przedszkolu, do której uczęszczały. Wszystko musiałam prywatnie załatwiać - tłumaczy Katarzyna Milewicz, mama Wiktorii i Magdy.
Szczegółów brak
Jednym z dwóch postulatów protestujących osób niepełnosprawnych i ich opiekunów był dodatek rehabilitacyjny w wysokości 500 złotych miesięcznie. Rząd nie znalazł takich pieniędzy.
W zamian została uchwalona ustawa, dzięki której - jak przekonują politycy - osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności mają otrzymać nielimitowany dostęp do wyrobów medycznych oraz właśnie do rehabilitacji. Ustawa ma zacząć działać 1 lipca, ale dowiedzieć się o niej nie można zbyt wiele.
- Tę dostępność musi zagwarantować Narodowy Fundusz Zdrowia. Tu rzeczywiście jest wyzwanie, do którego Narodowy Fundusz Zdrowia już się przygotowuje - odpowiedziała lakonicznie Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Tymczasem NFZ odmówił nam rozmowy na temat wdrażania nowej ustawy. W odpowiedzi na nasze szczegółowe pytania Fundusz przesłał lapidarny komunikat, że pracuje nad zarządzeniem w tej sprawie.
Niepełnosprawni mają poważne wątpliwości, czy zagwarantowanie nielimitowanego dostępu do rehabilitacji jest w ogóle możliwe, skoro już teraz jest tak sobie.
Długie kolejki
- Na Narodowy Fundusz Zdrowia trzeba bardzo długo czekać. Przynajmniej z rok albo i więcej - dwa - trzy lata - zaznacza Beata Świniarka - niepełnosprawna od urodzenia, podopieczna Fundacji Avalon. Po tym stanowczo zbyt długim oczekiwaniu pani Beata ma szansę na 10 zabiegów. To za mało - dlatego rehabilituje się za własne pieniądze przy wsparciu fundacji. - Ja chętnie też bym chciała się rehabilitować codziennie, bo wiem, że rehabilitacja mi pomaga w usprawnianiu mnie fizycznie, ale nie stać mnie na to, żeby prywatnie codziennie chodzić na rehabilitację, a Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapewnia mi tego - martwi się Beata Świniarska. Po zniesieniu limitów pani Beata będzie miała szansę na więcej bezpłatnych zabiegów, ale to może raczej wydłużyć kolejki, a nie skrócić. Już teraz brakuje fizjoterapeutów.
Poza tym nie wszyscy potrzebują takiej samej pomocy, więc z tej ustawy nie skorzystają.
Rehabilitacja to nie wszystko
Córka pani Teresy choruje na autyzm i też wymaga stałej opieki. Ale zniesienie limitu na rehabilitację czy pieluchy niewiele jej pomogą. - Ona się cieszy, kiedy jest w grupie. Ona się cieszy, gdy może iść na spacer, gdy coś się obok niej dzieje. Ale nie poddaje się rehabilitacji, wiec nawet jeśli ktoś jej zaproponuje rehabilitację, a moja córka też jest niepełnosprawna fizycznie, to ona tej rehabilitacji się nie podda - wskazuje Teresa Hełminiak-Chudzińska, matka Anny. To dlatego niepełnosprawni chcieli dostać gotówkę, a nie pomoc określoną przez państwo. Bo każdy niepełnosprawny jest inny i to oni sami lub ich najbliżsi najlepiej wiedzą, jaka pomoc jest im potrzebna. - Jeżeli ktoś nie wie - panowie posłowie i panie posłanki - to ja zapraszam do siebie, naprawdę. Żeby zobaczyć, jak wygląda niepełnosprawny, który nigdy nie będzie pracował, który nigdy nie zrobi sobie jedzenia, który nigdy się sam nie umyje. Ja zapraszam każdego, kto nie wie, o co w tym wszystkim chodzi - apeluje Teresa Hełminiak-Chudzińska.
Autor: ptd/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24