"Kaczyński chce przykryć pazerność swoich towarzyszy"

Prezydent Sopotu Jacek Karnowski
"Kaczyński chce przykryć pazerność swoich towarzyszy z PiS-u"
Źródło: tvn24

Prezes PiS Jarosław Kaczyński liczy na to, że politycy zaczną bronić swoich pensji - ocenił w rozmowie z TVN24 Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, członek zarządu Związku Miast Polskich, a także Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. - Ja wiem, że pan prezes liczy na to, że my będziemy się bronić, że będziemy protestować i wtedy pokaże: "zobaczcie, oni też się bronią przed tym wszystkim" - dodał.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński poinformował w czwartek, że Komitet Polityczny Prawa i Sprawiedliwości na jego wniosek ustalił, że w Sejmie zostanie złożony projekt przewidujący obniżenie o 20 procent pensji poselskich i senatorskich.

Według zapowiedzi Kaczyńskiego mają również zostać "wprowadzone nowe limity obniżające" dla wójtów, burmistrzów, prezydentów, marszałków i starostów, a także dla ich zastępców.

"Kaczyński chce przykryć pazerność swoich towarzyszy"

Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, członek zarządu Związku Miast Polskich i członek Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, ocenił w rozmowie z TVN24, że prezes Prawa i Sprawiedliwości "chce przykryć pazerność swoich towarzyszy z PiS-u i rozpisać odpowiedzialność na szerszą grupę polityków".

- Liczy na to, że ci politycy zaczną bronić swoich pensji - stwierdził prezydent Sopotu.

- Widać, że prezes Kaczyński chce, żeby prezydenci miast, którzy ponoszą odpowiedzialność materialną, karną, zarabiali mniej niż na przykład pani Basia, słynna pani sekretarka, która jest finansowana z subwencji państwowej dla partii politycznych - mówił.

Według Karnowskiego, "jest to próba rozmycia odpowiedzialności i przykrycia nagród", które przyznawała Beata Szydło.

"Próbuje się wprowadzać coś bez jakiejkolwiek konsultacji"

Pytany, czy wraz z kolegami ze Związku Miast Polskich lub z innymi prezydentami będą robić coś w tej sprawie, odparł: - Przede wszystkim będziemy mówili, że po raz kolejny próbuje się - wbrew temu co było zapowiedziane dwa lata temu przed wyborami - wprowadzać coś bez jakiejkolwiek konsultacji.

Wymienił w tym kontekście również ustawy dotyczące sądownictwa i reformę oświaty.

- Ja wiem, że pan prezes liczy na to, że my będziemy się bronić, że będziemy protestować i wtedy pokaże: "zobaczcie, oni też się bronią przed tym wszystkim" - skomentował prezydent Sopotu w rozmowie z TVN24.

Jak dodał, "obniżanie pensji i mieszanie się w sprawy samorządu przez Prawo i Sprawiedliwość jest już przysłowiowe".

"Oszczędność na jednym prezesie"

Karnowski zwrócił także uwagę na Spółki Skarbu Państwa. - Bo takiej pazerności w tych spółkach do tej pory w tym kraju nie było. Wobec tego może warto zabrać się za prezesów [tych spółek - przyp. red.], bo myślę, że oszczędność na jednym takim prezesie byłaby tą oszczędnością, którą pan prezes Kaczyński chce wymusić na polskich samorządowcach tylko po to, żeby oni się bronili, stanęli w szeregu i powiedzieli: "jednak może te nagrody były dobre dla rządu" - podsumował prezydent Sopotu.

W grudniu ubiegłego roku poseł PO Krzysztof Brejza zwrócił się z interpelacją w sprawie nagród przyznanych członkom Rady Ministrów. W odpowiedzi wiceszef Kancelarii Premiera Paweł Szrot zamieścił tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 roku.

Wynika z niej, że nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów (od 65 100 złotych rocznie do 82 100 złotych), 12 ministrów w KPRM (od 36 900 złotych rocznie do 59 400 złotych) oraz była premier Beata Szydło (65 100 złotych).

Według informacji z kancelarii premiera, ostateczna decyzja o przyznaniu premii finansowych należała do byłej premier Szydło.

Informacja o przyznanych nagrodach wywołała oburzenie opozycji, która wielokrotnie apelowała do rządzących o ich zwrot. Politycy PO w kilku miastach zorganizowali też "konwój wstydu" - kolumnę aut, które ciągnęły na przyczepach plakaty z wizerunkami polityków PiS i kwotami przyznanych im nagród.

Na początku marca premier Morawiecki zapowiedział likwidację nagród, premii dla ministrów i wiceministrów.

W marcu, decyzji o przyznaniu nagród w Sejmie broniła była premier Beata Szydło. Powiedziała wówczas, że "ministrowie, wiceministrowie w rządzie PiS, otrzymywali nagrody za ciężką uczciwą pracę". - I te pieniądze się im po prostu należały - zaznaczyła była szefowa rządu.

Jak przekonywała, "to były nagrody oficjalne, które zostały przyznane w ramach budżetu uchwalonego w tej Izbie, a nie zegarki od kolegów-biznesmenów".

Szydło: ministrom rządu PiS te pieniądze się po prostu należały

Szydło: ministrom rządu PiS te pieniądze się po prostu należały

Autor: kb//now / Źródło: tvn24

Czytaj także: