Prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Wilhelma Hosenfelda - oficera Wehrmachtu i członka NSDAP - Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Środowiska kombatanckie nie kryją oburzenia - pisze "Nasz Dziennik".
Niemiec odnalazł ukrywającego się kompozytora Władysława Szpilmana, dostarczał mu jedzenie i pozwolił uciec. Historia Władysława Szpilmana i jego uratowania przez Hosenfelda stała się kanwą dla filmu "Pianista".
W środę w Warszawie odbyła się uroczystość odznaczenia przez prezydenta tych, którzy w czasie II wojny światowej ratowali od zagłady Żydów i Polaków. "(...) Uhonorowanie odznaczeniami państwowymi Sprawiedliwych to złożenie hołdu bezprzykładnemu bohaterstwu zwyczajnych ludzi, a także wskazanie wzorów postępowania obecnym i przyszłym pokoleniom, które z ich poświęcenia winny czerpać wiarę w człowieka i nadzieję na przyszłość. (...)" - takie uzasadnienie znalazło się na stronach internetowych Kancelarii Prezydenta.
- Zbrodnie niemieckich żołnierzy, członków Wehrmachtu w okupowanej Warszawie były tak straszne, że dziś - choćby się chciało - nie można o nich zapomnieć. One ciągle tkwią przed oczyma. Sytuacja, w której Hosenfeld, oficer nazistowskiego kontrwywiadu, otrzymuje polski order, jest bardzo niestosowna. Jestem zbulwersowana decyzją prezydenta - powiedziała "ND" Irena Sendlerowa, nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla.
- Jakie męstwo? Jaki bohater? Bo odwrócił głowę na widok ukrywającego się Władysława Szpilmana, w przeciwieństwie do swoich niemieckich kolegów nie zastrzelił, nie wydał w ręce gestapo? Bo w trakcie przesłuchań wziętych do niewoli powstańców warszawskich nie torturował ich? To zachowanie godne żołnierza, oficera, ale nie powód, by honorować go wysokim polskim odznaczeniem państwowym. Kaczyński wręcza te ordery jak z koszyka. Jako żołnierzowi Powstania Warszawskiego w takiej sytuacji jest mi bardzo przykro - mówi Jan Podhorski, powstaniec warszawski i prezes Rady Naczelnej Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych.
- Może niebawem oprawcy z UB też zaczną dostawać ordery? Przecież wśród ubeków też zdarzali się tacy, którzy nie bili, podchodzili "psychologicznie". Tacy "bohaterowie" - gorzko ironizuje inny z żołnierzy AK, wieloletni więzień.
Gazeta zaznacza, że nie ma niezbitych dowodów na udział Hosenfelda w zorganizowanej akcji ratowania osób zagrożonych eksterminacją. Podkreśla również, że Hosenfeld szybko awansował w strukturach okupacyjnej armii, a izraelski Yad Vashem odmówił przyznania mu tytułu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Źródło: "Nasz Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24