Mam ze swoją żoną małżeństwo; jak się rodzi dziecko, to tworzymy w tym momencie rodzinę - powiedział w "Kropce nad i" prezydencki minister Andrzej Dera. W kontekście listu 50 ambasadorów i przedstawicieli organizacji międzynarodowych w sprawie poszanowania praw osób LGBT stwierdził, że "ideologia gender, którą przyjęło środowisko LGBT" to ideologia, "która chce zmienić pojęcie rodziny".
W niedzielę opublikowano list otwarty 50 ambasadorów i przedstawicieli organizacji międzynarodowych działających w Polsce, w którym wyrazili poparcie dla działań na rzecz podniesienia świadomości społecznej o problemach dotykających osób LGBTI. "Prawa człowieka są uniwersalne i wszyscy, w tym osoby LGBTI, mają prawo w pełni z nich korzystać. Jest to kwestia, którą wszyscy powinni wspierać" - napisali w liście dyplomaci. Dokument podpisała między innymi ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher, która podkreśliła, że "prawa człowieka nie są ideologią".
"Ideologia, która zmienia istniejący stan społeczny, która chce zmienić pojęcie rodziny"
Andrzej Dera w "Kropce nad i" zwrócił uwagę, że "kwestie ideologiczne są wykorzystywane w sporze politycznym". - Ideologia gender, którą stosują środowiska LGBT, jest w tej chwili w ofensywie. (…) Mówimy w skrócie, że jest ideologia LGBT, ale to jest ideologia gender, którą te środowiska (osób LGBT - red.) przyjęły i stosują jako swoje. (...) Jest to ideologia, która zmienia istniejący stan społeczny, która chce zmienić pojęcie rodziny. To co to jest, jak nie ideologia? - pytał Dera.
Gość TVN24 oświadczył, że "związek dwóch panów to nie jest rodzina". - Nie słyszałem, żeby mężczyzna z mężczyzną mogli urodzić dziecko. Jak mogą być rodziną? - mówił Dera, pytany o to, czy związek dwóch mężczyzn "zmienia pojęcie rodziny".
Zapytany o to, czy w związku z tym małżeństwo dwóch osób odmiennej płci, które nie mają dzieci, można nazwać rodziną, Dera odpowiedział, że osoby takie "zakładają związek małżeński, a rodzina jest wtedy, kiedy dzieci się rodzą". - Mam ze swoją żoną małżeństwo, jak się rodzi dziecko, tworzymy to w tym momencie rodzinę - argumentował.
Dera: list ambasadorów to manifest ideologiczno-polityczny
Odnosząc do samego listu ambasadorów, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Andrzej Dera powiedział, że wydaje mu się, iż "jest to manifest ideologiczno-polityczny" i że jego zdaniem "jest bardzo nieprofesjonalny". - Nie słyszałem o podobnych akcjach, żeby ambasadorowie w taki sposób się zachowywali w innych państwach, żeby wykazywali w swoim liście, że nie znają stanu prawnego danego państwa - mówił.
Zdaniem Dery w liście "wmawia się coś, co nie jest faktem". - Nie spotkałem dyskryminacji osób, które same się określają jako takie środowiska (LGBT+ - red.) - powiedział gość TVN24.
Zapytany o przyjmowane przez niektóre samorządy uchwały anty-LGBT przekonywał, że "to są strefy wolne od ideologii". - Mówimy o ideologii gender, to trzeba dokładnie i precyzyjnie mówić - dodał. Pytany, czy gminy powinny przyjmować takie uchwały, Dera zadeklarował, że "nie można nikogo wykluczać". - W polskim porządku prawnym wszyscy są równi wobec prawa, nie wolno dyskryminować ludzi z różnych względów i polskie prawo jest tutaj bardzo precyzyjne - mówił.
- Natomiast można się bronić przed wpływem ideologii, która chce zmienić to, co mamy w Polsce. Jeżeli pewne środowisko chce się bronić, że nie chce tej ideologii, że nie chce, żeby ona wchodziło do przedszkoli, do szkół, nie chce wczesnej seksualizacji dzieci, to ma prawo się przed tym bronić - powiedział.
Według prezydenckiego ministra na marszach środowisk LGBT widać "afirmację poglądów". - Widziała pani, jak się obraża katolików, jak się obraża moją wiarę? Jakoś wtedy ambasadorowie nie pisali, że były obrażane uczucia innych, że było naruszane prawo i konstrukcja. Broni się tych, którzy są agresorami - oświadczył.
Źródło: TVN24