- Prestiżu Polski nie wyznacza to, że dysponuje samolotem zdolnym do lotu przez Atlantyk - powiedział w wywiadzie dla PAP szef MON Tomasz Siemoniak. Podkreślił, że VIP-y są zadowolone z obecnej umowy z PLL LOT. Zapowiedział też zmiany dotyczące świadczeń dla rodzin żołnierzy, którzy zginęli na misjach.
Siemoniak pytany był o kontrowersje wokół polityki MON, która obecnie zawiera ugody o zadośćuczynieniach z rodzinami ofiar katastrof CASA i Tupolewa, jednocześnie odmawiając wypłat dodatkowych odszkodowań bliskim żołnierzy poległych na misjach w Iraku i Afganistanie.
Minister bronił stanowiska swojego resortu tłumacząc, że rodziny wojskowych zabitych za granicą, otrzymują między innymi osiemnastokrotne wynagrodzenie, odszkodowanie z polisy wykupionej przez MON (250 tys. zł) i inne świadczenia - renty dla rodziny, stypendia, zasiłek pogrzebowy. - Te rozwiązania nie odbiegają od standardów przyjętych w innych krajach. W USA zadośćuczynienie wynosi 100 tysięcy dolarów. W Niemczech przyjęto kwotę 80 tysięcy euro - stwierdził Siemoniak.
Szef MON dodał jednak, że planuje rozpocząć prace nad projektem dodatkowego jednorazowego zadośćuczynienia dla rodziny poległego, "znacząco wyższego niż obecne 18 pensji", o wysokości niezależnej od rangi żołnierza.
Cywile robią to lepiej
Minister w wywiadzie bronił też jednej z swoich pierwszych decyzji po objęciu urzędu, czyli rozformowania 36. specjalnego pułku i sprzedaży jego samolotów. W zamian VIP-y mają latać wynajmowanymi maszynami cywilnymi dostarczanymi przez PLL LOT. - Użytkownicy oceniają umowę pozytywnie. Na pewno daje możliwie niezawodny poziom obsługi najważniejszych osób w państwie - zapewnił Siemoniak.
Zarzuty niektórych specjalistów, że wynajmowane od LOT-u Embraery mają niewystarczający zasięg do lotu przez Atlantyk, według ministra są nietrafione. - Czy byłoby zasadne wydać na to ogromne pieniądze? Ile jest wizyt prezydenta i premiera za oceanem? Naprawdę nie wyznacza prestiżu Polski na arenie międzynarodowej to, że jako rząd dysponowalibyśmy wielkim samolotem, który może przelecieć przez Atlantyk - ocenił Siemoniak.
Zdaniem ministra, w sytuacjach awaryjnych, jak na przykład wojna w Libii pociągająca za sobą konieczność ewakuacji cywili, wystarczające będą czarterowane maszyny cywilne i transportowe samoloty wojskowe. Można też liczyć na pomoc sojuszników.
Drugie życie Tu-154M
Siemoniak stwierdził również, iż w najbliższej przyszłości nie będzie powrotu do dotychczasowego systemu wożenia VIP-ów specjalnymi maszynami wojskowymi. Między innymi dlatego, że nie ma odpowiednich samolotów. - Decyzja o zakupie takich maszyn nie będzie szybko podjęta, a nawet jeśli by była, to minęłyby dwa-trzy lata od decyzji do wejścia do służby - powiedział minister.
W rozmowie z PAP szef MON mówił także o planowanej sprzedaży Tu-154M. Jego zdaniem, na taką maszynę, którą ostatnio modernizowano i włożono dużo pieniędzy, mogą się znaleźć nabywcy. Dlatego przekazanie go muzeum jest mało prawdopodobne. - Byłby to, jak sądzę, jeden z najdroższych eksponatów muzealnych. Interes finansów publicznych przedkładam nad interes muzealny - podkreślił Siemoniak.
Możliwe jest natomiast przekazanie do muzeum jednego z wycofywanych Jaków-40, które są znacznie starsze i mało warte. Minister powiedział, że jest gotów przekazać maszynę do muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie.
Źródło: PAP