Dzisiejsze posiedzenie Sejmu zdominuje informacja premiera Donalda Tuska nt. ujawnionych przez "Wprost" nielegalnych nagrań członków jego gabinetu, polityków PO, biznesmenów i innych osób publicznych. Premier ok. 15 przedstawi informację w sprawie ujawnionych podsłuchów. Przewidziane są 10-minutowe wystąpienia klubów. Posłowie będą mogli również zadawać pytania.
Według marszałek Ewy Kopacz środowe obrady mogą potrwać do ok. godz. 2 w nocy.
Wniosek o informację złożył klub SLD po ujawnieniu pierwszych dwóch rozmów: szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i prezesa NPB Marka Belki oraz b. ministra transportu Sławomira Nowaka i b. wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza. W uzasadnieniu wniosku wskazano, że urzędnicy państwowi, których rozmowy zostały nagrane, "stawiali się ponad prawem, ustalając w sposób pozaprawny zmiany w rządzie, w prawie oraz wyniki przyszłych wyborów". W poniedziałek tygodnik "Wprost" opublikował kolejne stenogramy z rozmów polityków, m.in. szefa MSZ Radosława Sikorskiego i b. ministra finansów Jacka Rostowskiego.
Platforma murem za premierem
- Wszystko jest jasne dla członków klubu. Platforma czuje odpowiedzialność za państwo i udziela poparcia premierowi i rządowi - powiedział w poniedziałek późnym wieczorem w Sejmie wiceszef PO Cezary Grabarczyk, tuż po wyjściu z zebrania swojego klubu. W posiedzeniu uczestniczył premier Donald Tusk, a tematem spotkania była przede wszystkim sytuacja powstała po opublikowaniu taśm. Politycy PO zgodnie podkreślają, że najważniejszą sprawą jest obecnie wyjaśnienie, kto stoi za nielegalnymi podsłuchami rozmów m.in. szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, prezesa NBP Marka Belki, ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, b. ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz sekretarza generalnego PO Pawła Grasia.
- To jest chyba najważniejsza wiedza, która dzisiaj jest nam naprawdę potrzebna. Nie jest bez znaczenia, kto i w jakim celu to robi, dlaczego cała Polska zamiast zajmować się naszą pozycją w Europie, tym co się dzieje na Ukrainie, zajmuje się podsłuchami - oceniła po południu wiceszefowa klubu PO Urszula Augustyn.
Koalicja trwa
Nie będzie żadnych dymisji. Koalicja trwa. Przynajmniej do końca wakacji - to główne postanowienia po spotkaniu liderów PO i PSL. Politycy rozmawiali o sprawie nagrań z nielegalnych podsłuchów. - Jest pełna determinacja premiera i koalicji do wyjaśnienia afery podsłuchowej - oświadczył Jan Bury z PSL. Jego zdaniem w środę nie będzie jednak "żadnej dymisji", choć padną "dość jednoznaczne słowa premiera" i "istotne informacje".
Wicepremier Janusz Piechociński uważa, że premier Donald Tusk powinien co tydzień spotykać się także z opozycją i informować ją o przebiegu śledztwa ws. podsłuchów. Taką propozycję lider PSL złożył premierowi podczas wtorkowego spotkania.
Zdaniem Piechocińskiego w obecnym Sejmie dla koalicji PO-PSL "nie ma alternatywy". Dlatego gdyby do jesieni nie udało się wyjaśnić afery podsłuchowej, potrzebne będą przedterminowe wybory. - Jeśli nie będziemy mieli siły wewnątrz koalicji i wewnątrz rządu do końca wyjaśnić tej sprawy, wyciągnąć konsekwencji, wyciągnąć także personalnych wniosków, bolesnych, dotyczących ludzi, z którymi i mnie przyszło współpracować, doprowadzę do przedterminowych wyborów - zapowiedział prezes PSL.
Opozycja żąda reakcji
Opozycja - w reakcji na publikację nagrań - domaga się m.in. odwołania szefów: MSW Bartłomieja Sienkiewicza i MSZ Radosława Sikorskiego, których rozmowy opublikował tygodnik "Wprost". PiS zapowiedziało złożenie wniosku o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu i rozpoczęło już rozmowy z innymi ugrupowaniami sejmowymi, szukając poparcia dla swojego pomysłu. SLD zaapelował do premiera, aby zgłosił w Sejmie wniosek o wotum zaufania dla rządu, a Twój Ruch - złożył projekt uchwały o skrócenie kadencji Sejmu.
Według wiceprezes PiS Beaty Szydło wystąpienie premiera ma na celu tylko "zamiecenie afery pod dywan". - Pan premier wyjdzie, powie, że polskie państwo jest zagrożone, że trzeba się jednoczyć, że nic się nie stało, że ktoś czyha na polski rząd etc. - podkreśliła Szydło. Zapowiedziała, że PiS na pewno zgłosi wniosek o konstruktywne wotum nieufności.
Będzie głosowanie nad wotum zaufania?
Również szef SLD Leszek Miller zapowiada, że Sojusz będzie się domagał, by premier poddał się procedurze wotum zaufania. Ocenił, że zapowiadany przez PiS wniosek ws. konstruktywnego wotum nieufności nie ma żadnej wartości. - Wszystkie głosy opozycji nie dają żadnych szans na przeprowadzenie konstruktywnego wotum nieufności. To wynika z prostej arytmetyki sejmowej - podkreślił.
Szef Polski Razem Jarosław Gowin powiedział, że jedyną informacją, jakiej oczekuje od premiera, jest "ta o dymisji rządu". - Niestety nie możemy liczyć, że tak się stanie - powiedział PAP. Według niego premier będzie "szedł w zaparte" i zamierza próbować przeczekać kryzys wokół rządu.
Poseł TR Łukasz Gibała powiedział, że oczekuje, że premier zdymisjonuje szefa MSW i ministra spraw zagranicznych, a także osoby, które odpowiadają za luki w ochronie najwyższych polskich urzędników. Chce także wyjaśnienia, czy opublikowane taśmy "to tylko spisek kelnerów", czy też miały z tym coś wspólnego obce służby. - Ale i to wszystko może nie wystarczyć, by uchronić rząd. Bo przecież to premier ponosi polityczną odpowiedzialność za działania swoich ministrów - zaznaczył.
Pierwsze zatrzymania
Policja i ABW zatrzymały we wtorek kolejną osobę związaną z aferą podsłuchową. To biznesmen Marek F. - jeden z najbogatszych Polaków. Choć prokuratura nie chce zdradzić tożsamości zatrzymanych we wtorek osób, pełnomocnik Marka F., mec. Grzegorz Radwański, potwierdził w rozmowie z tvn24.pl, że jedną z nich jest jego klient. Marek F. to druga osoba, która może usłyszeć zarzuty w sprawie afery taśmowej - dowiedział się portal tvn24.pl. W środę zatrzymano Łukasza N. - menadżera warszawskiej restauracji "Sowa & Przyjaciele", w której nagrano niektóre rozmowy. Postawiono mu zarzut nielegalnego podsłuchiwania polityków. Wiadomo, że obaj mężczyźni się znają. Przyznał to sam F. w rozmowie z "Newsweekiem". Jak pisze tygodnik, mieli poznać się w restauracji "Lemongrass", modnej swojego czasu wśród polityków PO, gdzie pracował N. Marek F. przyznaje, że przez jakiś czas Łukasz N. pracował dla niego. - Zatrudniliśmy go (...), zajmował się sprzedażą. Po kilku miesiącach zrezygnował, stwierdził, że woli pracę w restauracji - mówi biznesmen cytowany przez "Newsweek".
Autor: kło/kka/zp / Źródło: PAP, TVN 24