Wprowadzenie preambuły do ustawy ratyfikującej Traktat Lizboński nic nie znaczy z prawnego punktu widzenia - tłumaczy konstytucjonalista dr Jarosław Szymanek z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak tłumaczy konstytucjonalista, sama ustawa uprawniająca prezydenta do ratyfikacji jest tylko i wyłącznie ustawą dwuartykułową - wyjaśnia Szymanek. W pierwszym artykule tego rodzaju ustawy znajduje się zgoda na ratyfikację, a w drugim jej termin wejścia.
- To jest ustawa specyficzna. Dokonuje włączenia do obrotu prawnego państwa umowy międzynarodowej. Z punktu widzenia systemu źródeł prawa, nie będzie obowiązywała ustawa, tylko sama umowa międzynarodowa - podkreślił dr Szymanek. Jak zaznacza, ewentualne nieprzyjęcie przez polski parlament ustawy dotyczącej ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego spowodowałoby, że nie wszedłby on w życie w całej Unii Europejskiej.
Bez Polski nie będzie Traktatu
- W przypadku Traktatu Lizbońskiego obowiązuje ratyfikacja przez wszystkie państwa. Brak akceptacji przez którekolwiek z 27 państw członkowskich oznacza niedojście Traktatu do skutku - wyjaśniał Szymanek.
Ekspert zauważył, że w takim przypadku mielibyśmy powrót do sytuacji powstałej po odrzuceniu w referendach we Francji i Holandii traktatu ustanawiający Konstytucję dla Europy. - Trzeba by było negocjować Traktat na nowo - podkreślił Szymanek.
Albo ustawa albo referendum
Konstytucjonalista zaznaczył, że ratyfikacja umów międzynarodowych w Polsce odbywa się na podstawie artykułu 90 konstytucji, który "zakłada alternatywę w formule upoważnienia prezydenta do ratyfikacji Traktatu: albo ścieżkę parlamentarną o zaostrzonym rygorze, albo ścieżkę referendum".
- W momencie, kiedy nie przynosi rezultatu którakolwiek z tych ścieżek nie ma możliwości sformalizowania tej decyzji i powrotu np. do alternatywy w postaci referendum - podsumował. Taka interpretacja wyklucza więc możliwość zorganizowania referendum w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, co usilnie forsuje ostatnio LiD.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24