Dziennikarze i pracownicy dziennika "Super Nowości” z Rzeszowa zarejestrowali własny komitet wyborczy "Rzeszów lepszy o 100 procent”. W łączeniu pracy dziennikarskiej z ubieganiem się o miejsce w samorządzie nie widzą żadnego problemu.
– Zgadzam się z twierdzeniem, że dziennikarze nie powinni uczestniczyć w życiu politycznym, ale wybory samorządowe to nie jest polityka. Nasz komitet to ugrupowanie społeczne i branie udziału w życiu społecznym w miejscu zamieszkania jest dopuszczalne – mówi były redaktor naczelny, Krzysztof Pipała. Obecnie jest on wydawcą, ale też ubiega się o mandat.
Nie ma problemu?
Problemu nie widzi też zastępca redaktora naczelnego Roman Madejowski. – Dziennikarski Kodeks Obyczajowy (Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej - przyp. red.) w punkcie dziesiątym mówi, że "dziennikarz, pełniąc swoje obowiązki zawodowe, oddziela od nich własną działalność polityczną i społeczną" - mówi Madejowski. - I jak tak właśnie robię – dodaje.
Pozostali dziennikarze pytani, czy ich zaangażowanie w wybory nie stoi w sprzeczności z etyką dziennikarską, są już mniej wylewni.
– Nie będę się wypowiadał na ten temat – mówi dziennikarz Krzysztof Kuchta.
Również jego redakcyjny kolega Grzegorz Anton unika komentarza. – Nie udzielam żadnych informacji. Odsyłam do redaktora naczelnego – mówi.
Od piątku przy winiecie tytułowej "Super Nowości” promowany jest numer listy wyborczej komitetu.
Kontrowersje w rzeszowskim środowisku dziennikarskim
W jednym z artykułów, który pojawił się na łamach dziennika, stwierdzono, że "Pomysł założenia komitetu (...) zrodził się w środowisku rzeszowskich dziennikarzy, pracujących we wszystkich redakcjach gazet w Rzeszowie, a także w mediach elektronicznych. Są wśród nich również tacy, którzy mieszkają w Rzeszowie, ale piszą dla gazet ogólnopolskich."
Oświadczenie tej samej treści można znaleźć w programie wyborczym na oficjalnej stronie komitetu.
Jednak pozostałe rzeszowskie media odcinają się od tych rewelacji. Redakcje "Gazeta Codzienna Nowiny” i "Gazeta Wyborcza Rzeszów” opublikowały listy wyjaśniające, że z akcją dziennikarzy "SN" nie mają nic wspólnego.
– To jest manipulacja ze strony dziennikarzy "Super Nowości”, która podważa zaufanie do zawodu dziennikarskiego – mówi Stanisław Sowa, redaktor naczelny "Gazety Codziennej Nowiny”.
– Chwalebne jest, że dziennikarze interesują się problemami miasta i chcą walczyć, by było w nim lepiej, ale nie takimi metodami – dodaje Grażyna Gugała-Gubernal, zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej Rzeszów”.
"SN" kontra reszta?
Były naczelny gazety Krzysztof Pipała przekonuje, że w komitecie mieli być dziennikarze innych redakcji. - Zakazano im kandydowania – mówi.
A na stronie komitetu można przeczytać:
"(...) zaczęliśmy tworzyć listę kandydatów na radnych. Wtedy opuścili nas niestety dziennikarze niektórych gazet, których właściciele dziwnym trafem postanowili nie pisać o antydemokratycznych przekrętach mających miejsce ostatnio w Rzeszowie. Chodzi o niezarejestrowanie społecznych komitetów mieszkańców takich jak "Przychodzi Rysiek do Tadka" czy "Dziadek musi odejść", o czym pisały tylko Super Nowości. Dziennikarze z innych gazet, którzy mieli startować na radnych nagle powiedzieli, że boją się swoich pracodawców i ich reakcji, gdy pojawią się na listach wyborczych. Dlatego nie chcą kandydować."
Tymczasem "Rzeczpospolita” ujawniała, że dziennikarze i osoby związane z redakcją "Super Nowości", między innymi Krzysztof Pipała, ale i jeden z dziennikarzy Krzysztof Kuchta, próbowali zarejestrować kilka komitetów z nazwiskiem Ferenca w nazwie, np.: "Dziadek Ferenc musi odejść” oraz "Popieramy Ferenca na zasadzie owczego pędu".
"SN” należą do rzeszowskiego biznesmena Romana Oraczewskiego, a wydawcą jest spółka "Super Nowości". Tytuł promuje na swoich łamach komitet założony przez pracowników redakcji. Ale też niemal codziennie w gazecie publikowane są teksty krytykujące obecne prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca.
Źródło: press.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl