Walka pielęgniarek trwa. Siostry zapowiadają powrót "białego miasteczka", a jeśli mimo tego nie dostaną podwyżek, wkroczą do polityki. Niewykluczone, że pod sztandarem własnej partii - pisze "Dziennik".
Według gazety pielęgniarki nie mają wielkich nadziei na uzyskanie podwyżek od rządu Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego czekają na przyspieszone wybory i nowe, być może korzystniejsze dla nich otwarcie. Nie zamierzają jednak czekać bezczynnie. Już zapowiadają, że aby skuteczniej walczyć o swoje, będą kandydowały do Sejmu z list istniejących partii.
- Uśmiechają się do nas trzy partie - mówi "Dziennikowi" Krystyna Ciemniak z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. - Różne. Wiadomo, że zawsze jesteśmy łakomym kąskiem. (...) Dziś bym się nie zgodziła na niższe miejsce niż drugie. A jeśli nie, to nie wykluczam, że założymy własną partię. Partię Pielęgniarek - zapowiada.
Partia mogłaby powstać, jeśli wybory odbędą się za dwa lata. - W październiku mamy zjazd delegatów do rady okręgowej, wtedy byśmy zadecydowały. Albo koleżanki poprą mój pomysł założenia partii, albo powiedzą: Daj spokój, startujemy z partiami, które są - zdradza Ciemniak.
Swoje szanse pielęgniarka ocenia optymistycznie. - W moim województwie jest 7,5 tys. czynnych pielęgniarek i położnych. Do tego trzeba doliczyć ich rodziny. Ja uważam, że mam mandat - mówi.
Jednak zanim powstanie Partia Pielęgniarek, do Warszawy wróci miasteczko namiotowe - pisze "Dziennik". Ma ono pojawić się dokładnie w czasie, gdy w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie projektu ustawy o podwyżkach w służbie zdrowia, czyli 19-21 sierpnia.
- Chodzi nam o to, żeby w czasie, gdy posłowie będą debatować o podwyżkach, znowu nie było tylko monologu wiceministra zdrowia Bolesława Piechy. Chcemy konkretnych deklaracji o podwyżkach. Ale jeśli znowu usłyszymy: "Nie, bo nie", to uderzymy - wyjaśnia Ciemniak.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum