Za bardzo ministerstwo podchodzi do tego politycznie, a za mało spogląda na problem w sposób rzeczywisty i przygląda się temu, co się dzieje w innych szkołach - mówił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Marcin Zaród, pedagog uhonorowany w 2013 roku tytułem Nauczyciel Roku. Jak wskazywał, po otwarciu szkół w Izraelu okazało się, że 47 proc. źródeł zakażeń związnych jest ze szkołą. - Minister edukacji narodowej po prostu nie odrobił lekcji po tym, co wydarzyło się od marca do czerwca - ocenił.
W ostatnich tygodniach ministerstwo edukacji podjęło decyzję, że od 1 września podstawowym modelem pracy w szkołach będzie nauka stacjonarna. Model mieszany ma być dopuszczalny, gdy dyrektor szkoły uzyska zgodę organu prowadzącego i pozytywną opinię sanepidu. Wtedy może zadecydować, że część dzieci lub klas będzie uczęszczać do szkoły w tradycyjnej formie, a część uczyć się będzie na odległość. Przy większym zagrożeniu epidemicznym w grę wchodzi też przejście całej szkoły na edukację zdalną.
"Myślę, że dobrym pomysłem jest korzystanie częściowo z tej platformy nawet w trakcie lekcji stacjonarnych"
O powrocie uczniów do zajęć stacjonarnych i przygotowaniu placówek do nowego roku szkolnego w warunkach epidemii mówił Marcin Zaród z V Liceum Ogólnokształcącego z Tarnowa, pedagog uhonorowany tytułem Nauczyciel Roku 2013.
Pytany, jak wyglądała w jego szkole ostatnia rada pedagogiczna, odpowiedział, że odbyła się "z zachowaniem reguł sanitarnych, czyli w maseczkach". - Byliśmy w szkole, bo trochę tęskniliśmy za tym, żeby siebie zobaczyć nawzajem. Między innymi przygotowywaliśmy się na szkoleniu do wprowadzenia jednolitej platformy, na której będziemy pracowali, na wypadek ewentualnego przejścia na edukację zdalną - mówił.
- Na pewno trzeba się na to przygotować - zaznaczył. - Myślę, że dobrym pomysłem jest korzystanie częściowo z tej platformy nawet w trakcie lekcji stacjonarnych po to, żeby uczniów powoli wdrożyć, żeby tym razem już byli przygotowani na to, że pewne elementy nawet zwykłej lekcji można zrobić z wykorzystaniem tej platformy. Tam można przesłać pliki i zostawić uczniom linki do różnego rodzaju przydatnych zasobów tak, żeby dla nich nie była to nowość, kiedy okaże się, że któraś z klas będzie musiała iść na kwarantannę - powiedział.
"Minister edukacji narodowej po prostu nie odrobił lekcji po tym, co wydarzyło się od marca do czerwca"
Jego zdaniem "minister edukacji narodowej po prostu nie odrobił lekcji po tym, co wydarzyło się od marca do czerwca". - Pan minister, Ministerstwo Edukacji Narodowej i rząd po prostu zapomnieli odrobić lekcji, zapomnieli poprosić nauczycieli, dyrektorów o feedback [odpowiedź zwrotną - przyp. red.], tak jak to robi dobry nauczyciel, który nie jest nastawiony tylko na tryb podawczy - skomentował.
- Gdybyśmy taką analogię chcieli wysunąć, to można by było powiedzieć, że pan minister jest nauczycielem wprowadzonym w tryb podawczy i on tylko podaje informacje, trzeba go słuchać. Natomiast nowoczesny nauczyciel powinien też słuchać swoich uczniów, powinien dbać nie tylko o to, czy oni zrealizowali podstawy programowe, ale powinien też dbać o to, jak oni się czują, o ich dobrostan, a przynajmniej o to zapytać. Powinien mieć przygotowaną jakąś strategię, dlatego że jeżeli uczniowie widzą, że nauczyciel wie, co robi, to czują się sami bardziej pewnie. Tego mi tutaj zabrakło, jest tylko chaos informacyjny, są zmieniane interpretacje różnych zapisów prawa, chociażby te dotyczące tego, czy można pracować na kwarantannie, czy nie - mówił.
Przyznał, że "nauczyciele i dyrektorzy próbują na własną rękę w tym momencie przygotować się do roku szkolnego, zakładając różnorakie scenariusze". Jednak jak dodał, "brakuje w tym odgórnej pieczy, która by dawała takie poczucie, że jesteśmy w dobrych rękach".
- Nikt nie pomyślał o 100 tysiącach nauczycieli, którzy pracują w różnych szkołach i jeżeli coś się wydarzy w jednej szkole, to taki nauczyciel z automatu będzie osobą, która jeżeli pójdzie na kwarantannę, zdezorganizuje pracę w innych placówkach. I tego się boję - zaznaczył.
Przykład Izraela
Nauczyciel Roku 2013 ocenił, odnosząc się do kwestii związanych z zagrożeniem koronawirusem, że "za bardzo ministerstwo podchodzi do tego politycznie, a za mało spogląda na problem w sposób rzeczywisty i z odpowiednią atencją przygląda się temu co się dzieje w innych szkołach".
Marcin Zaród podał przykład Izraela, w którym "po podsumowaniu tego, gdzie są źródła zarażenia obecnie, wyszło, że 47 procent wszystkich obecnie zarażonych w Izraelu jest związane ze szkołą, która została otwarta bodajże 10 maja". - Ja mam bardzo dobry kontakt z moją koleżanką z Jerozolimy i ona wtedy mówiła, że jej uczniowie wrócili już, podczas gdy my byliśmy w środku tego lockdownu i ona się bardzo boi, jak widzi, co oni robią na korytarzach, że kompletnie nie zachowują dystansu społecznego, bo to są nastolatkowie. Im po prostu bardzo ciężko nie zbliżyć się do drugiej osoby i nie zachowywać emocjonalnie, co wiąże się właśnie często z łamaniem dystansu społecznego - wyjaśniał.
- Ta lekcja nie została odrobiona - ocenił gość TVN24. - Mimo zapewnień, że to zrobiono, ja widzę, że to pominięto. I myślę, że pominięto to z powodów politycznych. Dlatego, że gdyby w tym momencie ogłoszono, że jednak niektóre szkoły zaczynają pracę w trybie hybrydowym, tym bardziej zdalnym, to podniósłby się ogromny krzyk rodziców, którzy powiedzieliby: "ja miałem swoje dziecko przez pół roku w domu, to ja bym wolał, żeby to dziecko poszło do szkoły". Ja się zgadzam z tymi rodzicami, że to jest bardzo ważne, żeby dziecko miało kontakt z rówieśnikami, ale w sytuacji, kiedy to jest uzasadnione, nie powinniśmy się bać przechodzić w ten wariant B, a może i wariant C - skomentował Zaród.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24