|

"W miarę możliwości". Tak szkoły (nie) pracują z maturzystami i ósmoklasistami

Kiedy powrót do szkół? Nie wiadomo. Ósmoklasistom i maturzystom pozostają na razie stacjonarne konsultacje w zamkniętych szkołach. Obiecał je minister Przemysław Czarnek. W wielu placówkach mówią jednak, że to mydlenie oczu rodzicom. Nauczyciele odmawiają prowadzenia zajęć z obawy o zdrowie i z powodu braku wynagrodzenia. A tam gdzie zajęcia są, uczniowie miewają problemy, by na nie dotrzeć.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Ile jest warte przygotowanie ósmoklasistów i maturzystów do egzaminów, do których staną na wiosnę? Wielu rodziców tych nastolatków odpowiedziałoby pewnie, że to coś bezcennego. Egzamin to w końcu część rekrutacji do szkół kolejnego szczebla - w walce o wymarzone liceum czy technikum lub wyśniony kierunek studiów. Każdy punkt ma znacznie. Dlatego rodzice, jeśli tylko mogą pomóc dzieciom w przygotowaniu do egzaminacyjnych zmagań, zwykle nie szczędzą sił i środków.

W tym roku szkolnym tych sił trzeba mieć naprawdę dużo, bo młodzież z powodu pandemii dłużej uczy się w domach, niż uczyła się w szkole. W połączeniu z ponad trzema miesiącami edukacji zdalnej w minionym roku szkolnym, sprawa przygotowań robi się naprawdę poważna.

I matematyka (tak, ją też trzeba zdać na egzaminie) jest tu nieubłagana. Nie tylko wtedy, gdy liczymy tygodnie nauki zdalnej i stacjonarnej, ale również, gdy policzymy pieniądze, które rząd przeznacza na dzieci w trudnej egzaminacyjnej sytuacji.

Bo choć minister edukacji Przemysław Czarnek szumnie zapowiedział, że dyrektorzy szkół mogą dla ósmoklasistów i maturzystów organizować w szkołach konsultacje, by ich wesprzeć przed egzaminami, to nie przeznaczył na ten pieniędzy. Ani złotówki.

Jakie są tego efekty? Przyjrzyjmy się.

Policzone i przygotowane? W miarę możliwości

Kolejni ministrowie edukacji w rządzie PiS mieli swoje ulubione zwroty i powiedzonka.

Gdy Annę Zalewską rozliczaliśmy z przygotowań do reformy edukacji, z likwidacją gimnazjów na czele, ta mówiła, że ma "wszystko policzone i przygotowane". A gdy dziennikarzom na konferencjach prasowych zdarzało się zadawać jej niewygodne pytania np. o brak odpowiedniego finansowania reformy, kumulację roczników czy przeładowane podstawy programowe, minister Zalewska z charakterystycznym uśmiechem mówiła, że "jest zupełnie odwrotnie".

Wiosną 2019 roku Zalewską w MEN zastąpił Dariusz Piontkowski. Ona odeszła do Europarlamentu, on przyszedł do resortu tuż po największym strajku w oświacie. Mogło się wydawać, że jego głównym zadaniem będzie niewkurzanie nauczycieli bardziej niż dotąd. I, że jakoś to już pójdzie. Nawet związkowcy przyznawali, że rozmowy z Piontkowskim przebiegają w niezłej atmosferze. Jednak w 2020 roku nadeszła pandemia i w edukacji zrobiło się nerwowo. W końcu, jak Polska długa i szeroka, nasze kuchnie oraz pokoje zamieniły się w klasy lekcyjne, a w procesie edukacji brały udział całe rodziny. Dosłownie. Są szkoły, gdzie zakazano dzieciom pokazywania zwierząt domowych, by nie dekoncentrowały reszty klasy. Są też takie, gdzie rodziców uczono, jak powinni być ubrani, gdy pracują zdalnie po sąsiedzku z komputerem dziecka.

Nie było łatwo.

Dlatego, gdy latem 2020 zaczęły się przygotowania do powrotu do nauki stacjonarnej, minister Piontkowski zaciął się na zwrocie "przytłaczająca większość". We wrześniu "przytłaczająca większość" szkół miała być gotowa do normalnej nauki i pracować stacjonarnie, choć coraz więcej dyrektorów zgłaszało, że ma problemy z koronawirusem i zorganizowaniem normalnych lekcji. Królestwo temu, kto zliczy, ile razy zostaliśmy przytłoczeni tą większością.

piontkowski 1
Minister Piontkowski o przygotowaniu szkół do 1 września

Pewnym jest, że przytłaczająca większość rodziców mogła być rozgoryczona, gdy w listopadzie kolejny minister (objął stery w październiku), czyli Przemysław Czarnek, poinformował, że dzieci znów muszą uczyć się w domach. I od tej pory i on ma swoją ulubioną ministerialną frazę, a jest nią "w miarę możliwości".

I tak oto "w miarę możliwości" dzieci z klas 1-3 mają uczyć się pod okiem jednego nauczyciela. "W miarę możliwości" dla starszych można przeprowadzać próbne egzaminy. I "w miarę możliwości" organizować konsultacje na terenie szkoły.

Jak wygląda to "w miarę możliwości" w przypadku tych ostatnich? Tu wyobrażenia ministra Czarnka oraz uczniów i rodziców rozjechały się najbardziej.

Plasterek na wielką ranę

Od listopada około 4,5 miliona polskich dzieci uczyło się zdalnie. 18 stycznia, po feriach zimowych do nauki stacjonarnej wrócili tylko najmłodsi, ci z tzw. edukacji wczesnoszkolnej, czyli uczniowie klas 1-3.

Kiedy wrócą kolejni? Nie wiadomo. W zeszłym tygodniu minister edukacji Przemysław Czarnek mówił, że "wszystko zależy od rozwoju pandemii nie tylko w Polsce, ale też Europie i na świecie". - Bo najważniejsze jest życie i zdrowie ludzi, życie i zdrowie społeczeństwa i to jest wytyczną zasadniczą do podejmowania decyzji dalszych w tym zakresie - podkreślał minister.

W poniedziałek minister zdrowia Adam Niedzielski mówił z kolei, że powrót dzieci do stacjonarnej nauki możliwy będzie najwcześniej w marcu. Ale najpewniej też nie wszystkich od razu.

NIEDZIELSKI PYT
Niedzielski o powrocie starszych dzieci do nauki stacjonarnej
Źródło: TVN24

Nie wszyscy, czyli kto będzie mógł? Wszystko wskazuje na to, że ci, którzy są w najtrudniejszej sytuacji: maturzyści i ósmoklasiści. W maju czekają ich egzaminy końcowe. W grudniu minister zdecydował o ich częściowym okrojeniu, zrezygnował też z przeprowadzania w tym roku ustnych matur.

To jednak nie do końca uspokaja uczniów, ich rodziców oraz nauczycieli. Uspokoić miały dodatkowe konsultacje, prowadzone na terenie zamkniętych szkół.

justyna 2
Czarnek: maturzyści i ósmoklasiści mogą korzystać z konsultacji

- Coraz częściej myślę, że do maja już nie wrócimy do szkoły - mówi Marta, tegoroczna maturzystka z Warszawy. Wylicza: - W zeszłym roku uczyliśmy się zdalnie od marca do czerwca. W tym roku [szkolnym - red.] niby we wrześniu i październiku byliśmy w szkole, ale przez chorujących nauczycieli i kwarantanny mieliśmy niekończące się zastępstwa. Czuję się tak, jakbym od prawie roku nie miała normalnych lekcji - dodaje.

- Niby przychodzę na te konsultacje z polskiego, ale prawda jest taka, że robię to głównie, by spotkać się ze znajomymi z klasy. Rodzice z powodu pandemii nie pozwalają mi za bardzo na inne spotkania - mówi Joasia, ósmoklasistka z Warszawy. I dodaje: - Pani od polskiego chyba to rozumie, bo pyta nas przede wszystkim, jak się czujemy i co ostatnio czytaliśmy. To nam bardziej potrzebne niż rozmawianie o lekturach - zastrzega.

W jednym ze stołecznych liceów konsultacje z biologii są organizowane regularnie, ale tylko online. Nauczycielka zbliża się do 70-tki. Boi się o zdrowie swoje i bliskich. Uczniowie zapewniają mnie, że rozumieją jej decyzję, choć przed maturą drżą.

W szkole, do której chodzą dzieci Agaty z małego miasteczka w Wielkopolsce, zapisy na konsultacje ogłoszono. I na tym się skończyło. - Tak nas straszą kwestiami bezpieczeństwa i zdrowia, byśmy przypadkiem nie chcieli wysłać na nie dzieci - zauważa Agata. I chętnych ostatecznie nie było.

Nie ma też jasnych przepisów, które regulowałyby to, jak mają wyglądać zajęcia na terenie szkół, więc każdy dyrektor próbuje radzić sobie na miarę własnych możliwości.

Dlaczego tak jest? Bo, jak twierdzą moi rozmówcy, ministerstwo edukacji z konsultacji zrobiło zgrabny "plasterek" na wielką ranę, jaką w szkołach otworzyła zdalna edukacja. - Mogą w mediach mówić, że coś przygotowali i umożliwili, że pomagają uczniom, ale to "coś" to znacznie za mało - słyszę z wielu stron.

Praca za "podziękowania"

Co proponuje minister takim uczniom jak Marta? Formalnie: konsultacje w małych grupach, organizowane na terenie szkół. Jak mówił Czarnek w ubiegłą środę, "w ramach konsultacji z uczniami nauczyciele mogą przeprowadzać sprawdziany, zachowując zasady sanitarne". - Stąd też niekiedy obecność ósmoklasistów lub maturzystów na terenie placówki, z zachowaniem wszelkich zasad i reżimu sanitarnego po to, żeby poddać się egzaminowi bądź sprawdzianowi. To wszystko jest potrzebne w ramach przygotowań do egzaminów ósmoklasistów i maturzystów - powiedział.

Minister Czarnek o funkcjonowaniu szkół w czasie epidemii
Źródło: Ministerstwo Edukacji i Nauki

Podziękował również "dyrektorom szkół i nauczycielom za organizowanie tego rodzaju konsultacji, sprawdzianów kontrolnych, egzaminów próbnych".

- Ale podziękowania to trochę mało, biorąc pod uwagę, że mówimy o dodatkowej i zwykle nieodpłatnej pracy - zauważa Andrzej Karaś, dyrektor zespołu szkół, w skład którego wchodzi podstawówka i liceum na poznańskich Krzesinach.

O co chodzi? Praca nauczyciela to 40 godzin tygodniowo, w tym 18 godzin tzw. pensum, czyli zajęć z uczniami przy tablicy. Pozostałe godziny to czas na sprawdzanie zadań domowych, przygotowania do zajęć, spotkania z rodzicami itd. W czasie nauki zdalnej pensum to zdalne lekcje, reszta zostaje bez zmian. Tyle w teorii, bo w praktyce samorządy i dyrektorzy szkół bardzo różnie interpretują ministerialne przepisy.

- Ktoś, kto przychodzi na konsultacje, nie ma zmniejszonego pensum, bo siłą rzeczy dla wszystkich uczniów musi poprowadzić zdalne lekcje - zauważa dyrektor Karaś. - A skoro tak, to powinno iść na to dodatkowe wynagrodzenie. Ale o tym minister nie mówi - dodaje.

poznan1
Dyrektor szkoły w Poznaniu: kadra chce się jak najszybciej zaszczepić
Źródło: TVN24 Łódź

Ryszard Sikora, dyrektor SP nr 36 w Krakowie dorzuca: - Ze stacjonarnymi konsultacjami problem jest taki, że w przepisach wymienione są jako forma pomocy psychologiczno-pedagogicznej, a to by oznaczało, że jest to dodatkowa praca. Kto miałby za nią zapłacić? - dopytuje.

Zapytaliśmy o kwestie finansowe ministerstwo. Justyna Sadlak z biura prasowego resortu odpowiedziała: "Konsultacje dla uczniów nauczyciel prowadzi w ramach obowiązującego go tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, a po przekroczeniu pensum - w ramach godzin ponadwymiarowych ustalonych zgodnie z zasadami określonymi przez dyrektora jednostki systemu oświaty, i z tego tytułu otrzymuje należne wynagrodzenie".

Pełny obraz

Jeśli więc zajęcia są ponadwymiarowe - a dla wielu nauczycieli są, bo z powodu pandemii lekcji w planie im nie ubyło - należą się pieniądze.

Dyrektor Karaś wyliczył, że godzina pracy nauczyciela dyplomowanego kosztuje średnio 64,74 zł. Przedmiotów maturalnych jest 14. - Założyłem, że dla jednej klasy z każdego trzeba zrobić dwie godziny, bo w końcu mają być małe grupy. A klas mam cztery. Czyli potrzebowałbym na takie zajęcia ponad 7200 złotych tygodniowo - mówi dyrektor.

I idzie dalej. - Policzyłem to dla całego Poznania, gdzie mamy 218 klas maturalnych. Koszt konsultacji dla nich to około 395 tysięcy złotych - mówi. - Pan minister mówi o konsultacjach lekko, jakby to była łatwa sprawa. Domyślam się, że to przekaz do rodziców, by wymagali od nas organizacji tych zajęć. A ja bym chciał, żeby rodzice znali pełen obraz sytuacji - dodaje dyrektor. Zakłada, że zajęcia odbywałyby się w grupach maksymalnie kilkunastoosobowych, ale faktycznie raczej mniejszych, bo nie wszyscy uczniowie będą zainteresowani.

Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialna za edukację przyznaje, że stolica nauczycielom za konsultacje na razie nie płaci. Przychodzą na nie do szkół w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy.

Ale wyliczenia i interpretacje dyrektora Karasia podzielają inne miasta. - Mam cztery podstawówki i cztery licea, jeśli założymy, że grupy na konsultacjach mają być maksymalnie pięcioosobowe, to w moim niedużym przecież mieście, potrzebuję na konsultacje ponad 90 tysięcy złotych miesięcznie - mówi Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu odpowiedzialna za oświatę. Chciałaby za konsultacje płacić, choć jak zaznacza, ministerstwo nie przekazało na to samorządom ani złotówki.

KAZNOWSKA 3
"Luki w edukacji są i trzeba je wyrównać"
Źródło: TVN24

Dlaczego grupy miałyby być akurat pięcioosobowe? Co ciekawe nie wynika to z rozporządzenia, ale taką liczbą posługiwał się do tej pory minister Czarnek na konferencjach prasowych. W przepisach jest tylko mowa o "małych grupach". Dyrektorzy w części szkół wzięli sobie tę piątkę do serca, inni konsultacje realizują, a jakże, "w miarę możliwości". Na przykład dzieląc 24-osobową klasę na pół. Tak jak wyobraża to sobie na przykład dyrektor Karaś.

Wiceprezydent Czarzyńska-Jachim przypomina, że konsultacje to kolejny już dodatkowy koszt w edukacji, z którym samorządowcy muszą uporać się sami. Ona 30 tys. złotych miesięcznie musiała przeznaczyć na inną obietnicę ministra Czarnka, która nie ma pokrycia w przepisach. Chodzi o tzw. szkolne bańki. Przemysław Czarnek promował powrót w nich do szkół uczniów klas 1-3. Takie rozwiązanie zakłada, że uczniowie nie będą się mieszać pomiędzy grupami i będą znajdowali się pod opieką tylko jednego nauczyciela. W Sopocie by to było możliwe lekcje angielskiego i katechezę prowadzą zdalnie. Dzieci siedzą w klasie ze swoim wychowawcą, a nauczyciel przedmiotu się z nimi łączy. Ale dla wychowawców to dodatkowe godziny i trzeba im zapłacić.

- Już wiosną zeszłego roku mówiliśmy, że nie można zmuszać nauczycieli do prowadzenia zajęć w szkołach, gdy zagrożone jest ich zdrowie, a do tego jeszcze za darmo - mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Nikt przecież nie zwalnia nauczycieli z innych obowiązków, a konsultacje to dodatkowe zadanie. To nie może być tak zorganizowane - dodaje.

Mniej płynu, więcej strachu

- Dostaliśmy przyłbice, są rękawiczki i płyny, mierzyliśmy też przed wejściem temperaturę - opowiadała mi w maju Iwona Majtczak z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Jeżowie Sudeckim. Choć zachorowań było znacznie mniej niż dziś, sprawę reżimu sanitarnego traktowano w szkołach bardzo poważnie. - Dziś bywa z tym różnie - twierdzą nauczyciele.

To właśnie w maju po raz pierwszy można było uruchomić dla uczniów z całej Polski konsultacje, czyli, jak założyło ministerstwo, zajęcia w małych grupach z przedmiotów egzaminacyjnych. Z takich lekcji stacjonarnych mogli korzystać maturzyści i ósmoklasiści.

Od poniedziałku część uczniów wróci do szkół
Źródło: TVN24

Mogli, ale nie musieli. W pierwszych tygodniach konsultacji w Warszawie skorzystał z nich co czwarty uczeń ósmej klasy (było ich 12 tys.). "Zdecydowana większość, bo aż 4759 uczniów klas ósmych wybrała konsultacje on-line, z czego 2403 – grupowe, a 2356 – indywidualne" - informował wówczas stołeczny ratusz.

Jak jest teraz? Chętnych jest mniej niż wiosną - twierdzą dyrektorzy, z którymi rozmawialiśmy. W ubiegły poniedziałek (dane są raportowane dla każdego dnia osobno) w stolicy do szkół na stacjonarne konsultacje przyszło 452 ósmoklasistów i 395 maturzystów. - Maturzystów jest więcej niż w grudniu - zapewnia z kolei Renata Kaznowska. W Warszawie jest około 15 tysięcy maturzystów i drugie tyle ósmoklasistów.

MEN nie liczyło dotąd, ile dzieci korzysta z konsultacji. Z danych przekazanych przez kuratorów oświaty wynika, że w styczniu 2021 roku z zajęć na terenie szkoły korzystał niespełna jeden procent uczniów w podstawówkach i mniej niż jeden procent w szkołach ponadpodstawowych. Co to za dzieci? W styczniu na dyrektorach ciążył obowiązek zapewnienia miejsca do nauki tym, którzy nie mają do tego warunków w domu. Od 1 lutego to już tylko "możliwość", a nie obowiązek.

Tymczasem w kwestii konsultacji (ich organizacja to też możliwość, a nie obowiązek) każda szkoła w Polsce ustala swoje konsultacyjne zasady. - Płynu dezynfekującego i zasad bezpieczeństwa jest mniej niż wiosną. Przynoszę swoją osłonę i rękawiczki. Za to strach jest większy, bo wiosną mało kto znał kogoś chorego, teraz niemal każdy znał kogoś kto zmarł - mówi nauczycielka matematyki z Poznania.

W SP nr 45 w Łodzi nauczyciele dyżurują na terenie szkoły od 13 do 15. Szkoła umożliwia też konsultacje telefonicznie (również dla rodziców). W obu przypadkach chętni powinni się wcześniej zgłosić za pośrednictwem dziennika elektronicznego.

Nie wszędzie da się zorganizować zajęcia w takich godzinach - bo w tym samym czasie nauczyciele prowadzą zdalne lekcje, do szkoły uczniów zapraszają dopiero popołudniami.

W SP w Korczynie (woj. świętokrzyskie) konsultacje prowadzone są z języka polskiego, angielskiego i matematyki - harmonogram przedstawiają klasie wychowawcy. I to oni są odpowiedzialni za organizację zajęć. Co ważne: "szkoła nie zapewnia dowozu uczniów na konsultacje".

A to problem dla dzieci wiejskich (nie tylko w Korczynie), które może nawet chciałyby dotrzeć na konsultacje do oddalonej o kilka czy kilkanaście kilometrów szkoły, ale są w tym względzie całkowicie uzależnione od rodziców. A to, jak zwracają uwagę eksperci, kolejna ciemna strona pandemii, która doprowadzić może do pogłębienia różnic edukacyjnych pomiędzy uczniami.

W SP nr 4 w Sandomierzu skorzystanie z konsultacji wymaga wcześniejszego ustalenia terminu spotkania z nauczycielem prowadzącym. Podczas konsultacji obowiązuje reżim sanitarny.

Tuż przed zakończeniem pierwszego semestru w SP nr 5 w Szklarskiej Porębie pierwszeństwo w zapisywaniu na konsultacje mieli uczniowie "zagrożeni oceną niedostateczną na półrocze". Dyrekcja przypomniała uczniom: “Proszę pamiętać, że do szkoły wejść będą mogli jedynie ci uczniowie, którzy zostali wcześniej zgłoszeni oraz dysponować będą podpisaną przez rodziców/prawnych opiekunów zgodą i oświadczeniem".

Do zobaczenia po testach

Dyrektor Ryszard Sikora z Krakowa ma u siebie jedynie konsultacje zdalne. - Ale przygotowujemy się do przeprowadzenia próbnego egzaminu ósmoklasisty na terenie szkoły, bo wiemy, że uczniom i ich rodzicom bardzo na nim zależy - mówi. Centralna Komisja Egzaminacyjna w marcu ma opublikować próbne arkusze dostosowane do okrojonych na ten rok wymagań, ale nie wiadomo, czy do tego czasu dzieci normalnie wrócą do szkół. Dlatego MEN umożliwiło przeprowadzenie ich w dowolnym terminie z zachowaniem reżimu sanitarnego.

Ale są i tacy, którym idea próbnych egzaminów w szkole się nie podoba. I pytają na forach rodzicielskich: "czy dyrekcja może zmusić moje dziecko do napisania próbnego testu? Przecież to niepotrzebne narażanie jego zdrowia". Odpowiadamy: nie może. Ale czy to poprawia nastrój?

- Wszyscy chcieliby już wrócić do szkoły, a nie tylko na egzamin - mówi mi Agata, ta z Wielkopolski.

men 2
Zmiany w egzaminach maturalnych i ósmoklasistów. Minister Czarnek o harmonogramie prac
Źródło: TVN24

Jednak powrót do szkół jest na razie mglistą nadzieją. W drugim tygodniu lutego przeprowadzone zostaną ponowne testy na obecność koronawirusa dla nauczycieli klas I-III. Tym razem jednak nie dla wszystkich, a jedynie dla wytypowanych. - Jeżeli pojawiłby się wynik pozytywny, test będzie przeprowadzony odrębnie dla każdej z osób z tego grona - rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz wyjaśniał jak miałoby to działać.

Dlatego, jak zapowiedział minister Adam Niedzielski, najbliższa decyzja co do przyszłości edukacji zapadnie najwcześniej 14 lutego. Po testach.

A do tego czasu? - Wszyscy będą sobie radzić "w miarę możliwości" - usłyszałam od jednego z dyrektorów. Który zaraz dodał: - A, że te możliwości są niewielkie, to się w ministerstwie zdaje nikt tym nie przejmować.

Czytaj także: