Napisał książkę określaną biblią dla ludzi, którzy wpadli w pułapkę alkoholizmu. Napisał ją o sobie, bo jest alkoholikiem. Nie pije od ponad trzydziestu lat i wiele z z nich poświęcił na pomaganie tym, którzy próbują pójść podobną drogą. W rozmowie z reporterką "Czarno na białym" profesor Wiktor Osiatyński opowiada o sobie, alkoholizmie i o drodze, którą przeszedł.
Nie pamięta, kiedy upił się po raz pierwszy. Dziś jest jednym z najbardziej znanych w Polsce trzeźwych alkoholików. Wiktor Osiatyński to pisarz i prawnik, autor wielu książek, wykładowca wielu uczelni świata, wśród nich Uniwersytetu Harvarda, pionier ruchu Anonimowych Alkoholików w Polsce.
- Ja się uzależniłem, bo alkohol był dla mnie lekarstwem. W cudzysłowie był lekarstwem na lęk, na nieśmiałość, na nieustanne poczucie winy. Na różne rzeczy, których mi brakowało w wychowaniu. Na niedojrzałość. Jak przestałem pić, to nie miałem już lekarstwa, a miałem niedojrzałość, bo przez te dwadzieścia czy siedemnaście lat nie dojrzewałem, bo alkohol za mnie to załatwiał. I musiałem się nauczyć żyć - mówi o swojej chorobie.
Kiedy sam przeszedł 12 kroków wyzwalających z nałogu, zaczął pomagać innym. Pisać książki o swojej walce z alkoholizmem, nagrywać filmy. "Alkoholik, kiedy zaczyna trzeźwieć, tak naprawdę nie wie, kim jest" - mówi w jednym z nagrań.
Od lat spotyka się tymi, którzy walczyli jak on. Albo ciągle walczą. Na przykład w rodzinnym Białymstoku, w stowarzyszeniu AZYL.
"Coraz dłuższe ciągi, coraz krótsze przerwy"
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić i mądrości, żebym odróżniał jedno od drugiego Modlitwa o pogodę ducha
O swoim alkoholizmie mówi otwarcie. - Więcej mówi to o mnie niż to, że jestem profesorem, albo że jestem pisarzem. Czy że inne czapki noszę - podkreśla.
Jak wyglądało dno, o którym tak często pisze? - To jest tak, że jesteśmy zmęczeni tym, że jesteśmy zmęczeni, jesteśmy chorzy z tego powodu, że jesteśmy chorzy. W moim przypadku to były bardzo silne bóle i dolegliwości fizyczne. Organizm już nie przyjmował alkoholu. To były coraz dłuższe ciągi, coraz krótsze przerwy. Coraz więcej informacji od otoczenia, że jest ze mną źle - mówi. - Lekarz mnie wystraszył, że umrę na wątrobę za dwa lata. I wtedy zacząłem szukać pomocy.
Wcześniej pił na umór i pisał kolejne książki. Od psychiatry usłyszał, że ma dużą świadomość siebie i że z alkoholem sobie poradzi. Mówi, że po tamtej rozmowie - świadomy siebie - pił jeszcze dziewięć lat. Aż do dnia, w którym upił się po raz ostatni.
Porzucenia alkoholu nie celebruje. - Chodzę na miting (AA - przyp. red.) tego dnia, czy w okolicach tego dnia. Natomiast nie przynoszę tortu ani ciastek. Żona, czy córka mi dają jakiś ładny prezent. Kiedyś dwa lata byłem trzeźwy, to mi taką obrączkę z modlitwą o pogodę ducha dały, żebym ją nosił na ręku. "Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, żebym odróżniał jedno od drugiego". To jest przepiękna modlitwa dla alkoholika, czy nie-alkoholika. Ucząca tolerancji, cierpliwości i właśnie tego, żeby odróżniać co mogę zmienić, a czego nie mogę. Krótko mówiąc: nie mogę zmienić ludzi, nie mogę zmienić miejsc, nie mogę zmienić różnych decyzji, ale mogę zmienić swoje nastawienie i siebie. To jest bardzo ważne - podkreśla Osiatyński.
Trzy rady
Idź na miting i zobacz, czy jesteś alkoholikiem. To po pierwsze. Po drugie zapisz sobie wszystko, co ci alkohol zabrał, co straciłeś. Po trzecie zapisz sobie dziesięć przypadków z życia, kiedy powiedziałeś sobie "dzisiaj nie piję", szedłeś ulicą i spotkałeś Wiktora, zagadaliście i żeście się napili. I zapisz sobie dziesięć innych przypadków, kiedy umówiłeś się z żoną, narzeczoną, kolegą, że pójdziecie do kina, szedłeś ulicą, spotkałeś Felka, zaczęliście gadać, powiedziałeś "wypiję jedno piwo". Poszedłeś na jedno piwo, wypiłeś drugie, trzecie… Zapomniałeś o żonie. Prof. Wiktor Osiatyński
Ale nie zawsze było łatwo. - Miałem taki okres, kiedy byłem niepewny i bałem się. Dwa lata i kilka miesięcy, kiedy już nie piłem, byłem na Mazurach z czworgiem dzieci małych i babcią dwójki dzieci. Było to dla mnie ponad moje siły. Po prostu nie potrafiłem sobie radzić. Pamiętam, jednego wieczoru, koło pierwszej w nocy byłem tak wkurzony, tak zły - nie umiałem sobie wtedy radzić ze złością - że wyszedłem na wieś. I gdybym zobaczył gdzieś światło w oknie, to bym zapukał, czy nie mają flaszki. I na szczęście wszędzie było ciemno. Do jednej bramy podszedłem, żeby zadzwonić mimo to. Na tę bramę skoczył pies. I się wystraszyłem - wspomina. - I do tej pory nigdy w życiu nie myślałem: to już jest trzydzieści lat przeszło, że można się napić alkoholu. Alkohol wokół mnie jest, w domu jest, ale ja o tym nie myślę - dodaje.
Co Osiatyński radzi tym, którzy podejrzewają, że mają problem z alkoholem? - Idź na miting i zobacz, czy jesteś (alkoholikiem - przyp. red.). To po pierwsze. Po drugie zapisz sobie wszystko, co ci alkohol zabrał, co straciłeś. Po trzecie zapisz sobie dziesięć przypadków z życia, kiedy powiedziałeś sobie "dzisiaj nie piję", szedłeś ulicą i spotkałeś Wiktora, zagadaliście i żeście się napili. I zapisz sobie dziesięć innych przypadków, kiedy umówiłeś się z żoną, narzeczoną, kolegą, że pójdziecie do kina, szedłeś ulicą, spotkałeś Felka, zaczęliście gadać, powiedziałeś "wypiję jedno piwo". Poszedłeś na jedno piwo, wypiłeś drugie, trzecie… Zapomniałeś o żonie. To są przykłady utraty kontroli - podpowiada.
"Ludzie piją, ponieważ mają dziurę w duszy"
Swoje przesłanie Osiatyński wozi po całej Polsce. Czasami wraca z nim do Stanów Zjednoczonych, gdzie się leczył. Jak mówi, świata nie zbawi, bo nie każdemu może pomoc.
- Głównie w SPATiF-ie piłem w Warszawie [restauracja Stowarzyszenia Polskich Aktorów Teatru i Filmu - przyp. red.] i tam byli kompani. Po piętnastu czy dwudziestu latach wróciłem, a oni dalej tam siedzieli. Ja tam poszedłem na obiad i zrobiło mi się żal, ponieważ oni stali w miejscu. Oni się nie zmienili, tylko trochę gorzej się czuli. Natomiast rozmowy były takie same, wszystko takie same. Sobie pomyślałem, że to bardzo wielka strata życia i czasu - mówi Osiatyński.
- Myśmy (w PRL - przyp. red.) pili przez Ruskich. Teraz ludzie piją przez kapitalistów, przez populistów albo przez kogoś innego. Powód zawsze się znajdzie. Ludzie piją, ponieważ mają dziurę w duszy - dodaje.
Autor: dln/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24