W styczniu ruszy proces przeciwko ochroniarzom nieistniejącego już Elektromisu, których oskarża się o uprowadzenie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Głównym świadkiem w sprawie jest były oficer UOP, który już raz w 2015 roku nie podtrzymał zeznań ich obciążających.
Dotarliśmy do kolejnych faktów w głośnej sprawie dotyczącej zniknięcia Jarosława Ziętary, dziennikarza "Gazety Poznańskiej".
Jego ciała do dzisiaj nie znaleziono. Zniknął 1 września 1992 roku w drodze do redakcji. Zdaniem prokuratury, został porwany przez ochroniarzy z firmy Elektromis, bo chciał opisać przekręty tej firmy.
Kierownictwo nieistniejącej już firmy stanowczo utrzymuje, że nie miało nic wspólnego ze zniknięciem 24-letniego dziennikarza. Natomiast ważni świadkowie w sprawie Ziętary, którzy pogrążyli dawną firmę Elektromis i jej ludzi, w pewnym momencie wycofali swoje zeznania.
W połowie listopada ujawniliśmy, że głównym świadkiem prokuratury został były oficer UOP. Śledczym najpierw opowiadał, że w 1992 roku na tajne zlecenie szefów Elektromisu inwigilował Jarosława Ziętarę i widział moment porwania. Potem, podobnie jak niektórzy inni świadkowie, zeznań nie podtrzymał.
We wrześniu my, dziennikarze "Głosu Wielkopolskiego" i "Superwizjera TVN", dotarliśmy do świadka. Opowiedział nam o szczegółach sprawy. Stwierdził, że widział, jak ochroniarze z Elektromisu, przebrani za policjantów, porwali dziennikarza sprzed jego mieszkania. Jak się domyśla, Ziętara miał potem zostać zamordowany, rozpuszczony w kwasie, a szczątki ukryte.
Zmienne zeznania byłego oficera UOP
Były oficer UOP współpracował z krakowską prokuraturą w latach 2013-2014. Miał wtedy dwie własne sprawy karne za wyłudzenia. Obawiał się odsiadki i konieczności zwrotu wyłudzonego kredytu. Liczył, że prokuratura raz jeszcze przyjrzy się jego sprawom, w których czuł się niesłusznie oskarżany.
Krakowska prokuratura, wyjaśniająca losy Jarosława Ziętary, nadała byłemu oficerowi UOP status świadka incognito. Na podstawie jego zeznań, w listopadzie 2014 roku, postawiła zarzuty "Rybie" i "Lali". Ci dwaj ochroniarze dawnego Elektromisu trafili wtedy do aresztu pod zarzutem porwania młodego dziennikarza metodą "na policjanta".
Wkrótce, bo w styczniu 2015 roku, były oficer UOP nie podtrzymał składanych wcześniej zeznań w sprawie zbrodni na Ziętarze. Stwierdził, że jednak nie jest pewien, co się wydarzyło w 1992 roku.
Nam później wyjaśnił, że zeznań nie podtrzymał, bo prokuratura nie pomogła mu w jego sprawach karnych. Dodał ponadto, że doszło do przecieku, bo w Poznaniu pojawiły się plotki, że to on pogrążył zatrzymanych ochroniarzy. Grożono jego rodzinie. Również z obawy o jej bezpieczeństwo nie podtrzymał wcześniejszych zeznań. Gdy je zmienił, krakowska prokuratura zwolniła z aresztu obu ochroniarzy.
Śledczy z Krakowa podejrzewali, że zmiana zeznań w styczniu 2015 roku była konsekwencją tego, że do świadka dotarło środowisko dawnego Elektromisu. Tuż przed niepodtrzymaniem wcześniejszych zeznań, miał on spotkać się z szefami Elektromisu w ich poznańskiej firmie Czerwona Torebka.
Pięć przelewów na pół miliona złotych
Co się wydarzyło w styczniu 2015 roku, gdy świadek przestał obciążać ludzi Elektromisu?
Uzyskaliśmy dowody, że między ludźmi dawnego Elektromisu i głównym świadkiem doszło do relacji finansowych. Tuż po niepodtrzymaniu przez niego zeznań w sprawie losów Ziętary oraz po wypuszczeniu z aresztu obu ochroniarzy wykonano pięć przelewów na łączną kwotę pół miliona złotych. Każda z pięciu faktur opiewa na 100 tys. zł plus VAT.
Wszystkie dotyczą "doradztwa i konsultacji dla Rady Nadzorczej firmy Czerwona Torebka w zakresie zagrożeń i bezpieczeństwa firmy".
Pierwsza faktura ma datę 19 stycznia 2015 roku – cztery dni wcześniej główny świadek nie podtrzymał zeznań w sprawie zbrodni na Ziętarze. Ostatnia faktura jest z 8 czerwca tego samego roku.
Świadek potwierdza, że do takich przelewów doszło. Przekazał nam kopie faktur.
– Gdy byli ochroniarze "Ryba" i "Lala" opuścili areszt, Krystian Cz. z dawnego Elektromisu zaproponował, że da mi zarobić. Jedna z firm holdingu Czerwona Torebka, z którym związani są twórcy Elektromisu, Krystian Cz. i Mariusz Ś., na konto związanej ze mną firmy pięć razy przelała po 100 tys. złotych. Zlecenia dotyczyły oceny rynku oraz standingu, czyli badania kondycji finansowej różnych spółek. My to zlecenie wykonaliśmy. W domyśle pojawiło się oczywiście, bym nie składał żadnych zeznań odnośnie roli Elektromisu w sprawie porwania Jarosława Ziętary. Oni wtedy jeszcze nie wiedzieli, że to ja jestem świadkiem. Podejrzewali to, wypytywali mnie, czy zeznawałem na nich niekorzyść, ale ja wszystkiemu zaprzeczałem. Dali mi zlecenia z sugestią, bym w razie czego milczał w sprawie zbrodni na Ziętarze – powiedział nam świadek.
Przelewy? Bez komentarza
Jak kierownictwo dawnego Elektromisu, które od lat zaprzecza związkom ze sprawą Ziętary, komentuje przelewy na pół miliona złotych?
Telefon od nas odebrał Krystian Cz., w okresie PRL-u milicjant, który potem robił karierę w Elektromisie.
W rozmowie z nami stwierdził, że nic nie wie o przelewach. Na wstępie dodał, że jest świadkiem w różnych sprawach i nie może rozmawiać z mediami. I się rozłączył.
Pytania skierowaliśmy również do poznańskiego adwokata Wiesława Michalskiego, który od lat reprezentuje środowisko Elektromisu w różnych sprawach. Obecnie jest obrońcą dwóch ochroniarzy oskarżonych o porwanie Ziętary i pomocnictwo w zabójstwie.
Michalski stwierdził, że nasze pytania go nie dotyczą. Ludzie Elektromisu w końcu jednak zajęli stanowisko w sprawie przelewów.
"Ochrona przed szczątkami"
Gdy 16 listopada opublikowaliśmy pierwszy, obszerny tekst, w którym prezentowaliśmy wersję byłego oficera UOP, tego samego dnia twórca Elektromisu Mariusz Ś. oraz Krystian Cz. zaczęli dyskredytować świadka.
16 listopada, w oświadczeniu dla mediów, przekonywali, że niedawno byli szantażowani przez głównego świadka. W ostatnich miesiącach miał - według nich - domagać się pieniędzy za zmianę zeznań o roli Elektromisu w sprawie Ziętary.
Twórcy Elektromisu oświadczyli, że pod koniec października zawiadomili prokuraturę, dołączając nagranie rozmowy. Z naszych ustaleń wynika, że w nagranej rozmowie były oficer UOP opowiadał swojemu prawnikowi m.in. o przelewach sprzed ponad trzech lat. Czyli, że doszło wtedy do przekazania pół miliona złotych za milczenie w sprawie zbrodni na Ziętarze.
Nie wiadomo skąd ludzie Elektromisu mieli nagranie rozmowy, w której nie uczestniczyli. Ponoć trafiło do nich przypadkowo.
Niedawno, odnosząc się do różnych wątków z nagranej rozmowy, Krystian Cz. przedstawił prokuraturze własną wersję odnośnie przelewów z 2015 roku.
– Mówił, że w styczniu 2015 roku pojawiła się obawa, że ktoś podrzuci ludzkie szczątki na teren dawnego Elektromisu przy ul. Wołczyńskiej w Poznaniu. Miałaby to być czyjaś prowokacja w sprawie Ziętary. Ponoć o ryzyku podrzucenia szczątków ostrzegł ich były oficer UOP. Dlatego właśnie jego zdecydowali się wynająć do ochrony firmy przed rzekomą prowokacją. Zapłacili mu przez pół roku łącznie pół miliona złotych plus VAT. Przestali mu płacić ponoć dlatego, bo niby minęło zagrożenie podrzucenia szczątków. Krystian Cz. nie pokazał twardych dowodów potwierdzających tę jego opowieść – mówi osoba znająca wersję lansowaną przez Krystiana Cz.
Świadek: Są nowe dowody
Były oficer UOP, główny świadek w sprawie porwania Ziętary, śmieje się, gdy relacjonujemy mu wersję przedstawioną śledczym przez Krystiana Cz.
– Z tymi szczątkami to brednie. Teraz dorabiają ideologię do tamtych przelewów. Jeśli wtedy ochraniałem im dawną firmę przy Wołczyńskiej, niech pokażą jakieś dokumenty. Nie zrobią tego, bo takiego zlecenia nie było. Przelewy dotyczyły naszego doradztwa dla holdingu Czerwona Torebka, ale w domyśle było wiadomo, że chcą tym kupić moje milczenie – przekonuje były oficer UOP.
Były oficer UOP, po tym jak w styczniu 2015 roku nie podtrzymał zeznań, przestał współpracować z prokuraturą. Prokurator Piotr Kosmaty, prowadzący śledztwo w sprawie ochroniarzy, nieprawomocnie umorzył ich wątek.
Akta w sprawie ochroniarzy dostał potem inny prokurator – Tomasz Dorosz, który inaczej niż poprzednik ocenił dowody. W tym roku zarzucił byłym ochroniarzom porwanie Ziętary i pomoc w jego zabójstwie. Akt oskarżenia oparł na wcześniejszych zeznaniach byłego oficera UOP, któremu "zdjął" status świadka incognito. Dlatego środowisko Elektromisu wie, kto pogrążył ochroniarzy. Ci, nie przyznają się do winy.
Główny świadek zapowiada teraz, że jest gotowy nie tylko potwierdzić rolę Elektromisu w zbrodni na Ziętarze, ale pokazać inne, nieznane wcześniej "porażające dowody". W zamian nadal oczekuje pomocy od prokuratury m.in. w jego dawnych sprawach karnych.
Więcej szczegółów w sobotnim "Głosie Wielkopolskim".
Autor: Łukasz Cieśla, Jakub Stachowiak / Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24