Najczęściej śmieszy, czasem zadziwia i niemal zawsze wprawia dorosłych w zakłopotanie - mowa o dziecięcym języku, którego poza rodzicami - nikt nie potrafi zrozumieć. Niedługo na półki księgarń trafi specjalistyczny słownik, który zbiera i wyjaśnia najoryginalniejsze słowa wymyślone i używane przez dzieci.
Dotychczas dziecięcym językiem zachwycali się głównie rodzice. Teraz postanowili go zbadać naukowcy. "Słownik języka dziecięcego" autorstwa Damiana Strączka, który ma się ukazać w listopadzie nakładem wydawnictwa Znak, zawiera około 200 słów, którymi posługują się maluchy. Można tam będzie też znaleźć 350 historyjek, w których dzieci wykazały swoje możliwości językowe i błysnęły ciętą ripostą.
Czego naukowcy mogą się uczyć od dzieci? Według językoznawcy prof. Jerzego Bralczyka, obserwacja dziecięcego sposobu porozumiewania się może pomóc w zrozumieniu procesu uczenia się języka przez człowieka. Stąd wniosek, że słownictwa dzieci nie należy wyśmiewać, ani tym bardziej go lekceważyć. W nim może tkwić źródło pierwotnego języka.
Co to wszystko znaczy?
A teraz pora na kilka wyjaśnień. "Denerwowniki" według słownika - w dziecięcym języku oznaczają przekleństwa, migadełka - to kierunkowskazy, a lodowatka - to nic innego jak zimny sok.
Słowotwórczym możliwościom maluchów nie ma końca - wśród najciekawszych gazeta wymienia: "poluzak" - czyli narzędzie typu śrubokręt lub kombinerki, "dżydżyt" - oznacza zamek błyskawiczny, "psiełonki" - pieniądze, a "tryskanna" - to fontanna.
W modzie są też rozmaite skróty - np. wszelkie kosmetyki, nie tylko te do malowania, ale też np. lakier do włosów, kremy czy pudry to "malo".
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu