Nie tylko żołnierze regularnej armii mają w razie zagrożenia bronić polskich granic. MON zamierza wykorzystać potencjał miłośników mundurów i stworzyć z nich oddziały polskich "zielonych ludzików". Czy ten pomysł się sprawdzi? - Podstawowym problemem jest słomiany zapał. Bucha wysokim ogniem i szybko gaśnie - przyznaje Romuald Szeremietiew, który pokieruje Biurem Inicjatyw Obronnych. Materiał magazynu "Polska i świat".
Agresywna polityka Władimira Putina wobec Ukrainy sprawiła, że w Polsce rozgorzała dyskusja na temat naszych możliwości obronnych.
Najnowszym pomysłem MON na ich zwiększenie jest wykorzystanie potencjału kryjącego się w cywilach działających w organizacjach paramilitarnych.
W celu lepszej współpracy z zafascynowanymi mundurem obywatelami z inicjatywy Tomasza Siemoniaka przy Akademii Obrony Narodowej powołano Biuro Inicjatyw Obronnym. Pokieruje nim były wiceszef MON Romuald Szeremietiew.
- Chodzi o to, by w przyszłości powstała formacja, która nadzorowałaby armię obywatelską - wyjaśnia w rozmowie z TVN24. - Armię, która nie będzie złożona z żołnierzy zawodowych i nie będzie liczyła na pieniądze - dodaje.
Szkolenie "partyzantów"
W razie zagrożenia ochotnicy stanowiliby zalążek ruchu oporu i wspomagali regularną armię w obronie naszego terytorium.
- "Zielone ludziki" czy działania nieregularne są tym, czym system obronny również powinien być wypełniony - tłumaczy gen. Mieczysław Gocuł, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
- Takie ugrupowania, tak jak w Wietnamie czy Afganistanie, mogą np. zadawać uderzenia we wrażliwe miejsca infrastruktury przeciwnika - podkreśla były szef GROM gen. Roman Polko.
Ruszyliby do boju?
W skład formacji polskich partyzantów mieliby wchodzić członkowie organizacji paramilitarnych takich jak "Strzelec" czy stowarzyszenia obronnego FIA.
- Uczymy strzelectwa czy obsługi i budowy broni palnej. Dużą wagę przykładamy również do umiejętności medycznych - mówi prezes FIA Karol Bandurski, który na co dzień pracuje jako specjalista ds. komunikacji społecznej.
Nowa koncepcja rodzi jednak wiele pytań. Kto miałby sprawdzić poziom wyszkolenia ochotników? Kto by nimi kierował oraz dał broń? Czy w razie realnego zagrożenia można byłoby na nich naprawdę liczyć?
Romuald Szeremietiew przyznaje, że problemem w tego typu organizacjach bywa słomiany zapał. Dlatego - jak wyjaśnia - w pierwszej kolejności będzie chciał się dokładnie przyjrzeć takim inicjatywom.
Nie wystarczy pomoc sojuszników?
Pojawia się również pytanie, czy budowanie armii "partyzantów" jest konieczne, skoro Polska jest członkiem NATO i teoretycznie powinna móc liczyć na pomoc sojuszników. Trzeba jednak pamiętać, że pomoc Sojuszu nie jest automatyczna i wymaga zgody politycznej.
- Kiedy "zielone ludziki" zaczną operować w Polsce, być może niektórzy z naszych partnerów np. węgierskich czy czeskich uznają, że to jakieś wewnętrzne starcia, na pewno nie agresja - ocenia Roman Polko.
Autor: kg//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: fia.com.pl