Za ukrywanie podczas wojny, pomoc dzieciom, ułatwienie ucieczki, opiekę nad miejscem pochówku. Prezydent Andrzej Duda odznaczył dziewięć osób z Czech, Rumunii, Słowacji, Ukrainy i Węgier, które w XX wieku pomagały polskim obywatelom.
Medale Virtus et Fraternitas (z łac. Cnota i Braterstwo) przyznawane są osobom zasłużonym w niesieniu pomocy Polakom lub polskim obywatelom innych narodowości, którzy byli ofiarami zbrodni totalitarnych z lat 1917-90. Odznaczeniem tym honorowane są też osoby pielęgnujące pamięć o polskich ofiarach zbrodni.
- To moment wzruszenia dla mnie, moment, gdy można choćby w ten skromny sposób podziękować tym, którzy umieli pokazać cnotę i braterstwo w najtrudniejszych czasach - powiedział prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości wręczenia medali w Pałacu Prezydenckim. - Kiedy świat ludzi tutaj żyjących, w przestrzeni tej części Europy, zetknął się z dwoma straszliwymi totalitaryzmami - niemieckim nazistowskim i sowieckim stalinowskim, a także i wrogimi człowiekowi ideologiami, mimo wszystkich obaw, mimo czasem przecież racjonalności, która podpowiadała, by schować się i najlepiej nie wykonywać żadnych gestów, bo tak będzie najbezpieczniej, byli tacy, którzy umieli wyciągnąć rękę do drugiego człowieka - podkreślił prezydent.
Jak mówił, "umieli pomóc, niezależnie od narodowości, czasem niezależnie od własnych sympatii, dostrzegali po prostu człowieczeństwo, jako wartość samą w sobie, miłość bliźniego jako to naczelne przykazanie, które człowiek przyzwoity ma w sobie, że trzeba ją okazać, trzeba potrzebującemu tę pomoc dać".
Lista uhonorowanych
W tym roku wśród uhonorowanych medalami Virtus et Fraternitas są Petro Bazeluk i Maria Bazeluk z Ukrainy, którzy podczas wojny ukrywali Polaków z Huty Stepańskiej - Mieczysława Słojewskiego i jego 7-letniego syna Edwarda - przed rzezią dokonywaną przez Ukraińską Powstańczą Armię, rumuńska arystokratka i filantropka Ecaterina Olimpia Caradja, która w 1939 roku zorganizowała pomoc dla dzieci polskich uchodźców, a także burmistrz węgierskiego Ostrzyhomia Jeno Etter, który ułatwiał Polakom z miejscowego obozu internowania ucieczkę na Zachód i na Bliski Wschód, gdzie wstępowali do Polskich Sił Zbrojnych.
Prezydent uhonorował medalem również Petro Hrudzewycza ze wsi Dytiatyn na Ukrainie, który w 1986 roku sprzeciwił się sowieckim funkcjonariuszom żądającym od niego, by usunął krzyż z mogiły prawie 100 żołnierzy Wojska Polskiego poległych w walce z bolszewikami w 1920 roku. Uhonorowany został także czeski pastor Jan Jelinek i jego żona Anna, którzy na Wołyniu w czasie wojny pomagali Żydom zagrożonym niemiecką eksterminacją, a także Polakom, którzy byli ofiarami napaści ukraińskich nacjonalistów. Medale Virtus et Fraternitas otrzymali również Jozef Lach i Zofia Lachova ze Słowacji, którzy jesienią 1939 roku w Popradzie pomagali polskim uchodźcom.
"Na moim miejscu wszyscy zrobiliby tak samo"
- Nie sądzę, żebym uczynił coś szczególnego, bo na moim miejscu wszyscy zrobiliby tak samo - podkreślił Petro Hrudzewycz. Opowiedział, że w 1986 roku pracował jako kierowca w kołchozie i dostał rozkaz ścięcia i wyrzucenia krzyża. - Odmówiłem zdecydowanie, ponieważ kierowałem się nie tyko wartościami chrześcijańskimi, zgodnie z którymi zostałem wychowany, lecz także pamięcią o poległych synach, mężach i bohaterach, którzy oddali życie na tej ziemi. Chociaż moja rodzina i ja doświadczyliśmy wielkich prześladowań, nie sądzę, żebym uczynił coś szczególnego, bo na moim miejscu wszyscy zrobiliby tak samo ze względu na pamięć i poszanowanie poświęcenia polskich żołnierzy - przekazał Hrudzewycz, którego słowa odczytano podczas ceremonii.
Głos zabrała także Krystyna Szymańska - krewna Mieczysława Słojewskiego i jego 7-letniego syna Edwarda z Huty Stepańskiej. - Petro (Bazeluk) nie zawiódł ich, okazał się uczciwym, dobrym człowiekiem i zarazem autentycznym bohaterem - mówiła Szymańska, przypominając, że UPA karała śmiercią tych Ukraińców, którzy ratowali swoich polskich sąsiadów. - Petro ukrywał i żywił mojego dziadka Mieczysława z wujkiem Edwardem aż do nadejścia frontu i Armii Czerwonej w styczniu 1944 roku - dodała krewna ocalonych.
Podziękowanie i wyrazy szacunku
- Ten wielki splendor tamtego bohaterstwa i miłosierdzia okazanego drugiemu człowiekowi, pamięci o bohaterach, o wartościach jest dzisiaj z całą pewnością udziałem całych państwa rodzin - podkreślił prezydent, zwracając się do odznaczonych.
Jak mówił, "tak to na szczęście jest, że okazywane dobro, piękna, bohaterska postawa, postawa wielkiego człowieczeństwa staje się splendorem i spływa jak światło udzielając tej niezwykłej, bohaterskiej, można powiedzieć poświaty również i kolejnym pokoleniom, czyniąc rodzinę wyjątkową". - Za to z całego serca jeszcze raz dziękuję - podkreślił Andrzej Duda. I dodał. - Składam głębokie wyrazy szacunku i wdzięczności w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i dziękuję za przybycie do Pałacu Prezydenckiego na tę niezwykle ważną dla nas Polaków uroczystość i dla polskiego społeczeństwa.
Nie można zapominać o krzywdach
Obecny podczas uroczystości wicepremier, minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotr Gliński przypomniał, że XX wiek naznaczony był tragedią dwóch wojen światowych, był to wiek dwóch totalitaryzmów niemieckiego i sowieckiego. - Ten wiek XX odchodzi w przeszłość, ale ślady i blizny pozostają, niektóre nigdy być może niezabliźnione, rozjątrzone na zawsze. Coraz mniej wśród nas osób, które mogą zaświadczyć o cierpieniu, jakie w minionym stuleciu stało się udziałem milionów obywateli, także obywateli polskich, obywateli środkowej Europy - podkreślił.
- Jednocześnie z niepokojem obserwujemy tendencje, zmierzające do pisania historii na nowo, do wybielania sprawców, przerzucania odpowiedzialności za ich zbrodnie na ofiary. Martwi nas także niewiedza o okrutnej historii XX wieku, jaką można zaobserwować w wielu miejscach na świecie. Niestety, także tam, gdzie to zło się zrodziło i było najbardziej intensywne w Niemczech i Rosji - powiedział.
Gliński dodał, że nie można zapominać o krzywdach, jakie państwo polskie i jego obywatele doświadczyli w XX wieku. Jego zdaniem pełne wybaczenie i pojednanie jest możliwe i konieczne, ale, jak wyjaśnił "jest możliwe tylko wtedy, kiedy znamy ludzi, którym powinniśmy przebaczyć, gdy zna się sprawców". Wicepremier powiedział, że "równocześnie w mroku wojen, ludobójstwa, czystek etnicznych działali ludzie, którzy potrafili przeciwstawić się wszechobecnemu złu i pogardzie oraz stanąć w obronie ludzkiego życia, godności, wolności, stanąć w obronie podstawowych wartości, dzięki którym potrafimy żyć na tej ziemi".
- Podejmując ryzyko pomocy obywatelom polskim wcielali w życie moralny imperatyw miłości bliźniego. Postawa i uczynki pomagających stanowią wciąż żywy przykład wartości, którymi powinniśmy kierować się w naszym życiu - stwierdził. - To są historie heroizmu, ratowania życia kosztem narażania życia i swojej rodziny, to historie przychylności i zrozumienia, pomocy kurierom, osobom uchodzącym z kraju, to historie współczucia i solidarności, pomocy i wsparcia dla setek osób dorosłych i dzieci, żołnierzy przedostających się na Zachód, to w końcu historie obrony wartości, nieugięta postawa wobec dewastacji miejsc pamięci - dodał.
"Akt wdzięczności wyrażany przez Rzeczypospolitą"
"Odznaczenia Virtus et Fraternitas to akt wdzięczności wyrażany przez Rzeczypospolitą tym, którzy w czasach totalitaryzmów dostrzegli w jej obywatelach ludzi w potrzebie" - napisał w informacji przesłanej PAP dr Wojciech Kozłowski, dyrektor Instytutu Pileckiego, na wniosek którego prezydent wręczył odznaczenia.
"Działalność tych osób miała różne oblicza. Od sprawowania opieki nad dorosłymi i dziećmi uchodzącymi z ojczyzny przed niemiecką i sowiecką napaścią, przez udzielanie schronienia obywatelom polskim zagrożonym aresztowaniem lub śmiercią, po obronę bezczeszczonych polskich grobów. Nominowani do odznaczenia wykorzystywali swój urzędowy autorytet do organizacji długofalowego wsparcia lub działali zupełnie spontaniczne, widząc cierpienie dziejące się tuż obok. Angażując się w pomoc, świadomie podejmowali ryzyko" - podkreślił Wojciech Kozłowski.
Źródło: PAP