- Sytuacja zmieniała się dynamicznie. Dziennie mężczyźni pokonywali kilkaset kilometrów, zmieniali miejsca pobytu - opowiadają oficerowie CBŚ biorący udział w zatrzymaniu dwóch Polaków, którzy przez kilka miesięcy terroryzowali sklepy IKEA w całej Europie. Podłożyli ładunki wybuchowe we Francji, Belgii, Holandii, Niemczech i Czechach. - Byliśmy przygotowani, żeby atakować - relacjonują funkcjonariusze w specjalnym reportażu TVN24 pt. "CBŚ w akcji".
30 maja 2011 roku na terenie Francji, Belgii i Holandii miały miejsca podłożenia ładunków wybuchowych w sklepach IKEA. - We Francji i w Belgii podłożono dwa ładunki, w Holandii z dwóch podłożonych ładunków detonował jeden. Drugi został zneutralizowany przez holenderską jednostkę antyterrorystyczną - przypomina początek sprawy dyrektor Centralnego Biura Śledczego insp. Adam Maruszczak.
Bardzo profesjonalnie
Początkowo myślano, że są to fałszywe alarmy. Ich sprawców traktowano jako zwykłych szantażystów, a nie terrorystów. Jednak 10 czerwca br. w Niemczech, w Dreźnie wybucha kolejny ładunek. Potem Praga. Ładunki stają się coraz mocniejsze i groźniejsze. Z analiz czeskich policjantów wynika, że gdyby ładunek podłożony w Pradze wybuchł, mogłoby dojść do tragedii. - Sprawcy żądali 6 mln euro okupu od władz IKEI i grozili, że jeśli pieniądze nie zostaną wypłacone, w poszczególnych sklepach w różnych krajach nastąpią wybuchy - wspomina Komendant Główny Policji Andrzej Matejuk.
Sprawcy kontaktowali się telefonicznie ze sklepami tylko w obcym języku - zazwyczaj po angielsku i zawsze poza Polską. Wszystko dlatego, żeby nie zostawiać w kraju żadnych śladów. Jednak jak mówi szef CBŚ, w konstrukcjach ładunków wybuchowych znaleziono elementy, które wskazywały, że mogą one pochodzić z Polski. Cała sprawa trwała nieco ponad miesiąc, CBŚ w działania włączyło się ok. dwóch tygodni temu. Od tego czasu poszukiwani byli pod kontrolą polskich służb przez 24 godziny na dobę.
Ucieczka
Mężczyźni robili wszystko, żeby nie wpaść w ręce policji. - Dziennie pokonywali kilkaset kilometrów, zmieniali miejsca pobytu. Samochód, którym się poruszali był przemalowywany. Sytuacja zmieniała się dynamicznie. Coś, co jeszcze przed chwilą było aktualne podczas akcji, za chwilę nie miało racji bytu. Musieliśmy być cały czas blisko nich, żeby w danym momencie na sygnał prokuratury móc ich zatrzymać - tłumaczy naczelnik Wydziału Specjalnego CBŚ.
Aby utrudnić działania policji mężczyźni poruszali się głównie terenami leśnymi. Korzystali z map topograficznych i poruszali się mało uczęszczanymi drogami, nawet polami. Jeśli rozmawiali przez telefony komórkowe, to tylko przez kilka sekund, korespondencję prowadzili drogą elektroniczną. - To sprawiało dużą trudność, ale pomimo wszystko cały czas byli pod naszą kontrolą.
- Figuranci zostali zatrzymani podczas jazdy samochodem, byli kompletnie zaskoczeni. Można powiedzieć, że byli to godni przeciwnicy dla nas, ale im się nie udało - podkreśla oficer CBŚ.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24