Po sześciu miesiącach od odnalezienia przez służby urządzeń nagrywających w znanej, warszawskiej restauracji, prokuratura dostała opinię biegłych: sześć zamontowanych kamer nie nagrywało dźwięku. Warszawska prokuratura w piątek umorzyła śledztwo ws. podejrzenia nagrywania w restauracji Różana.
Urządzenie do nagrywania znaleziono w marcu, tuż przed spotkaniem ministra obrony Tomasza Siemoniaka z holenderską odpowiedniczką Jeanine Hennis-Plasschaert. Urządzenie zostało znalezione przed spotkaniem obojga ministrów przez fachowców ze Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Sprawdzali oni salę dla VIP-ów restauracji Różana. – Trzeba wyjaśnić, czy to urządzenia miało służyć do podsłuchania spotkania ministra obrony Tomasza Siemoniaka, czy w tej restauracji odbywał się taki sam proceder nielegalnego rejestrowania rozmów polityków i biznesmenów jak w „aferze taśmowej” – komentował wówczas Marek Biernacki (PO), wtedy szef sejmowej speckomisji, obecnie koordynator ds. służb specjalnych.
Kamery w atrapach
Prokuratura od kwietnie zajmowała się tą sprawą. Przez ponad 6 miesięcy czekała na opinię biegłych, którzy mieli wyjaśnić, czy urządzenie rejestrowało dźwięk i obraz, a także czy na nośnikach z restauracji zapisano dźwięk i obraz ze spotkań polityków bądź innych osób.
- W toku postępowania ustalono, iż w jednej z warszawskich restauracji w roku 2013 zainstalowano łącznie 6 kamer. Kamery zostały zainstalowane w atrapach czujników ruchu. Zainstalowane urządzenia wyposażone były w opcję nagrywania obrazu oraz dźwięku, jednakże mikrofony nie zostały podłączone do rejestratora i nie rejestrowały dźwięku. Ustalenie to potwierdza opinia biegłego z dnia 29 września 2015 r. Obraz zapisywany był na dysku twardym rejestratora, gdzie był on systematycznie nadpisywany. Nagrania te nie były zapisywane i kolekcjonowane na innych urządzeniach - tłumaczy portalowi tvn24.pl Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Popularna wśród VIP-ów
- Z informacji, które uzyskaliśmy wynika, że podsłuch nie należał do żadnej z polskich służb, czyli nie był stosowany przez organy państwa, zgodnie z przepisami np. o operacjach specjalnych. Oznacza to, że musiał zostać zamontowany przez osoby czy firmy prywatne, zaś zgodnie z polskim prawem nagrywać można tylko za zgodą osoby, która jest rejestrowana – tłumaczył Paweł Olszewski (także PO), inny członek komisji ds. służb specjalnych.
Pilnowali pracowników a nie polityków
Jak mówi prokurator Nowak, właścicielka restauracji zeznała, że kamery były zamieszczone, by nadzorować pracowników restauracji. - Byli oni o tym uprzedzeni. Kamery monitoringu zamontowane w restauracji nie dokonywały rejestracji dźwięku. Kamery te, mimo że były ukryte w czujnikach ruchu, stanowiły w istocie rzeczy zabezpieczenie typowe dla ochrony obiektów użytkowych. Zamontowane w restauracji urządzenia w żaden sposób nie odbiegały od specyfikacji kamer ogólnie dostępnych na rynku.
W piątek prokurator wydał postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie pozyskania w okresie od 24 czerwca 2014 roku do 7 listopada 2014 roku w Warszawie urządzeń podsłuchowych i wizualnych, które następnie zostały zamontowane w atrapie czujnika ruchu, tj. o czyn z art. 269b § 1 k.k., wobec braku znamion czynu zabronionego.
Jak się dowiedzieliśmy, to specjaliści Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przez sześć miesięcy sprawdzali, czy kamery nagrywały dźwięk i obraz. Dlaczego tak długo? - Uzyskiwanie i procesowe zapisywanie danych z rejestratora było długotrwałe z uwagi na nietypowy sposób zapisu danych na rejestratorze - odpowiada prokurator Nowak.
Autor: Maciej Duda / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24