Wyobraź sobie, że Polacy już dawno płacą podatek liniowy, a dyskutowany jest pogłówny. Małżeństwa homoseksualne zalegalizowano dwie kadencje Parlamentu temu, za sprawą premiera Adama Tęczy, zdeklarowanego geja. Traktat Lizboński odrzucono - mówiła o tym Monika Ojejnik w "Kropce w oczy". Takie rzeczy to tylko w świecie Politiki. Bo Politika to gra komputerowa.
Nawet Pawła Stapfa - twórcę gry, zaskoczyło, jak bardzo serio uczestnicy mogą traktować komputerową zabawę. Refleksja przyszła w momencie, gdy nowo wybrany prezydent zadeklarował, że na okres swojej kadencji rezygnuje z innych zajęć, tych w realnym świecie. - Bo w naszej grze tak naprawdę tylko pieniądze są wirtualne, a emocje, adrenalina, walka o wpływy, prawdziwe - opowiada Stapfa.
Pomysł był prosty: odwzorować polityczną rzeczywistość, by dać szansę wszystkim internetowym trollom, co mądrzą się na forach, a także newsowym nałogowcom, studentom politologii i tym, którzy "nie mieli szansy, a jakby mieli to by pokazali", zasmakować życia politycznego zwierzęcia. Tak powstała pierwsza, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, polityczna gra przeglądarkowa.
Ponad 50 tys. użytkowników: polityków, dziennikarzy i lobbystów i szemranych biznesmenów walczy o władzę w wymyślonym świecie. Do tej pory odbyło się 9 rozgrywek, 54 sesje parlamentu, 27 prezydenckich kadencji, powstało 20 liczących się partii politycznych i kilkaset kanapowych.
Pół żartem, pół serio
"Pani Redaktor, Jestem uczestniczką gry politycznej, w której nawet najdrobniejsza wiedza o mnie i moich kolegach była już wykorzystywana w brudnych kampaniach wyborczych. W tej grze już mi grożono użyciem siły, prokuratorem i innymi skandalami. Jak Pani widzi gram dalej i nie poddaję się, ale i nie mam zamiaru ułatwiać życia swoim wrogom" - napisała Róża, odmawiając telefonicznej rozmowy. I tak wywiad z panią premier przeszedł mi koło nosa.
- Tak to jest - śmieje się Stapf. I tłumaczy, że w świecie Politiki wszystko staje się polityczne. Także ten tekst. Może wywrócić scenę polityczną do góry nogami. - Proszę uważać - śmieje się.
Opowiada, jak ludzie trafiają do gry jako idealiści. Szczerze wierzą, że będą prawdziwymi liberałami czy socjalistami, w każdym razie ludźmi wiernymi swym poglądom. Już po kilku dniach, góra tygodniach, wielu z nich zmienia się nie do poznania. Często wychodzą z nich przekupni i cyniczni nepoci. A ile było afer, trudno zliczyć. Jeden z premierów deklarował się jako twardy prawicowiec i pod takimi hasłami wygrał wybory. A potem obsadził rząd … lewicowcami. Okazało się, że to byli jego prawdziwi kumple. Gracze często wprowadzają kogoś do partii konkurencyjnej, żeby ją rozbić od środka.
Sposób na prezydenturę
Nie udało się porozmawiać z premier, za to z prezydentem i to pięciokrotnym i owszem. – Cztery razy pełniłem ten urząd jako Józek Dziura i raz jako Jarosław Malinowski. Z kadencji Malinowskiego jestem najbardziej zadowolony. Udało mi się wygrać zupełnie nieznanym kandydatem, w dodatku bezpartyjnym. Myślę, że kampania była dobra – mówi z dumą Tomek, 27-letni księgowy ze Śląska. Przepis na sukces: dotrzymywać przedwyborczych obietnic. A coś bardziej pragmatycznego? – Trzeba ludzi wciągać w społeczne debaty. Na wszystkie możliwe tematy: ekonomii, aborcji, parytetów, polityki międzynarodowej. Nawet jeśli ludzie się z tobą nie zgodzą, to czują, ze ich traktujesz poważnie. Potem to może zaprocentować.
W świecie Politiki zgłosić można każdy pomysł, zarówno zupełnie szalony, jak i żywcem przeniesiony z realnego świata. I takich jest zdecydowana większość: liberalizacja ustawy antyaborcyjnej, lustracja, in vitro, zaangażowanie w konflikty zbrojne. Wcale nie jest łatwo przekonać do swojej opinii kilkanaście tysięcy ludzi. Adam, choć z realną polityką nie miał i nie ma nic wspólnego, tak się wciągnął, że zaczyna myśleć o własnej partii w realu. Takiej która przyciągnie ludzi, którzy jeszcze nigdy nigdzie nie należeli.
- A wracając do sposobu na wyborczy sukces – mówi Adam – to zapomniałbym o najważniejszym. Trzeba dużo udzielać się w mediach. Józek, choć jest przewodniczącym poważnej partii Harmonia Demokratyczna, został też współprowadzącym satyrycznego programu „Teraz Bracia”
Poligon dla PiS i PO?
Paweł Stapf nie przewidział też, że jego gra zacznie się wylewać na inne obszary internetowego świata. Spoty wyborcze z Politiki chodzą na YouTube, bo to w wirtualu jak publiczna telewizja. Gra ma też własną odnogę Wikipedii, gdzie można dowiedzieć się "who is who" w wirtualnym świecie. Po roku istnienia (dwóch licząc wersję beta) ma prawie 50 tys. uczestników. Choć tak na co dzień aktywnych jest ok. 18 tysięcy.
Mnóstwo jest emigrantów, jakby tęsknili za tym polskim politycznym piekiełkiem. I to zarówno tych z Wysp, jak i z Antypodów. Ci ostatni strasznie narzekają, że sesje parlamentu w niedogodnych dla nich godzinach, a mimo to grają. Stapf zdradza też po cichu, że wielu uczestników gry loguje się z biur poselskich i partyjnych siedzib. Jako administrator ma dostęp do IP uczestników. Ale czy to sami politycy, czy asystenci trudno powiedzieć. - Ja od dawna coś takiego podejrzewam - wtóruje mu Wiesław, lat 47, były radny Platformy. Do gry wciągnął go syn student. Teraz grają obaj.
Wiesław zaapelował nawet na Hyde Parku do wszystkich graczy, że jeśli są wśród nich działacze PiS w realnym świecie, to powinni się ujawnić. Nie zadziałało. Jego zdaniem politycy mogą traktować grę jak poligon doświadczalny.
- Zdarza się, że jakaś idea czy afera pojawia się w grze, a za kilka dni słyszę o tym w telewizji. Normalnie deja vu.
Pod wpływem gry Wieśkowi wykrystalizowały się poglądy polityczne także w realnym życiu. Kiedyś był Platformersem, bo był taki letni – jak mówi – kompromisowy. Głosował, żeby nie tracić głosu, hołdował politycznej poprawności. W grze nauczył się wyrazistości, twardej obrony swoich racji. Zdecydowanie przesunął się na prawo. Teraz wierzy w Marka Jurka.
Gra jako Karol Dickens, przewodniczący konserwatywno liberalnej partii Koliber. Dwa razy był premierem, raz ministrem gospodarki, co lubi najbardziej.
Monika wyszła za mąż
Dziennikarka Monika Ojejnik z programu "Kropką po oczach" to alter ego Daniela, studenta politologii z Siedlec i redaktora strony NorthKorea.pl. Wszelkie podobieństwo postaci zamierzone. Bo bez TVN24, jak mówi Daniel, trudno sobie polityką wyobrazić. - Zaczynała w samych początkach parlamentaryzmu, jako młoda dziennikareczka Monisia. Potem jako Monika Ojejku prowadziła Kropkę w Politice na czacie. Ale, że czas w politice biegnie szybciej niż w realu (bo minęło już kilkadziesiąt, a nie kilka kadencji parlamentu) to teraz jest Moniką Ojejnik - Końciuciajło, kandydowała na urząd premiera, a że się nie udało, została rektorem Akademii Dziennikarstwa.
Drugie nazwisko stąd, że wyszła za Gerwazego, ultraprawicowego, podupadłego polityka. Końciuciajło dał ogłoszenie, że szuka żony do prania i gotowania. Ona go nazwała męską szowinistyczną świnią. On napisał dla niej wiersz….
Źródło: tvn24.pl