Ścięty sygnalizator świetlny i rozbity radiowóz, to efekt kolizji jaką spowodowali dzisiaj nad ranem kaliscy policjanci. Jechali do mieszkania, w którym włączył się alarm - informuje portal NaszeMiasto.pl za "Głosem Wielkopolski". Dziennikarz gazety, który chciał zrobić zdjęcia na miejscu zdarzenia został wylegitymowany, był długo i wnikliwie sprawdzany w policyjnej bazie.
Jak relacjonuje portal, do zdarzenia doszło krótko po godzinie 5. Policja otrzymała zgłoszenie, że na jednym z kaliskich osiedli włączył się alarm. W związku z podejrzeniem, że może być to włamanie, na miejsce pojechał jeden z patroli.
Radiowóz na miejsce jednak nie dojechał. Na skrzyżowaniu Trasy Bursztynowej i ulicy Łódzkiej jego kierowca stracił panowanie nad autem i uderzył w znajdujący się po drugiej stronie jezdni sygnalizator. W radiowozie wystrzeliły poduszki powietrzne. Policjantom nic się nie stało. Obaj byli trzeźwi.
Kierujący radiowozem został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych - pisze serwis NaszeMiasto i dodaje, że kaliskiej policji najwyraźniej nie na rękę była obecność na miejscu zdarzenia dziennikarza lokalnej gazety. Reporter mimo okazania legitymacji prasowej oraz dowodu osobistego został zamknięty na blisko 20 minut w radiowozie w celu wylegitymowania i sprawdzenia, czy nie figuruje w systemie informatycznym policji jako osoba poszukiwana. W tym czasie próbowano bezskutecznie usunąć wrak policyjnego auta. Okazało się jednak, że nie da się go zwyczajnie odholować i konieczne było sprowadzenie lawety. W tym samym czasie osoby postronne bez skrępowania fotografowały rozbity radiowóz - pisze NaszeMiasto.
Źródło: Głos Wielkopolski, NaszeMiasto.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24