Policja poszukuje warszawskiego detektywa podejrzewanego o inwigilowanie wiceprezesa Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych oraz pracowników tej strategicznej spółki skarbu państwa - dowiedział się portal tvn24.pl. Detektyw zniknął latem tego roku po tym, jak dostał wezwanie do prokuratury. Miał usłyszeć zarzuty.
Detektyw Szymon S. jest podejrzewany o zorganizowanie inwigilacji pracowników spółki, która drukuje pieniądze, a także najważniejsze dokumenty w kraju, czyli Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.
- Szymon S. jest podejrzany o posłużenie się od lipca do września 2017 roku w kawiarni przy ulicy Freta [w Warszawie - red.] urządzeniem podsłuchowym w celu bezprawnego podsłuchania treści rozmów ustalonych w toku śledztwa osób - wyjaśnia rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński.
Wewnętrzna wojna?
- Lato ubiegłego roku to szczyt konfliktu w firmie. Ówczesny prezes Piotr Woyciechowski walczył z Solidarnością – wyjaśnia tvn24.pl jeden z byłych pracowników firmy. Według rozmówców portalu, którzy znają materiały zgromadzone przez prokuraturę, zlecenie inwigilacji dla detektywa pochodziło z kancelarii prawnej współpracującej w tamtym czasie z PWPW.
W dzienniku "Fakt" wiceszef Regionu Mazowsze Waldemar Dubiński opisywał wtedy sytuację tak: "W PWPW panuje dyktatura prezesa, który nie jest zainteresowany dialogiem z pracownikami. Gdy zaczyna rozmowy, każe podpisać swoje warunki, a jak pracownicy nie chcą się zgodzić, to obraża się i wychodzi".
Do dwóch lat więzienia
Wiadomo, że detektyw podsłuch instalował w jednej z kawiarni przy warszawskiej ulicy Freta, w której spotykali się m.in szefowie związku zawodowego Solidarność, działającego w PWPW, a także m.in. Tomasz Sztanga - członek zarządu PWPW, którego wyłoniła załoga.
Prowadząca śledztwo prokurator uznała, że działanie detektywa stanowi przestępstwo z artykułu 267 paragraf 3 Kodeksu karnego, za co grozi kara do dwóch lat więzienia. Nie dało się ustalić miejsca pobytu detektywa, więc prokurator zarządził jego poszukiwanie przez policję - poinformował prokurator Łapczyński. Jak ustalił portal tvn24.pl, prowadząca śledztwo prokurator określiła także, na czyje zlecenie działał detektyw. - Jest za wczesny etap postępowania, aby taką informację przekazać opinii publicznej - mówią jednak śledczy.
Szymon S. nie ma renomy w świecie usług detektywistycznych. Publicznie był znany z działań w ramach stowarzyszenia Solidarni 2010. - Miał dobre kontakty wśród ludzi wywodzących się z CBA, którzy po wygranych wyborach wrócili do służby. Znali się, współpracowali i wspólnie pili wódkę. Zniknięcie S. jest sensacją w naszym środowisku. Zastanawiamy się, kogo jeszcze nagrywał poza pracownikami PWPW. Ukrywa się, czy coś mu się złego przytrafiło? - mówią nasi rozmówcy z warszawskiego świata detektywów.
Woyciechowski: zaprzeczam
Piotr Woyciechowski został jednogłośnie odwołany z funkcji prezesa zarządu PWPW przez Radę Nadzorczą PWPW jesienią 2017 roku. Odbiło się to głośnym echem w świecie politycznym, gdyż od początku lat 90. Woyciechowski był jednym z najbliższych współpracowników Antoniego Macierewicza. Mimo deklarowania, że zwalcza "układy PRL-owskich służb", do wytwórni Woyciechowski ściągnął byłego oficera Służby Bezpieczeństwa. - Widzieliśmy go w kawiarni w dniu, z którego pochodzą podsłuchane nasze rozmowy - mówi o byłym oficerze SB tvn24.pl jeden ze związkowców. Zadaliśmy pytania byłemu prezesowi, czy zlecał podsłuch detektywowi Szymonowi S. "Nie znam detektywa Szymona S. Nigdy i w żadnym wypadku nie zlecałem jakichkolwiek działań polegających na inwigilacji członka zarządu pana Tomasza Sztangi i związkowców działających w spółce" - przekazał nam w mailowej odpowiedzi były prezes wytwórni dokumentów.
Autor: Robert Zieliński r.zielinski@tvn.pl / Źródło: tvn24.pl