Nie było przypalania papierosami modlących ani oddawania moczu na znicze - policja zdecydowanie zaprzecza słowom Jarosława Kaczyńskiego, według którego doszło do takich incydentów pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. - Takie informacje nie mają żadnego potwierdzenia w faktach - zapewnił rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.
Mariusz Sokołowski odniósł się do czwartkowej wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w Sejmie powiedział, że w Polsce "nie ma żadnej praworządności" na co dowodem są wydarzenia, do których doszło pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim. Prezes PiS wyliczył incydenty, do których miało dojść pod Pałacem i podkreślił, że policjanci ani funkcjonariusze ABW na nie nie reagowali.
- Krzyż był profanowany, bici byli ludzie, obrażani byli ludzie, kobiety. (...) Miały miejsce fakty bicia, gaszenia papierosów na szyjach modlących się kobiet, miały (...) miejsca takie fakty, jak oddawanie moczu na palące się znicze, które miały uczcić poległych w katastrofie smoleńskiej, w tym szczególnie znienawidzonego prezydenta, byłego dziś, nieżyjącego, ś.p. mojego brata - stwierdził w czwartek Kaczyński.
"Takie informacje nie mają żadnego potwierdzenia w faktach"
Policja rewelacjom prezesa PiS zaprzecza. - Takie informacje nie mają żadnego potwierdzenia w faktach. Gdyby do czegoś takiego doszło, policjanci natychmiast by zareagowali - dodał. Zapewnił, że policjanci nie mieli żadnego nakazu niereagowania. - Dla policji wyznacznikiem działania jest prawo. Interweniują, w każdej sytuacji, gdy jest ono łamane - dodał Sokołowski. Zaprzeczył też, by jakikolwiek z zauważonych przez policjantów lub zgłoszonych im incydentów dotyczył "przypalania kogokolwiek papierosem czy gaszenia zniczy moczem".
- W okresie, gdy przed Pałacem Prezydenckim stał krzyż, doszło w sumie do 48 incydentów. Głównie były to przepychanki, obraza uczuć religijnych, znieważenia - zarówno ze strony przeciwników, jak i zwolenników pozostawienia krzyża. Emocje, jakie towarzyszyły osobom zgłaszającym tego typu rzeczy były bardzo duże. Każdorazowo spisywano notatki policyjne. W większości przypadków jednak, po powiadomieniu policjanta, nie składano formalnego zgłoszenia na komendzie, mimo że funkcjonariusze informowali, że jest to konieczne - dodał Sokołowski.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24