Po pierwszym komunikacie, który był podany w języku włoskim, rozległy się brawa, więc już wszyscy wiedzieli, że są to dobre informacje - mówił w piątek obecny na statku Costa Smeralda Polak, Bartosz Jachimowicz. Na wycieczkowcu odwołano wcześniejszy alarm związany z podejrzeniem koronawirusa u pary pasażerów z Chin.
W czwartkowy wieczór odwołano alarm na statku wycieczkowym Costa Smeralda, który rano został unieruchomiony w porcie w mieście Civitavecchia koło Wiecznego Miasta w związku z podejrzeniem koronawirusa u pasażerki z Chin i jej męża. Wszystkim sześciu tysiącom pasażerów zabroniono opuszczenia pokładu. Badania wykluczyły jednak obecność wirusa.
"Usłyszeliśmy, że wynik testów jest negatywny"
Jak powiedział TVN24 Bartosz Jachimowicz, Polak, który przebywa na wycieczkowcu, oficjalne ogłoszenie, że na statku nie ma osób zakażonych wirusem pojawiło się w czwartek około godziny 22. - W momencie, kiedy było ogłoszenie kapitana, wszystkie przedstawienia są przerywane, w każdym miejscu na statku słychać głos kapitana. Tak się składa, że akurat byliśmy w tym momencie w teatrze, oczywiście z pasażerami z różnych krajów i po tym pierwszym komunikacie, który był podany w języku włoskim, rozległy się brawa, więc już wszyscy wiedzieli, że są to dobre informacje - powiedział Jachimowicz.
Następnie wypowiedź kapitana przetłumaczono na inne języki. - Usłyszeliśmy, że wynik testów jest negatywny i że dzisiaj statek dobije do brzegu między godziną 7 a 7.30 - przekazał Jachimowicz. Później dodał, że dowiedział się, iż pierwsze osoby opuściły statek już w nocy.
Jak mówił Jachimowicz, na statku zostało uruchomione specjalne biuro, w którym można było przebukować swoje bilety oraz otrzymać pomoc w powrocie do domu. - O 12.30 statek będzie przyjmował kolejnych pasażerów, który mieli się dosiąść wczoraj - powiedział.
"Obsługa przywiązywała trochę większą dozę czujności, jeśli chodzi o czystość"
Pasażer statku mówił, że na wycieczkowcu panował spokój. - Na początku nie do końca było wiadomo, co się dzieje, ta sprawa się przedłużała, bo sporo osób po prostu czekało od rana na możliwość zejścia na ląd, chcąc uczestniczyć w wycieczkach fakultatywnych i nie było na początku jasnej informacji. Tak naprawdę ostateczna informacja o tym, że nie będzie można zejść na ląd, pojawiła się koło godziny 14. Wtedy wszyscy czekali na oficjalny komunikat, co będzie dalej. Była lekka niepewność, ale wszyscy byliśmy w kontakcie z naszą panią pilot, która udzielała nam na bieżąco informacji, więc panował spokój - dodał.
- Załoga nie dawała odczuć, że coś tutaj się dzieje. Życie toczyło się normalnie. To, że mieliśmy informacje na bieżąco też pomagało - podkreślił Jachimowicz w rozmowie z TVN24.
- Z informacji, które udało się nam uzyskać tutaj, na statku, wiedzieliśmy, że na opuszczenie statku nie zgadza się burmistrz i że to jest jego decyzja i że prawdopodobnie w najbliższym czasie powinno się to wyjaśnić - opowiadał.
Polak zapewnił, że informacja o potencjalnym zagrożeniu nie spowodowała żadnych zakłóceń, jeżeli chodzi o harmonogram dnia. - W ciągu dnia na statku zawsze jest taki plan, który jest przygotowywany dzień wcześniej z informacją, co jest w danych godzinach otwarte. Część osób spędzała czas w ciągu dnia na basenie. Obsługa przywiązywała trochę większą dozę czujności, jeśli chodzi o czystość, co było widać szczególnie przed wejściem do restauracji. Tam pilnowano, żeby każdy zdezynfekował ręce - wyjaśniał.
Epidemia koronawirusa
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła w czwartek alert w związku z koronawirusem. Chińska narodowa komisja zdrowia poinformowała w nocy z czwartku na piątek, że liczba ofiar śmiertelnych nowego patogenu wzrosła do 213.
Nowy typ koronawirusa wykryto w chińskim mieście Wuhan w grudniu 2019 roku. Objawy choroby to: gorączka, trudności w oddychaniu, a także nacieki w płucach. Światowa Organizacja Zdrowia przesłała do szpitali na całym świecie wytyczne dotyczące zapobiegania i kontroli zakażeń.
Tajemniczy wirus powoduje zapalenie płuc, które jest nieco lżejsze od zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej SARS, czyli nietypowego zapalenia płuc. Pojawiło się ono po raz pierwszy w końcu 2002 roku w chińskiej prowincji Guangdong.
Źródło: TVN24, PAP