Po tragicznym wypadku w zakładzie kamieniarskim, gdzie maszyna praktycznie zmiażdżyła mu twarz, Grzegorz Galasiński przeszedł operację jakiej jeszcze nie było. Był to pierwszy na świecie przeszczep twarzy, który uratował życie. Efekty operacji zobaczyliśmy pod koniec lipca.
Ogromne wyrzeczenia
Pół roku po przeszczepie Galasiński musi być bardzo ostrożny. - Muszę uważać na różne infekcje. Jeśli ktoś przyjdzie mnie odwiedzić, to zazwyczaj daje mu maseczkę - opowiada.
Dla zachowania bezpieczeństwa Galasiński musiał się rozstać z ukochanym psem, wszystko po to, by bakterii było jak najmniej. - Ja mam dość duże podwórko, które jest podzielone na trzy różne części. Ja jestem oddzielony na tej pierwszej i na dalsze nie wchodzę, bo tam mogą jakieś bakterie wystąpić - opowiada.
Kluczowy optymizm
Kierownik zespołu Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Mikronaczyniowej zdradza, że były pewne obawy, czy wszystkie przeszczepione elementy twarzy stworzą całość. Pomógł optymizm pacjenta.
- Wykazał się niesamowitą wolą wewnętrzną, wolą, charakterem. Jest to pewnie jeden z najbardziej istotnych elementów, dlaczego pan Grzegorz, tak dzisiaj funkcjonuje. Życzyłbym sobie i każdemu takiego optymizmu i wiary - opowiada profesor Adam Maciejewski z Centrum Onkologii w Gliwicach.
Raz na dwa tygodnie pacjent przechodzi rutynowe badania. Lekarze wciąż modyfikują leki, które zapobiegają odrzutowi przeszczepionej twarzy.
- Ja dostałem drugie życie. Nie oczekuje niczego więcej. Dla mnie drugi dar. Największy dar jaki można otrzymać od kogokolwiek - mówi wzruszony Grzegorz Galasiński.
Autor: adsz//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24