Sprawa dziecka porwanego z Sulejowa to dla prokuratury twardy orzech do zgryzienia. Relacje matki 1,5-rocznego Kacpra i 21-letniego domniemanego porywacza zupełnie się różnią. - Chciałem pomóc temu dziecku, było bite - wyjaśnia w rozmowie z TVN24 Paweł L. Z kolei matka dziecka Olga M. zapewnia, że dobrze zajmuje się zarówno synem, jak i starszą córką i nie pozwoli, by zostały jej odebrane.
Jak dowiedziała się TVN24, wobec Pawła L. zastosowano dozór policyjny. Na razie nie wiadomo jeszcze, jaki będzie los dziecka znalezionego w "oknie życia" w klasztorze salezjanek w Piotrkowie Trybunalskim. Nie ma pewności, czy Kacper trafi do matki, bo Olga M. od kilku miesięcy ma ograniczone prawa rodzicielskie i - zdaniem sądu rodzinnego - jest "osobą niewydolną wychowawczo".
"Nie pozwolę, by mi odebrano dzieci"
Tymczasem matka Kacpra zdecydowanie zaprzecza, by miała jakiekolwiek problemy z wychowaniem swoich dzieci. - Ja dziećmi zajmuję się dobrze. Ja chodzę w jednych ubraniach, dzieci mają wszystko. Całe pieniądze wkładam w nich, im niczego nie brakuje - zapewnia w rozmowie z TVN24 Olga M. Zapowiada, że nie dopuści do tego, by sąd odebrał jej dzieci. - Będę o nie walczyć, bo one są dla mnie najważniejsze i nie pozwolę, by mi je odebrano - mówi matka Kacpra.
Przebieg zdarzeń wg Olgi M.
Pytana o to, jak mogło dojśc do porwania Kacpra z ich domu w Sulejowie, kobieta wyjaśnia, że stało się to pod jej nieobecność. Jak tłumaczy, tego dnia miała zaplanowaną wizytę u lekarza ze starszą córeczką - 2,5-letnią Kasią. Wtedy to - według niej - w mieszkaniu miał pojawić się Paweł L. - przyjaciel rodziny. Korzystając z jego obecności, mąż Olgi M. poszedł do sklepu.
Jak mówi matka Kacpra, po tym, jak stwierdziła, że chłopca nie ma w domu, najpierw zadzwoniła do teściowej. To właśnie ją Olga M. obwinia o namówienie Pawła L. do porwania dziecka. Kobieta miała już wcześniej sugerować matce Kacpra i Kasi, by dzieci oddała do domu dziecka. Jak przyznaje Olga M., jej relacje z teściową od dawna źle się układały.
Wiadomo też, że nie tylko Olga M. wraz z dziećmi, ale również teściowa Olgi M. oraz Paweł L. byli pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Do tej pory policji nie udało się ustalić miejsca pobytu męża Olgi M. i go przesłuchać. Swoje dzieci Olga M. ma z innym partnerem, z którym była w przeszłości. Ten przebywa w tej chwili za kratkami.
"Chciałem pomóc temu dziecku i pomogłem"
Z kolei domniemany porywacz małego Kacpra teraz musi się cyklicznie meldować na policji. Ma także zakaz zbliżania się do Olgi M. i do jej dzieci. Do zabrania dziecka się przyznaje, ale - jak twierdzi - zrobił to z porywu serca. Według jego relacji, wszedł do mieszkania, zobaczył, że Kacper jest sam i zabrał go do samochodu. Robiąc to, nie planował, że zostawi dziecko w oknie życia.
Jednak w piątek w prokuraturze podejrzany o porwanie zmieniał swoje zeznania i raz umiejscowił na posesji partnera Olgi M., a innym razem twierdził, że go tam nie było.
- Dorze zrobiłem, będzie miał lepiej tam niż u matki - mówił Paweł L. w rozmowie z TVN24. Powodem jego zachowania - jak twierdził - był fakt, że dziecko było bite. - Chciałem pomóc temu dziecku i pomogłem, tylko teraz skończyło się (kłopotami) - dodał.
21-latek przyznał, że kiedy zabierał dziecko z jego domu - o konsekwencjach swojego czynu nie myślał. - Na drugi raz będę wiedział, co robić. Na to wychodzi, że nie warto pomagać w takiej sytuacji. Po co pomagać, jak tu zaraz wsadzają za kratki - stwierdził. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Paweł L. nie przyznaje się do tego, by ktokolwiek inspirował go do zabrania Kacpra z mieszkania.
Kacper przebywa w szpitalu
W środę Olga M., matka dwójki małych dzieci, zgłosiła porwanie swojego syna w Sulejowie, gdzie mieszka. Okazało się, że w tym czasie mieszkaniec miasteczka i przyjaciel rodziny - pojechał z Kacprem do Piotrkowa Trybunalskiego i tam zostawił go w klasztorze sióstr salezjanek, w "oknie życia".
W czwartek mężczyzna został zatrzymany przez policję, a w piątek przed południem przesłuchany w prokuraturze i wypuszczony na wolność. Jest objęty dozorem policyjnym.
1,5-roczny Kacper przebywa w tej chwili w szpitalu z lekkim przeziębieniem, a jego stan jest określany przez lekarzy jako dobry.
Matka bita przez partnera
Rodzina, która zgłosiła zaginięcie chłopca, jest dobrze znana prokuraturom i policji. Po raz pierwszy funkcjonariusze zainteresowali się nią w 2010 r., gdy Olga M. zgłosiła się, informując ich o tym, że jest bita przez swego partnera. - W rodzinie była przemoc i jej świadkiem była Kasia (niespełna roczna wtedy starsza siostra Kacpra - red.) - wyjaśniła rzecznika SO.
Po doniesieniu na policję o znęcaniu się nad matką, sąd rodzinny zdecydował o przeniesieniu Olgi M. do domu Samotnej Matki w Łodzi, bo w tym czasie była już w ciąży z drugim dzieckiem. Po trzech miesiącach matka mogła wrócić do mieszkania, bo wyprowadził się z niego partner.
"Niewydolna wychowawczo"
Równocześnie sąd prowadził postępowanie sprawdzające, które miało wyjaśnić, czy Olga M. potrafi sama zajmować się dziećmi. Sąd uznał, że nie jest do tego zdolna. - Okazała się osobą niewydolną wychowawczo. Nie potrafiła zapewnić dzieciom podstawowych potrzeb, jak higieny osobistej - tłumaczyła w rozmowie z TVN24 Agnieszka Leżańska, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim.
Rzeczniczka dodała, że w tej chwili Olga M. ma "ograniczoną władzę rodzicielską poprzez wprowadzenie nadzoru kuratora". Ten składał jej przez całe miesiące wiele wizyt, głównie niezapowiedzianych - tak, by nie mogła się do nich przygotować.
- Każda wizyta kuratora kończyła się pouczeniem i przekazywaniem rad, jak ma wykonywać swoje obowiązki. Kurator motywował ją do działania, wspierał - wyjaśniła Leżańska.
Jaki los spotka dzieci?
Ponieważ kurator przez kolejne miesiące donosił o problemach kobiety z wychowaniem dzieci, na grudzień ubiegłego roku wyznaczono termin rozprawy w sądzie rodzinnym, na którym miał zostać zgłoszony ewentualnie wniosek o skierowanie 2,5-letniej Kasi i półtorarocznego Kacpra do domu dziecka. Olga M. nie stawiła się jednak w sądzie i w styczniu miał zostać wyznaczony nowy termin rozprawy. Wcześniej doszło jednak do domniemanego uprowadzenia chłopca.
Leżańska dodała, że sąd może zdecydować o czasowym odebraniu dzieci matce bez rozmowy z nią "tylko w bardzo drastycznych przypadkach, gdy zagrożone jest ich zdrowie, życie". - Oczywiście nie jest to wykluczone. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji - dodała.
Rzeczniczka dodała, że w piątek do mieszkania Olgi M. uda się kurator, który na wniosek sądu sprawdzi i wyda opinię o warunkach, w jakich żyją przeziębiony i przebywający obecnie w szpitalu Kacper oraz 2,5-letnia Kasia. Po wizycie sędzia zdecyduje, jakie kroki podejmie dalej w tej sprawie.
Autor: adso, mon/mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 | TVN24