Rocznie ok. 200 tys. osób trafia do izb wytrzeźwień. Ich liczba z roku na rok maleje. Czy ten dla wielu relikt PRL jest jeszcze w ogóle potrzebny?
Dla pracowników warszawskiej izby wytrzeźwień czas wytężonej pracy zaczyna się codziennie po godz. 20. Większość "klientów" jest agresywna, część jest tak pijana, że nie może powiedzieć jak się nazywa, czy gdzie mieszka.
Niektórzy trafiają tu każdego dnia, 365 dni w roku. Wbrew powszechnemu wyobrażeniu, gości izby wytrzeźwień się nie myje. Jest za to tzw. "brudny oddział". Duża część pacjentów to sprawcy awantur domowych, do izb trafiają też prześladowane kobiety. Często specjalnie, by uniknąć powrotu do domu.
"Ja chcę z panem Tuskiem rozmawiać"
Większość osób awanturuje się i twierdzi, że nie rozumie, dlaczego się tutaj znalazła. O przywiezieniu do izby najczęściej decyduje, czy ktoś zagraża sobie lub innym. Większość pacjentów izby wytrzeźwień utrzymuje, że nic nie piła.
Niedawno do warszawskiej izby trafił obywatel Francji. Jako adres podał Paryż. - Ja chcę z panem Tuskiem rozmawiać - awanturował się. Do izby trafiają cudzoziemcy, czasem trafiają też dzieci. Najmłodszy pacjent miał 10 lat.
Czy izby wytrzeźwień, wprowadzone we wczesnym okresie PRL, są jeszcze potrzebne? W zeszłym roku do tej warszawskiej trafiło 25 tys. kompletnie pijanych osób. W Europie izb wytrzeźwień praktycznie nie ma. Anglicy straszą już swoich kibiców polskimi placówkami. Eksperci podkreślają, że izby to nie jest zły pomysł, ale nie ma też długofalowej pomocy dla ich bywalców (statystyki mówią o 800 tys. alkoholikach w Polsce).
550 codziennie
Dwa lata temu istniały w Polsce 43 izby, dziś jest ich 37. Kilkanaście dni temu wrocławscy urzędnicy także podjęli decyzję o likwidacji izby wytrzeźwień. W zamian tworzą ośrodek pomocy i wsparcia.
Za pobyt w izbie wytrzeźwień trzeba zapłacić średnio 250 złotych. Problem w tym, że udaje się ściągnąć pieniądze jedynie od 30 procent pijanych. Liczba dowożonych do izb wytrzeźwień stale utrzymuje sie na podobnym poziomie. Rocznie to około 200 tysięcy pijanych. Wśród nich coraz więcej jest dzieci. W zeszłym roku ponad półtora tysiąca. Ostatniej nocy do polskich izb trafiło ok. 550 osób.
Źródło: tvn24