|

Ile tak naprawdę potrzebuję, aby wieść godne życie?

Ludzie wokół nas nie tylko kształtują nasze pragnienia, ale też oceniają, na ile udało nam się je zaspokoić
Ludzie wokół nas nie tylko kształtują nasze pragnienia, ale też oceniają, na ile udało nam się je zaspokoić
Źródło: AdobeStock

Wiem, ile Polakom wystarczy. Wiem, ile muszą zarabiać, by nie chcieć więcej - pisze dla TVN24+ prof. Piotr Michoń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. I to jest ta dobra wiadomość. Ale - klasycznie - mamy też i tę gorszą, by nie napisać wprost: złą. Jako ludzie jesteśmy nienasyceni. Więcej i tak nam nie wystarczy. I to co najmniej z pięciu powodów.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Przeczytałem kiedyś taką opowiastkę: na przyjęciu wydanym przez jakiegoś miliardera na Shelter Island spotkali się dwaj amerykańscy pisarze. Kurt Vonnegut zwrócił uwagę Josephowi Hellerowi, że ich zarządzający funduszem hedgingowym gospodarz zarobił w ciągu jednego dnia więcej pieniędzy, niż Heller kiedykolwiek zarobił na swojej szalenie popularnej powieści "Paragraf 22".

Na co Heller odpowiedział: - Tak, ale mam coś, czego on nigdy nie będzie miał.

- Co to takiego? - spytał Vonnegut.

- Ja mam wystarczająco - odparł Heller.

Załóżmy, że Heller mówi prawdę. A ja? A Ty? A oni? Czy wiemy, ile musimy mieć, by powiedzieć: "wystarczy"?

Pisarz Joseph Heller, autor m.in. bestsellerowej powieści "Paragraf 22"
Pisarz Joseph Heller, autor m.in. bestsellerowej powieści "Paragraf 22"
Źródło: PRESSENS BILD FILES/EPA/PAP

Ile to jest "wystarczająco"?

To pytanie chodziło za mną od dawna i dlatego, kiedy nadarzyła się okazja, by to sprawdzić, podjąłem taką próbę. Spróbowałem się dowiedzieć, ile Polacy uznają za wystraczająco dużo. Gdzie jest ta granica? Dzięki eksperymentowi myślowemu Wy też możecie sobie na to pytanie odpowiedzieć.

Wyobraź to sobie:

Oferuję Ci dochód do końca życia. Poważnie. To nie jest żadna piramida finansowa ani sprytny sposób bogacenia się na naiwności bliźnich. Zresztą zaraz się przekonasz. Jest odwrotnie niż w kasynie: możesz tylko wygrać, i nie możesz przegrać. Nie ma opłaty wstępnej, małego druczku i kosztów dostawy. Nic mi nie dajesz. Nic nie ryzykujesz.

Chcę tylko, abyście odpowiedzieli na pytanie:

Jaką sumę musiałbyś/musiałabyś otrzymywać każdego miesiąca, aby zgodzić się na to, by całkowicie przestać zarabiać?

Jeżeli się dogadamy, to ją dostaniesz.

Zanim jednak odpowiesz, weź pod uwagę, że taką samą ofertę złożyłem nie tylko tobie, ale i czterem innym osobom. Wygrywa ten, kto wskaże najniższą sumę.

Ważne: zakładamy, że do końca Twojego życia realna wartość pieniądza się nie zmienia i jest taka jak dziś. Mówiąc najprościej - nie musisz się martwić wzrostem cen. Nawet masła. To, co ode mnie otrzymasz, będzie rosło przynajmniej w tempie inflacji.

Teraz znasz już zasady:

  • dochód do końca życia pod warunkiem, że nie będziesz zarabiać;
  • wygrywa ta spośród pięciu osób, która wskaże najniższą sumę;
  • realna wartość dochodu nie zmieni się do końca twojego życia.

Przechodzimy do najważniejszego.

Wskaż swoją sumę.

Za ile miesięcznie zgodzisz się porzucić zarabianie?

Już?

To ile musiał(a)byś otrzymać?

Dwa tysiące złotych?

Nie, to pewnie za mało, przecież nie chcemy do końca życia egzystować w ubóstwie.

To co, cztery? Sześć? Dziesięć? Dwadzieścia tysięcy?

Najchętniej pewnie wpisalibyście milion, ale to nie jest dobra strategia. Wpisując tak wysoką sumę, prawdopodobnie przegracie z innymi osobami i nic nie dostaniecie.

O to właśnie chodzi w tym eksperymencie myślowym. Jest skonstruowany tak, by skłonić nas do oceny rzeczywistych potrzeb. Nie możemy ulec pokusie żądania za dużo, bo wtedy przegrywamy i zostajemy z niczym. Porzućmy więc myślenie życzeniowe i zastanówmy się, ile tak naprawdę potrzebujemy.

Nie możemy też wskazać zbyt niskiej sumy, bo wtedy schodzimy poniżej poziomu, który uznajemy za przyzwoity. Jeżeli nie masz zamiaru wstąpić do zakonu, w którym składa się śluby ubóstwa, byłoby mało roztropnym skazywać się na niedostatek do końca swojego życia.

A zatem podając sumę, tak naprawdę wskazujemy, ile nam wystarczy. Ile to jest dla nas "wystarczająco dużo".

Inflacja i spłaszczenie wynagrodzeń. Ekonomiści wskazują na efekty uboczne wzrostu płacy minimalnej
Źródło: Stefania Kulik/Fakty po Południu TVN24

Kiedy powiem sobie "dość"?

Blisko trzy lata temu napisałem tekst pod tytułem "O nienasyceniu. Ile to jest wystarczająco dużo?". Obiecałem sobie wtedy, że jeżeli pojawi się okazja, to zbadam, ile Polacy uważają za wystarczająco dużo. No i się udało. W ramach dużego badania finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki*, w jednym z kwestionariuszy zamieściłem opisany tutaj eksperyment. Dzięki temu wiem, jaki dochód Polacy uważają za wystarczająco duży dla zaspokojenia ich pragnień. Wiem, ile wynosi mediana. Wiem, jak to się zmienia wraz w wiekiem, zarobkami i wykształceniem.

No to po kolei.

Jeżeli chodzi o uznanie, ile to jest wystarczająco dużo, to jedną skrajnością będą ci, którzy chcą niewiele, wystarczy im ździebełko, i już. Na przeciwnym biegunie są osoby o najwyższych oczekiwaniach, które za wystarczające zarobki uznają takie, które są relatywnie duże. Skoro przyjąłem, że minimalistom wystarczy ździebełko, to trzymając się tej agrarnej metafory, możemy uznać, że osoby o najwyższych oczekiwaniach za wystarczające uznają posiadanie spichlerza.

Konkrety: grupa "wystarczy mi ździebełko" to osoby, które uznały, że wystarczający dla nich byłby co miesiąc dochód mieszczący się gdzieś między progiem ubóstwa (minimum socjalnym) a minimalnym wynagrodzeniem na rękę, czyli, dla uproszczenia, gdzieś między dwa a trzy i pół tysiąca złotych miesięcznie. Nie umiem powiedzieć, co tymi osobami kieruje. Może cenią prostotę i zwykłe bezpieczeństwo. Może to szczęśliwcy bez jakiegokolwiek kredytu. A może bardzo chcieli wygrać i nie do końca przemyśleli swoją odpowiedź. W końcu mogą stawiać przede wszystkim na spokój i szukać spełnienia gdzieś poza konsumpcją i posiadaniem. W tej grupie znaleźliby się ascetyczni minimaliści, jogini, Epikur, Szymon Słupnik i święty Franciszek, a także blisko 13 procent Polaków. Niemal co ósmy z nas uznaje, że do życia wystarczyłoby mu mniej niż trzy i pół tysiąca złotych miesięcznie.

Św. Franciszek z Asyżu, obraz Antona van Dycka
Św. Franciszek z Asyżu, obraz Antona van Dycka
Źródło: Artepics / Alamy Stock Photo/PAP

Na drugim końcu są ci, którzy za wystarczające minimum uznają coś, co kojarzy się nam z bogactwem. Dla nich "wystarczy" jest synonimem "do syta". "Dostateczny" to jest luksus, przepych, zbytek. W ich przypadku zlepek słów "wystarczająco dużo" nie przywodzi na myśl ograniczeń. Pragną spichlerza, w którym nie muszą dostrzegać źdźbła, kłosa czy nawet snopka. W tej grupie byliby alchemicy poszukujący kamienia filozoficznego, Midas, Krezus, Rockefeller czy Harpagon. W moim badaniu do tej grupy zaliczyłem osoby, które zgodziłyby się nie zarabiać, gdyby co miesiąc na ich konto wpływało nieco ponad 15 tysięcy złotych. Pewnie pomyślicie, że to i tak niewiele jak na tych, którzy oczekują najwięcej, może jednak zmienicie zdanie, gdy dodam, że średni oczekiwany dochód w tej grupie to 48 tysięcy złotych miesięcznie, a mediana to 30 tysięcy. Tak swoje minimum postrzega 16 procent badanych.

Starożytny król Midas. Czego nie dotknął, obracało się w złoto. Na początku szczęściu nie było końca, lecz z czasem...
Starożytny król Midas. Czego nie dotknął, obracało się w złoto. Na początku szczęściu nie było końca, lecz z czasem...
Źródło: Bettmann/Getty Images

Kiedy spojrzymy na wszystkich Polaków, to okaże się, że średni oczekiwany dochód miesięczny na rękę, który byłby wystarczająco wysoki, by zaspokoić nasze potrzeby, wyniósł niemal 13 600 złotych. W przypadku dochodów, tych rzeczywistych i tych oczekiwanych, średnia nie jest jednak najlepszą miarą. A to dlatego, że pojedyncze, bardzo wysokie albo bardzo niskie wartości znacznie zmieniają obraz całości. Przykładowo, w społeczeństwie, w którym jedna osoba zarabia sto tysięcy, a 100 osób dostaje trzy i pół tysiąca średnia wyniosłaby cztery i pół tysiąca, o 25 proc. więcej niż zarabia każda pojedyncza osoba, z wyjątkiem jednej. Dlatego z wielu powodów lepiej stosować medianę - to taka wartość, która dzieli nam grupę na dwie równe części, 50 proc. osób zarabia tyle samo lub mniej niż wynosi mediana, a drugie 50 proc. zarabia tyle samo lub więcej. W moim badaniu mediana tego, co w opinii Polaków oznacza wystarczająco dużo, wynosi 8 tysięcy złotych na rękę. Odnieśmy to do mediany wynagrodzeń podawanej przez GUS (6683,15 zł brutto, czyli około 4 886 netto), a okaże się, że wystarczająco dużo to około 60 proc. więcej niż dzisiaj dostajemy.

Porównajmy różne grupy. Choć różnica nie jest duża, to jednak mężczyźni oczekują więcej niż kobiety, osoby młodsze więcej niż osoby starsze, mieszkańcy dużych miast więcej niż mieszkańcy mniejszych miejscowości. Oczekiwania co do tego, ile to jest wystarczająco dużo, rosną też wraz z wykształceniem, dochodem rodziny oraz subiektywnie ocenianą sytuacją materialną gospodarstwa domowego (grafiki pokazujące te różnice prezentujemy w tekście - red.).

Nienasyceni

Choć szacunki na temat tego, co to znaczy "wystarczająco dużo" są oczywiście publikowane od dawna, to o czym piszę - to prawdopodobnie pierwsze na świecie badanie tego typu.

Dotychczas sporządzane szacunki opierały się nie na subiektywnej ocenie jednostki, ale na modelach, w których przyjmuje się określone założenia na temat tego, czego ludzie potrzebują. Przykładowo, w Stanach Zjednoczonych oszacowano, ile trzeba zarabiać, by prowadzić wygodne życie, będąc samotnie żyjącą osobą. Zrobiono to na podstawie danych z MIT Living Wage Calculator. W najdroższych stanach - takich jak Massachusetts, Hawaje czy Kalifornia - suma ta znacząco przekracza 100 tysięcy dolarów na rok. To dwa razy więcej niż wynosi mediana zarobków osoby pracującej na pełen etat. Nawet w należących do najtańszych stanów Oklahomie czy Alabamie dochód zapewniający wygodne życie szacowany jest na 150 proc. mediany.

Hawaje są jednym z najdroższych stanów USA
Hawaje są jednym z najdroższych stanów USA
Źródło: Shutterstock

Podobne analizy wykonano w Wielkiej Brytanii. Jednak tamtejsi naukowcy zamiast szacować, ile trzeba zarabiać, by mieć wygodne życie, obliczyli, ile trzeba zarabiać, by mieć akceptowalny standard życia. W roku 2023 było to 29,5 tysiąca funtów na rękę rocznie. W Zjednoczonym Królestwie niemal 30 proc. populacji żyje w gospodarstwach domowych, w których dochód jest poniżej poziomu zapewniającego podstawowy standard życia. Zauważmy, że w przypadku obu tych badań najpierw arbitralnie ustalano, czego ludzie potrzebują, a potem obliczano odpowiednie wartości. Tego typu pomiary są użyteczne, ale pomijają to, co myślą sami zainteresowani i nie biorą pod uwagę aspiracji, które mogą mieć ludzie.

Wyniki badań, zarówno amerykańskich, jak i brytyjskich, wyraźnie wskazują, że ludzie mają po prostu za mało. Może żeby żyć wygodnie, musimy mieć więcej? Odpowiadając "tak" na te pytania, jednocześnie zgadzamy się, że istnieje jakaś suma, która oznacza wystarczająco dużo. Obiektywnie - patrząc na koszty życia, możemy ją wyznaczyć. Może nawet gdyby wszyscy zarabiali tyle, by zapewnić sobie wygodne życie, moglibyśmy przestać dążyć do zwiększania naszego dochodu.

Tak samo myślał ekonomista John Maynard Keynes sto lat temu, pisząc swój słynny esej o tym, co się wydarzy pod koniec trzeciej dekady XXI wieku. Keynes był prawdziwym wizjonerem: przewidywał, że dzięki wzrostowi gospodarczemu ludzie nie tylko się wzbogacą, ale też w pełni zaspokoją swoje potrzeby. Mieliśmy być nasyceni niczym grubas w skeczu Monty Pythona. Mieliśmy mieć tak dużo, że ilość pracy wymaganej do utrzymania gospodarki w ruchu mogłaby zostać zredukowana do trzech godzin dziennie.

Ekonomista John Maynard Keynes (1883-1946) w swoim mieszkaniu w Londynie (marzec 1940)
Ekonomista John Maynard Keynes (1883-1946) w swoim mieszkaniu w Londynie (marzec 1940)
Źródło: Tim Gidal/Picture Post/Hulton Archive/Getty Images

Przewidywania Keynesa sprawdziły się, ale tylko częściowo. Dzisiaj jesteśmy tak bogaci, jak przewidywał Keynes, ba, nawet bogatsi, ale nic nie wskazuje na to, żebyśmy byli nasyceni. Chcemy więcej! I nie dotyczy to tylko tych z nas, którzy zarabiają mniej niż reszta społeczeństwa. Chcemy więcej i w nosie mamy obliczenia laureatów ekonomicznego Nobla i innych badaczy, sugerujące, że po osiągnięciu określonej wysokości dochodu jego dalszy wzrost nie prowadzi do wzrostu szczęścia.

Wystarczy? Toż to utopia!

Myśl, że moglibyśmy sobie powiedzieć "już", "wystarczy", "nie chcę, nie potrzebuję więcej" coraz częściej i śmielej jest opisywana jako utopijna. Dzieje się tak z wielu powodów.

Po pierwsze - brak górnego limitu to podstawowe założenie gospodarki wolnorynkowej. Mówiąc kolokwialnie, gdybyśmy wrzucili na luz, założyli nogę na nogę, i powiedzieli sobie "wystarczy", gospodarka rynkowa zaczęłaby się mocno chwiać. Idea, że ludzie mogliby uznać cokolwiek za "wystarczająco dużo", jest zakazana w myśleniu o ekonomii i pieniądzach.

Po drugie - chcemy więcej, bo konkurujemy z innymi o to, by móc korzystać z rzeczy, które ekonomiści określają jako rzadkie, tzn. takie, których jest za mało, by mogli z nich skorzystać wszyscy, bez względu na to, jak byliby bogaci. Piękne plaże, Tatry, mieszkania na Manhattanie, dzieła dawno zmarłych mistrzów czy wreszcie miejsce na Powązkach - nie rozmnożą się tylko dlatego, że zwiększy się liczba ludzi, którzy mają na to pieniądze. Najprostsze prawo ekonomii mówi, że w tym przypadku wzrośnie cena, o czym co roku przekonują się Polacy próbujący odpoczywać nad Bałtykiem.

Po trzecie - dziś nie wiemy jeszcze, co jutro uznamy za konieczne do życia; wiele z naszych potrzeb i pragnień jest sztucznie generowanych. Dlatego, kiedy nie mamy bidetu, to zaraz się okaże, że koniecznie go potrzebujemy. A kiedy mamy, to potrzebujemy nowego. Takiego, z listy "30 niespodziewanie imponujących prezentów dla osób, które mają wszystko", który przewyższa poziom oryginalnego modelu dzięki kontroli temperatury wody.

Po czwarte - choć chcemy myśleć, że nasze pragnienia są nasze - ja mam swoje, a Ty swoje - to nikt z nas nie żyje w izolacji od świata. Ludzie wokół nas nie tylko kształtują nasze pragnienia, ale też oceniają, na ile udało nam się je zaspokoić. Kupujemy, bo inni już mają. A zatem ja mogę uznać, że stara, wysłużona, pancerna nokia spełnia wymagania, jakie stawiam telefonowi komórkowemu, ale będzie mi przeszkadzać świadomość, że wszyscy wokół mają smartfony. Innym powodem tego, że chcę zarabiać więcej jest snobizm - kupuję właśnie dlatego, że inni tego nie mają. No i są jeszcze dobra statusowe: takie, których kupno i posiadanie potwierdza mój wysoki status społeczny.

Po piąte - chcemy zarabiać więcej, bo coraz więcej można kupić za pieniądze. Pieniądze są potrzebne do tego, by się uczyć, podróżować, realizować hobby; ale też za pieniądze możemy mieć przyjaciela albo kogoś, kto przed rodziną będzie udawał naszego partnera. Za pieniądze ktoś inny niż rodzina zaopiekuje się nami na starość lub gdy będziemy chorzy.

Będziemy więc zachwycać się proroctwami Keynesa, naukami Gandhiego, nawoływaniami do prostoty płynącymi od Thoreau i Epikura. Będziemy kupować książki Harariego, głośno opowiadać o ekonomii obwarzanka, a na akademiach cytować Fromma i Arystotelesa. A na końcu i tak większość z nas uzna, że my wiemy, ile to jest wystarczająco; i zawsze będzie to nieco więcej niż mamy dzisiaj. 

Moje badanie ma oczywiście wiele ograniczeń, ale potwierdza to, co wielu z Was na pewno już dawno dostrzegło. Większość ludzi - ja pewnie też jestem w tej grupie - to naiwniacy. Dość nierozważnie oczekujemy, że zarabiając nieco więcej niż dzisiaj, osiągnęlibyśmy spełnienie. Podwyżka zarobków o połowę i byłoby naprawdę spoko. Wtedy nie chciałbym więcej. Myślisz podobnie? Sądzę, że tak. Niewiele jest osób, które uznają, że to, co mają, już im wystarczy. Dzieje się tak, ponieważ nie chcemy rezygnować z tego, co posiadamy, a przy tym, co pokazały moje badania, wraz z dochodem rosną też nasze aspiracje.

Na pierwszy rzut oka to dość ponura konkluzja: zatonęliśmy w złudnym przekonaniu, że już za chwilę możemy mieć wystarczająco dużo, tylko po to, by zbliżając się do naszego celu, patrzeć, jak on się oddala. A jednak widzę w tym coś optymistycznego. Pomyślcie, jak uwalniająca może być świadomość, że zwiększając swoje dochody, mamy marną szansę na to, by poczuć zadowolenie z tego, co osiągnęliśmy. Więcej i tak nie wystarczy.

*Badanie przeprowadzono na próbie 4198 Polaków w maju 2024 roku. Zrealizowano je na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu w ramach projektu: Solidarność społeczna, postawy wobec państwa opiekuńczego oraz wzorce zasługiwalności w społeczeństwie polskim po wprowadzeniu programu "Rodzina 500+" finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki (2018/31/B/HS5/01707) .

Grafiki: Katarzyna Korzeniowska

Czytaj także: