- Traktowane byłyśmy z szacunkiem, ale bardzo przeżyłyśmy psychicznie to, co nam mówiono - że w białym miasteczku jest sześć osób i dużo polityków - relacjonowały pielęgniarki, które po ośmiu dniach protestu opuściły kancelarię premiera.
Zmęczone, ale pełne energii i dalekie od wywieszenia białej flagi - pielęgniarki Dorota Gardias, Janina Zaraś, Iwona Burchalska i Longina Kaczmarska były gośćmi specjalnego wydania "Kropki nad i". Kobiety po ośmiu dniach opuściły kancelarię premiera.
- Dziś zrobiliśmy z każdej strony krok w przód. Mam nadzieje, że jutro dostaniemy konkretne propozycje - stwierdziła Burchalska. - Jutro spotkajmy się w połowie drogi - my trochę ustępujemy, premier też niech trochę ustąpi - dodała Kaczmarska.
Propozycję Jarosława Kaczyńskiego, by podwyżki sfinansować z wyższych podatków dla najbogatszych, pielęgniarki odrzucają. - Powiedziałam premierowi, żeby sobie przypomniał program PiSu sprzed wyborów. Nie można nas tak szantażować - zabierzemy bogatym i oddamy biednym - uważa Gardias. - Myślę, ze jest więcej miejsc, gdzie można poszukać pieniędzy. To jest stawianie służby zdrowia w takiej sytuacji, że komuś trzeba zabrać, żeby nam dać - dodała.
- Głodujemy nadal. Jutro zapadnie decyzja, czy i kiedy zakończymy głodówkę - zapowiedziały pielęgniarki.
Nie składa broni również Henryka Krzywonos, którą pielęgniarki poprosiły o mediację. - Uważam, że dziewczyny nie przegrały. A następnym razem, jeśli mnie znów poproszą, nie przyjadę sama, tylko w większej grupie. Każdy kiedyś zachoruje i chciałabym, żeby przy łóżku czekała na mnie wypoczęta i zadowolona pielęgniarka - podsumowała Krzywonos.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24