W podwarszawskiej Radości personel domu opieki znęca się fizycznie i psychicznie nad starszymi i zniedołężniałymi kobietami - informuje "Polska". Gazeta dotarła do filmów, na których widać, że kobiety są poniewierane przez pracowników, a TVN24 dotarło do osoby, która przerażający proceder sfilmowała.
Na filmach nagranych telefonem komórkowym widać jak stare, schorowane i bezbronne kobiety są bite, znieważane i maltretowane. Wideo nagrał i przekazał "Polsce" Łukasz K., który przez dwa miesiące pracował tam jako poborowy odrabiający zasadniczą służbę wojskową.
- To trudna praca, ja też tam pracowałem osiem godzin dziennie to wiem, że nie jest łatwo. Ale na to co robiły pracownice domu nie ma żadnego usprawiedliwienia. To niedopuszczalne - powiedział na antenie TVN24 Łukasz K. - To nie jest wytłumaczenie, że komuś puściły nerwy. Jak się miały opiekować to powinny się opiekować, a nie wyżywać - dodał.
Kiedy prokuratura zainteresowała się sprawą, wycofał się z zeznań
Łukasz K. próbował zainteresować sprawą urząd pracy i policję, ale jak sam przyznał nie spotkał się ze zrozumieniem. - Uważano, że sobie coś wymyślam, bo nie chciałem pracować w zakładzie. Urząd pracy zgłosił sprawę do prokuratury, ale ja nie miałem wtedy nic, były tylko moje zeznania - opowiada Łukasz. Dodaje, że dlatego właśnie wycofał się ze swoich zeznań, bo "sprawa go przerosła i nie miał dowodów". Kiedy nie udało mu się przenieść do innego ośrodka postanowił, że uwiarygodni w jakiś sposób swoje doniesienia. Nagrał kobiety telefonem komórkowym.
- Chciałem mieć dowody, żeby nie mówiono mi znowu, że coś sobie wymyśliłem, że coś mi się pomieszało. Chciałem, żeby wiedzieli, jaka jest rzeczywistość - tłumaczy.
A jaka jest? Widać było na nagranych przez niego filmach.
"Zamknij mordę!"
K... co plujesz? Jak ci zaraz popluję, to się zesrasz Kierowniczka ośrodka do podopiecznej
Jesteś tu, bo twój mąż cię zostawił dla kochanki. Gnijesz, umierasz. opiekunka do pensjonariuszki
Na nakręconym telefonem komórkowym filmie widać też, jak opiekunki biją swoje podopieczne po twarzy, wmuszają jedzenie, wulgarnie wyzywają, naśmiewają się z nich. - Jesteś tu, bo twój mąż cię zostawił dla kochanki - znęcała się nad jedną z pensjonariuszek opiekunka. - Gnijesz, umierasz - mówiła inna o pacjentce z odleżynami.
Kopane, wiązane, bite
Według relacji Łukasza K. kobiety były też kopane w pośladki, gdy poruszały się za wolno i wiązane w nocy do łóżek, by nie ściągały pieluch i nie brudziły pościeli. Wymuszano na nich wypróżnienie, naciskając z całej siły na brzuch. Jedna z pensjonariuszek została przez przełożoną pobita, gdy próbowała oddać mocz na podwórku. Inna dostała za odebranie poczty od listonosza. - Chcę się stąd wydostać, chcę wrócić do córki - płakała, prosząc Łukasza K. o otworzenie furtki do ośrodka.
Nagrane sceny są wstrząsające, podobnie jak relacja byłego pracownika ośrodka. Łukasz K. wytrzymał tam dwa miesiące. Zrezygnował, mimo że za niedopełnienie służby grozi mu nawet więzienie. Zdecydował się opowiedzieć o tym, co się dzieje za murami prywatnego pensjonatu w Radości, prowadzonego przez Fundację "Betania".
1500 zł za miesiąc
Dom opieki w Radości powstał cztery lata temu. Zdaniem fundacji to jedna z najtańszych placówek tego typu. Miesięczny pobyt kosztuje od 1200 do 1500 złotych plus koszt pieluch i lekarstw. W ośrodku pracuje pięć opiekunek, żadna nie jest profesjonalną pielęgniarką. Opiekują się ponad dwudziestoma staruszkami. Kobiety cierpią na demencję i chorobę Alzheimera. Nawiązać kontakt można tylko z kilkoma.
Dziennikarze "Polski" odwiedzili placówkę. - Dom jest czysty i zadbany, robi dobre wrażenie. W czasie odwiedzin personel jest serdeczny i uprzejmy dla podopiecznych i ich rodzin - opisują reporterzy. Rodziny chwalą dom opieki. Drastyczne sceny rozgrywają się jednak bez świadków.
Bliscy nic nie podejrzewają?
Rodziny i bliscy osób przebywających w ośrodku nic nie podejrzewają. Co dziwne, niczego nie zauważyli też lekarze i księża odwiedzający dom. Nie zauważyli lub nie chcieli widzieć, bo filmy dowodzą, że staruszki przeżywają tam prawdziwe piekło.
Kierowniczka ośrodka Katarzyna Zimna stanowczo zaprzecza, by w placówce działo się coś niedobrego. - Pracujemy na pełnych obrotach od 6 rano do wieczora. Nawet Ukrainki zrezygnowały z tak ciężkiej pracy za tak małe pieniądze - mówi gazecie kierowniczka. Także pełnomocnicy Fundacji nie mają żadnych zastrzeżeń do jej pracy. - Nie trzeba mieć ukończonych studiów czy kursów, by prowadzić taki dom - twierdzi Elżbieta Goszycka, żona założyciela Fundacji. - Te panie wzorowo wywiązują się ze swojej pracy - dodaje. Tyle że filmy, na których widać ją i jej pomocniczki, przeczą tym zapewnieniom.
Źródło: tvn24.pl, "Polska", PAP